Mark Webber

Australijski charakter – Mark Webber – „Moja Formuła 1” [recenzja]

Poza biografiami legendarnego Ayrtona Senny i nie mniej słynnego Michaela Schumachera polski rynek biografistyki kierowców Formuły 1 jest niezwykle ubogi. Oczywiście w momencie sukcesów Roberta Kubicy pojawiły się również opracowania o nim, ale poza tym krajobraz na tym rynku przypomina raczej pustynię. Byłem więc zaskoczony, kiedy Wydawnictwo Sine Qua Non zaanonsowało wydanie autobiografii Marka Webbera. Sympatyczny Australijczyk nigdy nie był w ścisłym topie kierowców Formuły 1. Sukcesy, które osiągał, jeżdżąc w zespole Red Bulla, są w dużej mierze zasługą fantastycznego, bezkonkurencyjnego bolidu austriackiej stajni. Z drugiej strony Mark Webber należał do pokolenia kierowców, którzy przebili się do najwyższej kategorii wyścigowej wyłącznie dzięki własnemu talentowi, uporowi i ciężkiej pracy. Moja Formuła 1 to momentami pasjonująca historia życia człowieka, który gonił za wszelką cenę za marzeniami i w końcu osiągnął swój cel.

Po lekturze miałem jednak pewien niedosyt, bo Moja Formuła 1 okazała się być dosyć sztampową autobiografią. Natomiast trudno odmówić jej wyjątkowości, bo jest to rzecz napisana z perspektywy osoby, która zawsze była w głównym nurcie wydarzeń w padoku. Ale sama narracja jest tradycyjna – od dzieciństwa w Australii, po emigrację do Wielkiej Brytanii, aby stamtąd, startując w niższych seriach i pokazując się łowcom talentów wyścigowych, mieć znacznie bliżej do wymarzonej Formuły 1. Mark Webber miał pod górkę przez cały okres dorastania jako kierowca wyścigowy. Brak budżetu, sponsorów ii odpowiedniego zaplecza spowodował, że przez jakiś czas musiał zrezygnować z wyścigów samochodami jednomiejscowymi, z otwartym nadwoziem, na rzecz ścigania się samochodami GT. Mark był jednak uparty i w końcu sobie wyszarpał miejsce w Formule 1 i w 2002 roku zadebiutował w słabiutkim Minardi. Niełatwa i wyboista była to droga. Z daleka od ojczyzny, rodziny i przyjaciół, z wiecznymi problemami finansowymi i technicznymi. Mark szczerze opisuje ten okres, mówi wprost o swoich wzlotach i upadkach, a mi w głowie podczas lektury pierwszych kilku rozdziałów pojawiała się analogia do życiorysu Roberta Kubicy, o którym zresztą Mark w kilku momentach się ciepło wypowiadał i to bynajmniej nie z czystej kurtuazji.

Najbardziej sobie ostrzyłem zęby na opowieści Webbera z czasów jego bytności w Formule 1. I niestety rozczarowałem się, bo często rozdziały o tym, jak jeździł kolejno w Minardi, Jaguarze, Williamsie i w końcu Red Bullu są napisane po prostu nudno, Mark wręcz streszczał swoje osiągnięcia z tamtych sezonów. Nie jest to regułą, bo Webber wyciąga na powierzchnię również informacje zza kulis, jak to, że w Williamsie czuł się nieszczęśliwy, bo atmosfera w tamtym zespole okazała się być wówczas daleka od sielanki, a sam team upajał się własną, dawną wielkością, mimo faktu, że w czasach, kiedy Mark u nich startował, byli zespołem z końca stawki bez pomysłu i planu na poprawę wyników. Webber gorzko też wspomina starty w Red Bullu, co zresztą nie dziwi, bo ten team wyraźnie faworyzował Sebastiana Vettela. Mam wrażenie, że sporo australijski kierowca niedopowiedział, momentami na łamach książki po latach wręcz tłumaczył się ze swoich wypowiedzi, udzielanych na gorąco po wyścigach. Jakby potężna, PR-owa machina F1, którą poniekąd Mark gardzi, mimo wszystko wpływała na samą treść, która okazała się być wygładzona, wyraźnie unikająca kolejnych skandali.

Autobiografia Webbera, to niewątpliwie cenna rzecz i co tu dużo mówić – nowatorska pozycja na naszym krajowym rynku księgarskim. Mam nadzieję, że pociągnie ona za sobą kolejne pozycje książkowe z tematyki Formuły 1. Natomiast osobiście nieco się rozczarowałem samą zawartością, mając w pamięci, że Webber w czasach swoich startów w królewskiej kategorii wyścigowej był kierowcą szczerym, dalekim od wyobrażeń PR-owców, często krnąbrnym i wsadzającym kij w mrowisko. Niestety jego Autobiografia jest dosyć grzeczną i unikającą kontrowersji historią sportowca. Albo ja miałem przesadzone oczekiwania, albo Mark Webber po prostu taki jest. Tego się chyba już nigdy nie dowiem.

Fot.: Wydawnictwo Sine Qua Non

Mark Webber

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *