Witamy w kolejnej odsłonie cyklu Aktualnie na słuchawkach, w którym będziemy dzielić się przemyśleniami na temat czterech płyt, wystawimy im oceny, wskażemy naszym zdaniem najmocniejsze oraz najsłabsze utwory i podzielimy się z Wami teledyskiem (jeśli będzie dostępny). Słuchanie kolejnych płyt na potrzeby tego cyklu to dla nas poszerzenie horyzontów, wyjście ze strefy komfortu, eksploracja nieznanych muzycznie terytoriów i przede wszystkim dobra zabawa. W nowej odsłonie Aktualnie na słuchawkach omawiamy wyłącznie nowości muzyczne z poprzedniego miesiąca. Z powodu problemów technicznych, z którymi borykaliśmy się niemal cały styczeń, przesuwa nam się cały cykl, ale nadrobimy zaległości. Nasze teksty będą się ukazywać raz w miesiącu, zwykle w pierwszym tygodniu nowego miesiąca. Da nam to łącznie 48 recenzji płyt rocznie. W każdym miesiącu postaramy się umieścić w zestawieniu przynajmniej jedną płytę mainstreamową oraz wyłuskać takie albumy, po które naszym zdaniem warto sięgnąć, mimo niskiej lub nawet znikomej rozpoznawalności muzyków, którzy je stworzyli. Dodatkowo postaramy się napisać, z jakim artystą bądź albumem kojarzy nam się omawiany wykonawca lub jego płyta. W tym miesiącu przedstawimy Wam między innymi Silk Sonic.
Nasz zespół redakcyjny odpowiedzialny za Aktualnie na słuchawkach to Patryk Wolski i Mateusz Cyra. Patryk jest miłośnikiem rocka, głównie pociągają go odłamy hard i stoner. Mateusz z kolei to niepoprawny Stan Eminema, miłośnik lirycznego rapu oraz amator jazzu i muzyki filmowej. Naszym wspólnym mianownikiem jest naprawdę szeroko pojęty indie rock oraz muzyka folk. Możecie spodziewać się zatem sporej różnorodności muzycznej.
Pamiętajcie też, że na samym dole przypinamy playlistę Aktualnie na słuchawkach 11/21 dostępną na Spotify, na której umieściliśmy naszym zdaniem najfajniejsze piosenki z listopada 2021 roku.
Patryk Wolski:
Wykonawca: Deap Vally
Tytuł: Marriage
Data premiery: 19 listopada 2021
Najsilniejszy punkt: Billions, Magic Medicine, Phoenix
Najsłabszy punkt: Perfuction, High Horse
Gatunek: hard rock, garage rock
Kojarzy mi się z: The Black Keys, Rival Sons
Ocena: 7,5/10
Stary „ja” po przesłuchaniu otwierającego płytę utworu Perfuction rzuciłby album w cholerę i nigdy już do niego nie wracał. Jednak Mateusz nauczył mnie swego czasu pokory i cierpliwości w odkrywaniu nowej muzyki, toteż postanowiłem słuchać dalej – i bardzo się z tego cieszę, bo dużo bym stracił. Deap Vally to szalony, żeński duet, który nie patyczkuje się w swojej twórczości. Jak można wywnioskować po odsłuchaniu ich najnowszej płyty Marriage, Lindsey Troy i Julie Edwards lubią grać głośno i z pazurem, zarówno muzycznie, jak i w tekstowo. W utworze Billions naśmiewają się z ogromnego parcia ludzi na kasę, w Better Run czy I’m the Master jasno dają sygnał, że nie pozwolą sobą pomiatać. W twórczości Deap Vally czuć bunt i buńczuczność i wydaje się on nie być fałszywy. Tu muszę sobie pozwolić na dygresję – słuchając twórczości The Pretty Reckless, również można odnieść wrażenie, że Taylor Momsen chce mieć wizerunek buntowniczki, co przewijało się w wielu jej tekstach. Tylko że nie potrafiłem jej uwierzyć, że faktycznie tak jest – jej rebelia przykryta była tonem wyzywającego makijażu i wizerunku mrocznej lalki w ładnych kieckach. Natomiast słuchając piosenek Deap Vally, wierzę im, że to są babki, z którymi lepiej nie zadzierać. Marriage to bardzo dobry album, co prawda niepozbawiony wad (pierwszy kawałek muszę pomijać, aby nie dostać szału), ale jest na nim to, co lubię – wyraziste gitarowe riffy romansujące z blues rockiem, charyzmatyczny wokal i taneczne kawałki, przy których można się wyszaleć na domowej rockotece.
Wykonawca: Ronan Keating
Tytuł: Songs from Home
Data premiery: 12 listopada 2021
Najsilniejszy punkt: Summer In Dublin, Where The Streets Have No Name, Guiding Light
Najsłabszy punkt: The Voyage, The Island
Gatunek: pop, soft rock
Kojarzy mi się z: Robbie Williams
Ocena: 7/10
Jeśli wychowaliście się na muzyce lat dziewięćdziesiątych, to znacie przynajmniej jeden hit Ronana Keatinga – When You Say Nothing At All. Swego czasu utwór ten katowały wszystkie rozgłośnie radiowe i telewizyjne stacje muzyczne, a dzisiaj można go spotkać na przeróżnych składankach z tamtej epoki. Dla mnie był to artysta jednej piosenki, co oczywiście nie oznacza, że irlandzki wokalista poprzestał na własnej twórczości. Najnowszy album Songs from Home to już dwunasta płyta w jego dyskografii. Co na nim usłyszymy? Ronan Keating zdaje się wciąż podążać szlakiem radiowego popu, który jakby zatrzymał się w czasie. Takie kompozycje jak Into The Mystic czy Summer In Dublin to muzyka, która równie dobrze mogłaby zostać wydana dwadzieścia lat temu. I jest to przyjemna podróż w czasie, bo głos Ronana Keatinga wciąż potrafi zaczarować. Ładnie tu wyszedł zwłaszcza cover When The Streets Have No Name. Po drugiej stronie barykady mamy jednak tak ckliwe i tandetne utworki, jak The Voyage (refren Life is an ocean and love is a boat/In troubled waters that keeps us afloat brzmi niestety bardziej, jak wypociny nastolatka niż twórczość dorosłego artysty) czy The Island. Ronan Keating nagrał więc płytę z dobrymi momentami, paroma przyjemnymi utworami, które zabrały mnie w podróż do lat mojego dzieciństwa, jednak album Songs from Home obarczony jest również wadami, które były powszechne w muzyce pop tego okresu.
Mateusz Cyra:
Wykonawca: Nathaniel Rateliff & The Night Sweats
Tytuł: The Future
Data premiery: 5 listopad 2021
Najsilniejszy punkt: The Future, Survivor, Face Down In The Moment, Love Me Till I’m Gone
Najsłabszy punkt: nie potrafię wskazać
Gatunek: Blues, Soul, Americana,
Kojarzy mi się z: The Marcus King Band
Ocena: 8/10
Czas na wyznanie: ten zespół o mało nie znalazł się poza moją orbitą przesłuchań, bo nie kojarzę ich z nazwy, tego dnia przesłuchałem chyba z dziesięć płyt i miałem już serdecznie dość nowej muzyki, a na dodatek okładka tego albumu jest tak mizernie nijaka, że aż przyprawia o mdłości. Mimo to postanowiłem dać szansę. Byłem jednak mocno zniechęcony, ponieważ był to chyba już czterdziesty album, któremu poświęciłem uwagę, a wciąż nie trafiłem na nic, nad czym warto byłoby zawiesić uszy. I w zasadzie już pierwsza piosenka to była istna petarda. Uwielbiam takie wokale, które wręcz pysznią się swoimi umiejętnościami. Mają wszak do tego pełne prawo, bo z głosem potrafią czynić to, co dla zwykłych śmiertelników jest rzeczą nieosiągalną. Nathaniel Rateliff & The Night Sweats przedstawili szalony wręcz zakres nastrojów na najbardziej zróżnicowanym wydawnictwie, jakiego doświadczyłem w 2021 roku (a przynajmniej do tej pory). Trudno sklasyfikować ten album – jest tu trochę garażowego rocka, dominuje oczywiście blues i soul, ale gdzieś tam przebija się country i americana, a zdarza się tutaj nawet usłyszeć nutki zarezerwowane dla jazzu! The Future jest trochę jak muzyczne pudełko czekoladek – nie wiemy, co będzie w środku, ale pewne jest jedno – będzie smacznie i przyjemnie. Tekstowo album nawiązuje do tego, co może spotkać nas w przyszłości, jednak nie jest to spojrzenie pełne obaw – w każdej z piosenek wybrzmiewa nieokiełznany wręcz optymizm.
Wykonawca: Silk Sonic
Tytuł: An Evening with Silk Sonic
Data premiery: 12 listopad 2021
Najsilniejszy punkt: Put On A Smile, Leave The Door Open
Najsłabszy punkt: Silk Sonic Intro
Gatunek: funk, soul, RnB
Kojarzy mi się z: Alicia Keys, Prince
Ocena: 6,5/10
Kto nie zna Bruno Marsa, ręka w górę? No właśnie, nawet jeśli ktoś nie przepada za mainstreamem, to nie ma możliwości, żeby kiedyś gdzieś nie usłyszał o pewnym granacie… Andersona .Paaka kojarzy pewnie znaczna mniejszość, ale za oceanem jest to bardzo popularny i szanowany (szczególnie w środowisku hip-hopowym) grajek, który współpracował już między innymi z Eminemem, Dr. Dre czy André 3000. Mars i .Paak postanowili stworzyć super duet, czego efektem jest zespół Silk Sonic i właśnie omawiany tu debiut. Wieczór z Silk Sonic działa, ponieważ ci dwaj artyści wiedzą, jak niezwykle dobrze się uzupełniać. Oferują słuchaczowi miłą, spokojną, funkującą muzykę, która sprawdzi się zarówno do tańca, jak i w trakcie pościelowych zmagań. Miejmy nadzieję, że w dalszej kolejności będą pracować nad wymyśleniem koła na nowo, zamiast jedynie składać mu hołd, bo o ile mam wrażenie, że miejscami jest nawet bardzo dobrze, o tyle na dłuższą metę nie da się tej płyty zapętlać z przyjemnością. Tym bardziej że obaj artyści potrafią więcej. Nie pomaga temu albumowi także to, jak został on promowany – machina została nakręcona już wiosną 2021 i czekaliśmy na wszystko ponad dziewięć miesięcy, a w efekcie dostaliśmy osiem piosenek, z czego połowa jest naprawdę w pełni satysfakcjonująca.