Anioły czuwają jeszcze – Kamil Wicik – „Farben Lehre. Bez pokory” [recenzja]

Nie są zespołem, który zabłysnął nagle i jasno, by szybko zniknąć. Nie są grupą, która trzyma się razem tylko po to, by tworzyć muzykę. Nie było im łatwo przedostać się przez tłum zespołów, które już miały wyrobioną renomę na rynku. Nie mieli pieniędzy ani znajomości; nie mieli dostatecznego sprzętu ani miejsca, w którym mogłyby odbywać się ich próby. Nie od początku mieli poparcie władz miasta i szczęście, które sprzyjałoby im na każdym kroku. Mieli jednak wiarę, zapał, energię i coś ważnego do powiedzenia. Przede wszystkim jednak mieli Wojciecha Wojdę – lidera, jakiego chciałby niejeden zespół. Teraz dzięki książce Kamila Wicika mamy szansę poznać historię Farben Lehre od podszewki – zarówno tej muzycznej, jak i zwyczajnej, życiowej.

Byłam kiedyś na koncercie w niewielkiej miejscowości koło Rybnika. Koncert odbywał się w plenerze, zdaje się, że z okazji obchodów dni tejże niegrzeszącej wielkością mieściny, a co parę kroków człowiek natykał się na duże plakaty obwieszczające gwoździa koncertu, zespół… No, właśnie. Tu pojawił się problem, bowiem razem ze znajomymi byłam przekonana, że grać ma zespół Farben Lehre, tymczasem okazało się, że na wszystkich plakatach widnieje jakaś formacja o zbliżonej nazwie: Farben Lehren. Na to nie mogliśmy pozwolić. Szybko w ruch poszły markery, a my wzięliśmy się do pracy, by przywrócić nazwie zespołu dawną świetność. Zastanawiało mnie tylko, jakim cudem żadna z osób odpowiedzialnych ze plakaty nie znała ani Kwiatów polskich, ani twórczości Goethego ani – na litość boską – samego zespołu! Można powiedzieć, że ten drobny incydent przedstawia w skrócie ogólną teorię dotyczącą sławy grupy z Płocka. Niby są znani, ich płyty się sprzedają, a na koncerty przychodzą tłumy, jednak – zwłaszcza w porównaniu do innych zespołów tego typu – niewiele się o nich słyszy, a oni sami stoją jakby z boku. Tymczasem z książki Farben Lehre. Bez pokory dowiedzieć się możemy, że tak naprawdę działają na rzecz polskiej niezależnej sceny muzycznej w znacznie większym stopniu, niż mogłoby się wydawać, a owo stanie z boku jest nie tylko uzasadnione, ale wręcz budzące aprobatę.

Kamil Wicik, widniejący jako główny autor książki, a także jego pomocnicy – Leszek Gnoiński i sam lider Farben Lehre, Wojciech Wojda, stworzyli wspólnymi siłami nie tylko biografię zespołu płocczan, ale także niezwykły portret czasów, w których zespołowi przyszło powstawać, a później się rozwijać, jak i całego muzycznego świata – lat 80., 90. aż do dzisiaj. Farben Lehre. Bez pokory to niezwykła podróż po czasach, kiedy na topie były takie zespoły jak T.Love Alternative, Maanam, TSA, a wiele z tych, które znamy do dziś, dopiero rozpoczynało swoją karierę. Wojciech Wojda ma w zanadrzu historie nie tylko ciekawe, ale i wzruszające, bądź takie, których opowiadanie nawet po tylu latach wprawia w gniew czy oburzenie. Droga Farben Lehre do sławy, koncertów, nagrania pierwszej płyty – nie była łatwa. Podczas lektury można odnieść wrażenie, że chłopakom z Mazowsza nie pomagały ani czasy, ani władze miasta, ścigał ich natomiast jakiś trudny do określenia pech, który – na szczęście – nie miał w sprawie sukcesu zespołu ostatniego słowa.

Wydaje się, że Farben Lehre. Bez pokory to zwyczajna biografia – raz zabawna, raz nudna, kiedy akurat w historii zespołu nic się nie dzieje. Z książką Kamila Wicika jest jednak inaczej. Nie wiem, czego jest to zasługa, nie potrafię sprecyzować, jaki element przede wszystkim o tym decyduje, ale biografię zespołu z Płocka czyta się z zapartym tchem, strona po stronie, nie chcąc się oderwać choćby na chwilę. Wpływ na to mógł mieć sposób, w jaki została skonstruowana. Wicik zdaje sobie sprawę, że to nie jego historia i dlatego jak najczęściej oddaje głos tym, którzy tworzyli Farben Lehre kiedyś, i  tym, którzy tworzą zespół teraz. Jego słowa nie formują się w nudną bryłę tekstu, po której następuje wyodrębniona wypowiedź kogoś z zespołu lub z jego otoczenia. Cytaty pojawiają się tu co chwila, zdanie po zdaniu, i może właśnie dlatego lektura mija nam w mgnieniu oka. Książka nabiera też dzięki temu wiarygodności i tej siły przekazu, której często brakuje tego typu książkowym pozycjom.

