apokawixa

TO przyszło z wody – Xawery Żuławski – „Apokawixa”

Przyznaję, że w momencie, w którym pojawiły się medialne doniesienia o zbliżającej się premierze kinowej nowego filmu Xawerego Żuławskiego, tenże tytuł był dla mnie semantyczną zagwozdką, co świadczy chyba w szczególności o moim stetryczeniu, skoro nie jestem w stanie zidentyfikować języka współczesnej młodzieży (notabene produkcja naszpikowana jest tego typu bogato inkrustowanymi dialogami, choć często mają one raczej stylizowany charakter, niż wskazują na jakąś realistyczną wierność i odwzorowanie mowy licealistów). Jednocześnie promowano ów produkt jako pierwszy polski film o zombie, co budziło jeszcze większe obawy, albowiem nasze krajowe dokonania na polu kina gatunkowego są dosyć liche, by wspomnieć w tym miejscu przede wszystkim o tandetnych dokonaniach Marka Piestraka, flirtach retro z horrorem w wykonaniu Jacka Koprowicza (vide Medium) czy też wreszcie dokonaniach Piotra Szulkina w obszarze kina postapokaliptycznego, które jednak należy rozpatrywać w innym, mianowicie filozoficzno-historiozoficznym kontekście. Seans filmu Apokawixa groził zatem konfrontacją z wyrobem filmopodobnym w stylu Patryka Vegi. Na szczęście biegłość reżyserska Żuławskiego oraz najwyraźniej jednak geny sprawiły, że oto mamy do czynienia z czymś diametralnie innym.

Oczywiście zawsze przy okazji tego rodzaju gatunkowych eksperymentów w naszym rodzimym kinie pojawia się fraza, że oto jest to produkt całkiem znośny, jak na polskie warunki. Tym razem śmiało można jednak lokować ten tytuł w szerszym kontekście udanego kina gatunkowego w ogóle. Film Żuławskiego wpisuje się zresztą w pewien nowy trend, w którym rodzimi twórcy zaczynają uprawiać to rzemiosło – w szczególności w obszarze kina grozy – bez kompleksów, by wspomnieć w tym miejscu Bartosza Kowalskiego i jego dyptyk pod tytułem W lesie dziś nie zaśnie nikt czy też Jana Belcla i jego zaskakująco udany obraz zatytułowany Wszyscy moi przyjaciele nie żyją, gdzie zresztą powinowactwo Apokawixy z uwagi na tożsamość fabularną wydaje się największe. Xawery Żuławski, mimo że jego filmografia jest póki co dość skąpa, a znane nazwisko paradoksalnie wcale nie ułatwia mu kariery, wydaje się mieć już dość ugruntowany język opowiadania. Co prawda jego poprzednie dzieło, tj. wprost odziedziczona po ojcu Mowa ptaków, była w jakimś sensie epigońska w stosunku do twórczości Andrzeja, to wchodząca obecnie na nasze ekrany Apokawixa zdaje się nowym otwarciem w karierze Żuławskiego juniora. Jednocześnie ta próba pokazuje, że być może wyrasta nam utalentowany twórca kina gatunkowego i kto wie, czy rozwój artystyczny młodego Żuławskiego nie pójdzie w tym oto kierunku.

Filmy o zombie od czasów George’a Romero nie były tylko zwykłymi horrorami, które miały wywołać u widza określony rezultat psychosomatyczny, ale obudowane były całą sferą akcentów w wymiarze społecznym. Tak też jest w przypadku recenzowanego tutaj filmu, który jest w tym zakresie zgrabną krajową polemiką z tą tradycją. Fabuła jest naskórkowa i nie warto w tym miejscu poświęcać jej nadmiernej uwagi. Oto grupa maturzystów zmęczona zdalną nauką w trakcie pandemicznego lockdownu chce odreagować męki narodowej kwarantanny i w tym celu udają się na imprezę do bajecznej nadmorskiej rezydencji jednego z nich – notabene syna obrzydliwie bogatego przedsiębiorcy, który spuszcza do morza bliżej nieskonkretyzowane substancje chemiczne, wywołujące rzeczoną epidemię zombie. Film jest na tyle aktualny, że jego premiera zbiega się z kryzysem ekologicznym na Odrze. Apokawixa staje się przy tym komentarzem na temat pandemii (oraz psychicznych spustoszeń, jaka ta zupełnie nowa sytuacja spowodowała w głowach przede wszystkich młodzieży), zmian klimatycznych oraz zagrożeń ekologicznych. Jest także po części ozdrowieńczą satyrą na wszystkie te zjawiska. Młodzi nieopatrzeni aktorzy (bodaj najbardziej znany jest tu Mikołaj Matczak znany ze znakomitego Ostatniego komersu) dają sobie znakomicie radę, a reżyser potrafi zagospodarować postaci w ten sposób, że każda z nich ma na ekranie swoje pięć minut, nie stając się przy tym plakatowym emblematem prezentowanej przez siebie postaci. Największe show robi Sebastian Fabijański w roli przegiętego zbzikowanego leśnego dziada, ale też Cezary Pazura jest wiarygodny w drugoplanowej roli uczciwego i rzetelnego strażnika miejskiego, który jest tutaj figurą z najbardziej rozbudowanym życiem wewnętrznym. Film Żuławskiego został na FPFF w Gdyni potraktowany po macoszemu, albowiem nagrodzono go zaledwie mało istotną statuetką Złotego Pazura, która zresztą spycha ów obraz w niszę eksperymentu i ekscesu, podczas gdy jest to kino mogące konkurować z produkcjami arthouse’owymi, o ile ta dychotomia ma jeszcze jakiś sens.

Fot.: Next Film

apokawixa

Overview

Ocena
7 / 10
7

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Mielnik

Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *