A jednak nie jest to film o dojrzewaniu. W jakimś stopniu na pewno, trudno bowiem nie opowiadać o dojrzewaniu, kiedy głównymi bohaterkami są nastoletnie dziewczyny stawiające czoła problemom dnia codziennego, hormonom, swoim poszukiwaniom szczęścia i zrozumienia, miłościom i zawodom. A jednak nie jest to film w głównej mierze o dojrzewaniu, co okazuje się jego największą zaletą i zaskoczeniem. Choć trzeba chyba na to spojrzeć inaczej i szczerze przyznać, że Dziewczyny, to owszem, film o dojrzewaniu, ale nie tym związanym z wiekiem, lecz dojrzewaniu do bycia człowiekiem tak po prostu. Fińskie dzieło mogłoby opowiadać bowiem o ludziach w każdym wieku i nie straciłoby na ważności i aktualności. To opowieść o tych wszystkich niepokornych myślach i niepokojach, o których śpiewała Renata Przemyk, a które dajemy innym i dostajemy od innych.
Film Dziewczyny wchodzi do polskich kin dzięki Aurora Films już 30 września, a Głos Kultury objął produkcję patronatem medialnym.
W filmie Alli Haapasalo splatają się losy trzech dziewczyn. Dwie z nich – Mimmi i Rönkkö – to przyjaciółki od serca i choć nie wiemy, jak długo się znają i w jakich okolicznościach się poznały, to między wierszami twórcy wielokrotnie dają widzowi do zrozumienia, że dziewczyny są ze sobą bardzo blisko – znają się na wylot i rozumieją bez słów. Łączy je ten wyjątkowy rodzaj przyjaźni, który pozwala czasem na powiedzenie w złości lub frustracji kilku słów za dużo, co jednak nie oznacza wielkiej obrazy i końca relacji. Przyjaciółki spotykają się w szkole i w wolnym czasie, ale nie tylko – pracują bowiem również razem, obsługując niewielkie stoisko ze smoothies o przedziwnych, czasem intrygujących, a czasem dziwnych nazwach. Jest jeszcze Emma – pochodząca jakby z zupełnie innego świata, nieco odstająca od reszty. Milcząca, skupiona, niemalże dystyngowana. I choć jej relacja z Mimi zaczyna się dość niefortunnie, obie zaczynają dostrzegać w sobie nawzajem coś wyjątkowego, coś, czego bezskutecznie szuka wciąż Rönkkö.
Każda z trzech bohaterek zmaga się na przestrzeni filmu ze swoimi problemami, które niejednokrotnie sabotują ich kiełkujące relacje z innymi. Mimmi, choć zgrywa twardzielkę, żyje w bolesnym przekonaniu, że jej obecność jest przeszkodą dla szczęścia tych, których kocha. Odsuwa się więc w cień, by nowa rodzina, którą założyła je matka, miała szansę (według niej) dzięki temu przetrwać. Na bok odkłada tęsknotę za młodszym bratem i potrzebę bliskości matki, z której sama zdaje sobie sprawę w krytycznych momentach. W podobny, choć bardziej brutalny sposób zaczyna odsuwać się od Emmy, kiedy dochodzi do wniosku, że jej obecność w życiu dziewczyny źle wpływa na karierę tejże.
Emma jest bowiem łyżwiarką figurową i trenuje do Mistrzostw Świata. Rozkwitający związek z Mimmi daje jej poczucie wolności, swobody i spontaniczności, którego przez wiele lat jej brakowało. W parze z nimi idzie szczęście, nic więc dziwnego, że dziewczyna zaczyna kwestionować słuszność ścieżki życiowej, którą kroczyła do tej pory. Zawala treningi, kłóci się z trenerką, odpuszcza.
Rönkkö to pogodna, uśmiechnięta dziewczyna, której głównym problemem jest to, że za dużo myśli o seksie. Przywiązuje do niego tak wielką wagę, że niespełnienie w tej dziedzinie życia sprawia, że przesłania ono wszystkie inne. Na imprezę nie idzie po to, aby dobrze się bawić, ale po to, by znaleźć kochanka. Za każdym razem dziewczyna ma nadzieję, że tym razem poczuje rozkosz, o której wszyscy tyle mówią, a która ją omijała do tej pory szerokim łukiem. Skupieni na swojej własnej przyjemności chłopcy, roszczeniowi i egoistyczni – również nie ułatwiają Rönkkö zadania. Jej frustracja wzrasta, kiedy w rozmarzonym wzroku Mimmi dostrzega łunę tego, co ją cały czas omija.
Dziewczyny to bardzo nieszablonowy obraz, który sprawia wrażenie raczej podglądu scenek z życia niż dzieła stworzonego pod publikę. Litrami wylewa się z niego autentyczność, co z kolei rewelacyjnie wpływa na utożsamianie się z bohaterkami. Kibicujemy im nawet wtedy, kiedy zawalają, kiedy popełniają błędy i kiedy same nie wiedzą, czego chcą. Owszem, Dziewczyny to film o dojrzewaniu, nie mogło być inaczej, jeśli bohaterki są w tym specyficznym wieku, kiedy to stoi się na rozdrożu, jednak brak typowych, tendencyjnych szkolnych dramatów i uniwersalność rozterek młodych postaci sprawiają, że film ten mógłby opowiadać o bohaterkach w każdym wieku i nadal świetnie by się sprawdzał i bardzo dobrze by się go oglądało.
Ponieważ mamy na pierwszym planie nie jedną, a trzy główne bohaterki, każda z nich uosabia jakiś problem, niesie ze sobą jakiś temat, który razem z widzem stara się przepracować – czasami mniej świadomie niż odbiorca (ponieważ nierzadko jest tak, że z filmu o wiele łatwiej nam wynieść naukę, lekcję czy choćby refleksję niż z własnego życia i własnych doświadczeń). Twórcy zadbali jednak o to, by widz nie czuł się przytłoczony poruszanymi tematami, by nie miał wrażenia, że jest bombardowany problematyką, którą scenariusz żongluje jak piłeczkami. To, o czym opowiadają historie dziewczyn, jest spójne ze sobą i nie ma w tym grama sztuczności.
Fińskie Dziewczyny to zatem film o dojrzewaniu do miłości – zarówno do drugiego człowieka, jak i do samego siebie. A taki rodzaj dojrzewania może spotkać ludzi w każdym wieku. To opowieść o poszukiwaniach tego, co nas zadowala, co nas uszczęśliwia, co tworzy naszą strefę komfortu. To również – analogicznie – szukanie i sprawdzanie trochę metodą prób i błędów, co czyni nas nieszczęśliwymi, co wprawia nas w zakłopotanie, co nam nie odpowiada. Co czyni z nas ludzi, którymi chcemy być. Dziewczyny to również zasadne pytanie o seksualność – o to, kiedy jej wartość i znaczenie są przeceniane, a kiedy niedoceniane. O to, czy podążając za tłumem, za modą, za tym, o czym wszyscy mówią, czasami wmawiamy sobie, że coś nas uszczęśliwi, że czegoś potrzebujemy, co prowadzi nas do tego, że pozbawiamy się w ogóle możliwości zdecydowania, czy to jest dla nas, czy tego chcemy. Obecność Emmy wprowadza natomiast do opowieści wątek presji spoczywającej na nastolatkach, którzy próbują pogodzić szkołę i zwykłe życie z osiągnięciami sportowymi. Mimmi z kolei przypomina nam o tym, że choćby nie wiadomo jak samodzielny i dorosły wydawał się nastolatek, wciąż potrzebuje czuć się zaopiekowany, a przede wszystkim kochany, Potrzebuje miłości rodziców i pewności, że w trudnej chwili będą przy nim. Tylko i aż tyle. Dziewczyny to również opowieść o przyjaźni, jakiej wszyscy potrzebujemy. Nie dlatego jednak, że jest idealna i przesłodzona, ale dlatego, że godzi się na potyczki i niepowodzenia, bo obie strony zdają sobie sprawę (mimo młodego wieku), że właśnie po to powstała.
Dziewczyny mogłyby okazać się mdłą opowieścią, choć o ciekawej problematyce, gdyby zawiodły kwestie techniczne. Tymczasem również pod tym względem fińska produkcja broni się – na każdym polu. Kolory i światło wprowadzają widza w nastrój odpowiedni do scen, a muzyka została rewelacyjnie dobrana. Ścieżka dźwiękowa niemal stapia się z tym filmem, idzie z nim ramię w ramię i trudno wyobrazić sobie ową produkcję z inną muzyką. Jednak Dziewczyny oprócz naprawdę solidnego scenariusza stoją aktorstwem. Aamu Milonoff jako Mimmi, Eleonoora Kauhanen jako Rönkkö i Linnea Leino jako Emma grają tak, jakby robiły to od zawsze. Ich naturalność i subtelność gestów i mimiki, które ani razu nie wyglądają na wymuszone czy właśnie zagrane, tworzą dla tego filmu zupełnie nową jakość. Żadna z tych trzech młodych aktorek nie przoduje, bo ich talent i zaangażowanie w produkcję są na idealnie równym poziomie. Osobną kwestią jest również casting – Milonoff, Kauhanen i Leino zostały fantastycznie do swoich ról dobrane. Uroda każdej z nich zapada w pamięć (Leino mogłaby spokojnie zagrać kolejną siostrę Rooney Mary) i została również, łącznie oczywiście z charakteryzacją, dobrana do osobowości, które mają grane przez nie postacie.
Film w reżyserii Alli Haapasalo jest pięknie, z wyczuciem i zmysłem opowiedziana historią o dojrzewaniu do bycia szczęśliwym człowiekiem. Znamienne jest to, że chłopcy, a tym bardziej mężczyźni grają tutaj drugorzędne role, pojawiają się w zasadzie w ostateczności. Rodzice głównych bohaterek, którzy pojawiają się w filmie, to matki. Osoba, która trenuje Emmę, to kobieta; pojawia się również policjantka, nie policjant. Ich rola nie jest umniejszana lub bagatelizowana, nie poświęcono jej jednak większej uwagi, ponieważ nie było takiej potrzeby. I choć Dziewczyny to na wskroś dziewczyński świat, to jeszcze bardziej jest po prostu ludzki. Wszyscy rozglądamy się niecierpliwie i czasami niepewnie za szczęściem. Wszyscy, kiedy to długo nie przychodzi, zastanawiamy się, co robimy nie tak i co z nami jest nie tak. Wszyscy miewamy gorsze chwile, wybuchy złości. Podejmujemy decyzje, wiedząc już, że są złe, ale coś, jakiś perfidny mały troll, który w nas siedzi, nie pozwala nam zawrócić, przerwać w pół zdania. Ranimy innych, myśląc, że w ten sposób im pomagamy i że być może mniej krzywdzimy siebie. Kiedy przychodzi miłość, często nie wiemy, jak się zachować, mimo że wmawia się nam niemal od urodzenia, że serce i ciało same będą wiedziały, co robić.
Czy Dziewczyny to film o dojrzewaniu? O nastoletnich problemach, o poszukiwaniu własnej drogi, o rozumieniu swojej seksualności, o skomplikowanych relacjach międzyludzkich, które w tym trudnym okresie wydają się jeszcze bardziej skomplikowane? Owszem, ale nie tylko i powtórzę stwierdzenie z początku tego tekstu, że nie przede wszystkim. Ponieważ Mimmi, Rönkkö i Emma, choć zostały świetnie napisane i zagrane, są jednocześnie na tyle znajome i swojskie, że mogłyby być nami – bez względu na nasz wiek i przeżyte doświadczenia. Bo dojrzewając, nierzadko stajemy naprzeciw tym samym problemom, z którymi przyjdzie nam zmierzyć się za kolejne 10, 20, 30, 40 lat. Tylko perspektywa się zmienia.
Dziewczyny to świeży i bardzo aktualny film, który ze swoich bohaterek uczynił główne atuty. To ważna, ale i angażująca widza historia. Sama złapałam się na tym, że na drugi dzień po seansie, kiedy zastanawiałam się, co obejrzeć wieczorem, pomyślałam, że chętnie sprawdzę, co nowego u Mimmi, Emmy i Rönkkö. W tej samej chwili ze smutkiem uświadomiłam sobie, że Dziewczyny to przecież nie serial (choć mają coś wspólnego z amerykańskim serialem od HBO pod tym samym tytułem), a ja nie będę mogła już więcej uczestniczyć w ich życiu – w ich rozterkach i drobnych radościach. To pokazuje tylko, jak sprytnie udało się twórcom wyważyć ten film – znaleźć kompromis między delikatnymi, niełatwymi w dyskusji tematami a stworzeniem takiej historii, która przyciągnie i zaangażuje widza. Widza, który zatęskni za bohaterkami, z którymi przecież widział się tak krótko. W przeciwieństwie do dojrzewania – ono trwa całe życie, dając nam te wszystkie niepokorne myśli i niepokoje.