Po miejscami wzruszającym, a miejscami zabawnym wstępie do kariery zespołu – kiedy to Farbeni musieli robić próby w garażu przy trzydziestostopniowym mrozie, podczas gdy ten, który miał klucze do „sali prób”, spóźniał się tak bardzo, że aż dziw, iż chłopakom chciało się jeszcze później grać – Kamil Wicik snuje historię grupy w oparciu o kolejne wydawane z większym lub mniejszym trudem płyty, a także o co większe festiwale muzyczne. Towarzyszymy również członkom zespołu podczas nagrań w studio, wszelakich koncertów i… ostrych popijaw, podczas których towarzyszyło im wiele znanych nazwisk z muzycznego podwórka Polski, między innymi Titus i Popcorn z Acid Drinkers czy Maciej Maleńczuk. Natomiast podczas spotkania z muzykami z The Exploited, Wattie Buchan opowiadał liderowi Farben Lehre historię Sida Viciousa i podważał teorię, według której basista Sex Pistols miał zadźgać Nancy Spungen. Dowiemy się z książki naprawdę wielu ciekawych rzeczy, o których nie śniło się nawet niemieckim filozofom…  A na deser dostajemy jeszcze mnóstwo wypowiedzi ludzi związanych ze sceną muzyczną i nie tylko, dotyczących Wojciecha Wojdy i zespołu – nierzadko są to nazwiska bardzo znane, a nawet i kontrowersyjne.

Szalenie ważne również jest to, że w Farben Lehre. Bez pokory czytelnik znajdzie mnóstwo zdarzeń, które bezpośrednio wpłynęły na powstanie poszczególnych kawałków z repertuaru płockich muzyków. Autor stara się jak najbardziej przybliżyć nam warstwę tekstową twórczości zespołu, stara się je „uczłowieczyć”, pokazać czytelnikowi, że nie są one zwykłym tekstem, w którym czasem coś się rymuje, a czasem wpadnie nam w ucho przyjemna metafora. Teksty Farben Lehre są zawsze  j a k i e ś  i zawsze mówią o  c z y m ś. Kamilowi Wicikowi udało się o tym opowiedzieć, a my przy okazji dowiemy się między innymi, o kim opowiada znany z ostrych słów utwór Judasz. Wojciech Wojda zresztą niejednokrotnie przemycał do swoich tekstów przemyślenia dotyczące zarówno świata, jak i zamieszkujących go ludzi, zarówno idei, społecznych tendencji, jak i kierunku, w którym zmierza świat.

Najistotniejszym, co wyniosłam z lektury książki, to szacunek, jakim od teraz darzę zespół Farben Lehre. Nie chodzi absolutnie o to, że wcześniej ich nie szanowałam – a skąd! Chodzi o to, że przed lekturą Farben Lehre. Bez pokory lubiłam ich muzykę, ceniłam za teksty i doceniałam przede wszystkim atmosferę, jaką potrafili wytworzyć na koncertach – jak żaden inny zespół podrywając tłum ludzi do zabawy, często bez względu na rodzaj muzyki, jaki ów tłum lubił – jednak nie miałam okazji, żeby nabrać do nich szacunku; na tym polu zespół ten był mi obojętny. Natomiast praca Kamila Wicika przybliżyła mi członków zespołu jako ludzi, którzy walczą o swoje racje, którzy nie dają się porwać nurtom, które im nie pasują, i którzy cenią siebie nawzajem za pracę, którą wykonują; którzy nic nie dostają za darmo i którzy w muzykę wierzą równie mocno, co w przyjaźń i szczerość. Wstyd przyznać, ale będąc w tłumie ludzi, którzy świetnie bawili się na którymś z kolei Punky Reggae Live, nie zdawałam sobie sprawy, że to właśnie Farbeni, a głównie ich lider, byli tak naprawdę pomysłodawcami i realizatorami tego kolorowego, radosnego przedsięwzięcia.

Wojciech Wojda jako założyciel, lider, wokalista i w głównej mierze autor tekstów wybija się w książce na plan pierwszy. To zresztą on jest osobą, która od początku wierzyła w Farben Lehre i nawet, kiedy został na swoim niewielkim, muzycznym pokładzie sam – nie zwątpił, nie dał się; robił swoje i robi nadal, a wychodzi mu to po prostu bardzo dobrze. Z kart książki Kamila Wicika wyłania się muzyk, który wbrew wielu przeciwnościom, krok po kroku dążył do tego, aby spełnić swoje marzenia o dzieleniu się muzyką z tymi, których serce bije w podobnym rytmie. Farben Lehre. Bez pokory wyróżnia się na tle podobnych publikacji także tym, że choć ze stron bije sympatia, jaką autor darzy zespół i jego lidera, to Wicik stara się niczego nie ubarwiać, jak najczęściej oddaje głos muzykom, a także nie wyraża opinii, choć niektóre sytuacje wręcz się o to proszą. Niekiedy widzimy więc Wojciecha Wojdę złego, pijanego, popełniającego błąd, ale – kto z nas ich nie popełnia? Na szczęście książka o historii Farben Lehre ustrzegła się przed typowym laurkowym stylem. Opowiada o tym, jak było i jak jest, a przedstawiając charakter charyzmatycznego wokalisty, wysnuwa przypuszczenia na przyszłość – jak może być.

Niby nic a znaczy wiele – śpiewają o sobie członkowie zespołu. I w tym zdaniu zawiera się wszystko, co można o nich powiedzieć, aby w jednym krótkim zdaniu oddać, bez niepotrzebnego patosu i roztkliwiania się, charakter zespołu. Bo Farben Lehre to wbrew pozorom zwyczajne chłopaki (teraz już mężczyźni), którzy potrafią zarówno nieźle się zabawić, jak i spoważnieć, kiedy przyjdzie na to pora. A chwil poważnych w historii zespołu nie brakowało. Podczas lektury można nawet odnieść wrażenie, że był czas, kiedy za Farben Lehre i bliskimi im ludźmi sunął cień śmierci, który najbardziej radosne chwile przykrywał ciemną łuną. „Chłopaki z Mazowsza” nie mieli łatwo, ale z każdej sytuacji wychodzili z podniesioną głową. I choć skład zespołu od jego początków niemal całkowicie się zmienił, pomijając oczywiście osobę Wojdy, który jest filarem grupy, to założenie – o zespole zwartym, oddanym muzyce i sobie nawzajem, który nie tyle gra dla widowni, co razem z nią, który idzie tam gdzie chce, a nie tam, gdzie mu każą – jest wciąż takie samo, od pierwszego dnia, od pierwszej próby. I za to brawa należą się Wojciechowi Wojdzie.

Miłą niespodzianką dla czytelników okazała się płyta dołączona do książki, na której znajduje się pięć utworów, z czego niektóre mogliśmy już słyszeć, choć nie w nowej, odświeżonej aranżacji. Bonus do książki otwiera jeden z bardziej znanych utworów zespołu z Płocka, Pozytywka, której niezwykłej energii i pewnej egzotyki dodali: Ivan Lenyo grający na akordeonie, Oleg  „Dem” Demyanenko grający na mandolinie – obydwaj panowie z zespołu Kozak System – i Piotr „Lolek” Sołoducha znany z zespołu Enej, którego usłyszeć możemy w chórkach. Numer drugi, Farben Lehre, to muzyka zespołu Dritte Wahl, do której Wojciech Wojda ułożył słowa, które nie tylko krótko opisują historię zespołu, ale także są swoistym hołdem dla fanów, którzy tak licznie przychodzą na koncerty od wielu lat. Trzecia piosenka to urokliwa Magia, którą wzbogacił wokal Piotra „Gutka” Gutkowskiego z Indios Bravos, a także gitra Mariusza Kumali. Kolejnym numerem jest utwór stworzony ze słów lidera Farben Lehre ułożonych do muzyki zespołu Ine Kafe. Mimo wszystko posiada tekst, który przekazuje główną myśl towarzyszącą zespołowi, i aż dziwne, że po wielu przejściach i niejednej tragedii oni wciąż potrafią śpiewać: Chociaż tyle krwi rozlanej, warto żyć mimo wszystko, bo nie ma tego złego, co na dobre by nie wyszło. Jednak warto żyć, kiedy świat tak bardzo boli, mówię ci, każda rana się zagoi. Płytę kończy dublująca się Magia w wersji long. Naprawdę miła niespodzianka i przyjemny krążek, który wciąż i wciąż powraca do mojego odtwarzacza.

Farben Lehre. Bez pokory to kawał historii nie tylko pewnego niepozornego zespołu z Płocka. To historia o wspaniałych ludziach i niepewnych czasach, o wygłupach i pogrzebach, o wojnie toczonej o własne idee i marzenia, a także o kompromisach, bez których niekiedy nie można ruszyć z miejsca. Książka Kamila Wicika to nie tylko świetna biografia Farben Lehre, to – wbrew pozorom i o, ironio – lekcja pokory. Bo trzeba umieć odróżnić pokorę wobec idiotów, systemu, który nas krzywdzi, ludzi, którzy siedzą wyżej, choć ich dusze i umysły nie wychyliły nawet łba poza krawężnik, od pokory wobec praw, które od wieków rządzą światem, od pokory wobec życia i śmierci, wobec siły muzyki i wreszcie wobec własnych słabości, które niekiedy pokonać możemy tylko dzięki temu, że przyznamy im rację bytu. I o tym również opowiada ta historia. Na przemian zimna i ciepła, mądra i zabawna, pozwalająca zapomnieć i zmuszająca do pamiętania. Na koniec można tylko wyrazić wdzięczność dla zespołu, który tyle już lat pozostaje niewzruszony na komercję, pecha, obłudę i nienawiść. Jak to dobrze, że pomimo wielu zakrętów losu, nad Farben Lehre Anioły czuwają jeszcze…

Fot.: Wydawnictwo SQN

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *