Awantura o Fez – Paul Bowles – „Dom pająka” [recenzja]

Aż trudno uwierzyć, że napisany w 1955 roku Dom pająka dopiero teraz doczekał się polskiej premiery. Dotychczas Paul Bowles i jego twórczość byli traktowani po macoszemu, a drukowano jedynie najgłośniejsze powieści, z Pod osłoną nieba na czele. Ale lepiej późno niż wcale – podczas gdy wydana rok temu (również jako premiera) powieść Ponad światem zainteresowała mnie piórem Bowlesa, o tyle Dom pająka przekonał mnie, że wygrzebanie tego autora ze stosu bardziej krzykliwych i medialnych nazwisk było strzałem w dziesiątkę.

Jak Bowles przyznał w przedmowie, sama powieść ewoluowała w wyniku rzeczywistych wydarzeń w Maroku. Amerykanin, który spędził większość swego życia w tym północnoafrykańskim państwie, pragnął napisać książkę o życiu codziennym w mistycznym Fezie, który oparł się rozwojowi i zamiast przeć naprzód, zatrzymał się w epoce średniowiecza. Dom pająka jednak zmienił się w powieść de facto polityczną, gdy w mieście (jak i w całym Maroku) wybuchły rewolty przeciwko kolonialnym rządom Francuzów w kraju. Bowles postanowił więc umieścić głównych bohaterów swej powieści w centrum rewolucyjnych zdarzeń, nie zaś w sielskiej atmosferze sennego Fezu.

Pierwszym z nich jest John Stenham, amerykański pisarz, którzy przybył do Maroka, aby napisać najnowszą książkę. Jego twórczość jest owiana tajemnicą, ale z urywanych strzępów narracji wydaje się, że pod pewnym względem Stenham jest odzwierciedleniem Paula Bowlesa. Autor zastrzegł, że co prawda Dom pająka nie jest powieścią autobiograficzną, ale trudno nie znaleźć alegorii między Stenhamem a jego stworzycielem. Fikcyjna postać do bólu przypomina tryb pracy i stopniową niemoc twórczą związaną z zamieszkami, a także poprzez rozczarowujące spojrzenie na panującą w mieście sytuację, które podzielał Paul Bowles. Stenham nie umie opowiedzieć się po żadnej ze stron – ani rewolucjonistów, ani dzierżących władzę Francuzów. Jego romantyczne i wrażliwe spojrzenie nie pozwala mu dokonać wyboru, bowiem dla niego jedynym skutkiem zmian będzie bezpowrotne złamanie ducha Fezu (i następnie Maroka), a konkretnie jego mieszkańców, którzy obudzą się z błogiej stagnacji i apolityczności. Pesymistyczne wnioski Stenhama Bowles niejako potwierdza również w swojej przedmowie, gdzie pozwala sobie na subiektywne ocenienie skutków marokańskiej rewolucji.

Pisarz niedługo przed rozpętaniem się w mieście piekła poznaje uroczą Polly Borroughs, która podaje się za turystkę zwiedzającą Maroko. Chociaż Stenham szybko zrobił się wobec dziewczyny podejrzliwy, nie mógł jednocześnie przestać o niej myśleć i począł niezdarnie smalić do niej cholewki; szybko jednak okazało się, że zbyt dużo ich dzieli, toteż relacja przerodziła się w serię niefortunnych i niezręcznych sytuacji, które tym bardziej oddalały ich od siebie i budziły w nich uczucia wrogości. Nie jest to jednak wątek rodem z komedii romantycznej, bowiem Bowles ich tarcia przedstawia w sposób brutalnie życiowy i poprzez drobne, idiotyczne niekiedy gesty pokazuje, jak łatwo można w czyichś oczach stracić uznanie i szacunek. Koniec końców Polly jest osobą bardzo irytującą ze względu na swoją dwulicową osobowość – głosi komunistyczne poglądy równości i braterstwa, mówi o niesieniu pomocy innym, ale sama jest egocentryczką, którą złoszczą najmniejsze drobiazgi odbiegające od jej postrzegania życia. Jest przekonana o swej nieomylności i ostentacyjnie daje znać o swojej wyższości. Złości się więc na Stenhama, gdy ten ją adoruje, a jednocześnie potrafi go zrugać w myślach za to, że nie zainteresował się jej potrzebami. Co najważniejsze, mężczyznę i kobietę różnią też poglądy polityczne na temat ówczesnej sytuacji w Maroku, które stają się między nimi kością niezgody.

Najciekawszym bohaterem Domu pająka jest jednak Amar, nastoletni mieszkaniec Fezu. Paul Bowles ukazał muzułmański sposób myślenia od kuchni, co już w samym zamyśle niesie ryzyko porażki. Autor musiał bowiem uniknąć stereotypowego myślenia ludzi Zachodu o odmienności kulturowej i religijnej mieszkańców Maroka, wejść musiał natomiast w buty chłopca z „innego” świata i przedstawić problem jego oczami. Przyznam szczerze, że czytanie rozważań człowieka myślącego innymi schematami, kierującego się w życiu innymi regułami, było wspaniałą szansą na poszerzenie horyzontów i powiększenie wiedzy o całkiem odmiennej kulturze ludzi Wschodu. Amar kieruje się w życiu prostą zasadą – będzie tak, jak Allah każe. Wyznaje posłuszeństwo wobec boga i ojca, reszta go nie interesuje. Tym bardziej jest zaskoczony, gdy w mieście pojawiają się ruchy oporu nacjonalistycznej partii; dla Amara niezrozumiałe jest, jak można zaprzątać sobie głowę polityką, która jest jawnym sprzeniewierzeniem przeciwko Allahowi – dobry muzułmanin jest przede wszystkim posłuszny (w końcu samo słowo islam oznacza „poddać się Bogu”). Dlatego też, gdy otaczający go ludzie wybierają politykę ponad religię, Amar czuje się zdruzgotany upadkiem moralności.

Sednem Domu pająka jest smakowanie różnic światopoglądowych między poszczególnymi postaciami. Gdyby postawić obok siebie Johna Stenhama, Polly Borroughs i Amara, jedynym wspólnym mianownikiem jest niezrozumienie. Przy czym owo niezrozumienie jest stopniowalne – Stenham i Polly jako przybysze, właściwie turyści, myślą, że doskonale rozumieją problemy świata, w którym się znaleźli. To charakterystyczna cecha u Bowlesa, gdy przybywszy w egzotyczne miejsce, bohaterowie wplątują się w niebezpieczeństwo z powodu własnej arogancji i ignorancji tutejszych obyczajów. Oczywiście Stenham twierdzi, że Polly się myli co do swych przekonań, ona jednak również nie pozostaje według swego towarzysza nieomylna. A w tym wszystkim są Marokańczycy, którzy również nie wiedzą, do czego właściwie zmierzają ich czyny. Skrajnym przykładem jest właśnie Amar, który nie rozumie swoich pobratymców, jak i nie rozumie Francuzów i Amerykanów. Do kolonizatorów wraz ze wzrostem emocji w Fezie pała zwierzęcą nienawiścią, która tak naprawdę narodziła się wraz z agitacją polityczną; w tym przypadku rację ma Stenham twierdzący, że dawnego Fezu już nie ma i nie będzie. Za to problemy polityczno-społeczno-kulturowe, ukazane z perspektywy trzech jakże odmiennych od siebie postaci, pokazują przerażająco skomplikowane wybory, przed którymi stoi społeczeństwo zaprowadzone nad przepaść rewolucji. W rezultacie nie umiem nawet teraz powiedzieć, kto z tej trójki ma rację, a odpowiadając szerzej – czy historia, która miała miejsce w Maroku, przyniosła więcej dobra czy zła. Jednocześnie Paul Bowles nie wskazuje, kto ma w Maroku rację, a kto się myli; pokazuje za to, jak niejednoznaczna może być rewolucja i jak ciężko oszacować skutek wydarzenia, w którym w jednym momencie waha się życie tysięcy ludzi, a państwo nagle stoi na glinianych nogach. Bowles podjął się w Domu pająka bardzo trudnego i drażliwego tematu, za co, jak sam mówił, niejeden raz mu się później oberwało. Jej siłą jest jednak to, że otwiera umysł do dyskusji na tematy poważne i fundamentalne: czy system kolonialny jest źródłem samego zła, a dążenia niepodległościowe przynoszą same korzyści? Jak się okazuje, ocena nie jest tak prosta, jak się pozornie wydaje.

To, czym Bowles mnie ujął już od samego początku, to chłodne, zdystansowane podejście do narracji. Powieść snuje się leniwie, klucząc głównie między myślami głównych bohaterów, a do tego autor wiele, naprawdę wiele istotnych informacji pozostawia niedopowiedzianych, w formie na wpół urwanych myśli, które czytelnik musi poukładać sobie sam. Bowles nie pokazuje również samej rewolucji i zamieszek – fantastyczne jest to, że o walkach w Fezie dowiadujemy się dzięki dźwiękom, takim jak odległe okrzyki tłumu czy strzały z karabinu maszynowego, czy mimochodem rzuconym zdaniom, a nie żywemu obrazowi. Oczywiście tak monotonnie prowadzona narracja może niektórych zrazić, ale mówiąc szczerze – to tylko i wyłącznie ich problem. Dom pająka czytało mi się świetnie, ponieważ Bowles miał niezwykły dar do uchwycenia w słowa klarownych myśli, które w formie powieści politycznej, gdzie ścierają się ze sobą różne idee i modele światopoglądowe, nie dały mi poczucia nudy. Lektura Bowlesa przyniosła mi wiele refleksji, które w pewnych sytuacji kazały mi nawet przemodelować własną opinię na dany temat, wywołując nieznośne swędzenie pod kopułą czaszki, sprowadzające się do jednego, jakże prostego zdania: „życie nie jest zero-jedynkowe”. Ewoluują również sami bohaterowie powieści, którzy wraz z biegiem wydarzeń czują, że gdzieś kiedyś popełnili błąd, pochopnie wydali wyrok. Nie znaczy to, że nauczyli się na swoich błędach – jedynie tak im się wydaje. Finał Domu pająka klarownie pokazuje, że studnia niezrozumienia nie ma dna.

Nie ukrywam, że Paul Bowles jest dla mnie fenomenem – trafiłem na niego przypadkowo i od pierwszego wejrzenia poczułem, że jest to autor z wyższej półki. Chociaż napisał niewiele powieści, zdaje się być pisarzem, który nie lubi rzucać słów na wiatr. Każda jego z książka, z jaką dotychczas miałem do czynienia, cechowała się wyważonymi słowami, a tajemniczość i chłodny, niekiedy skąpy opis działa na mnie lepiej niż werbalne wyważanie drzwi bezpośrednią narracją. Czytając Bowlesa ma się wrażenie, że oto ma się do czynienia z wyższą literaturą, którą w dobie masowo produkowanych książek coraz trudniej wydobyć; co nie znaczy, że takowej nie ma. Świat Książki od dłuższego czasu z powodzeniem wydaje i wznawia kolejne tytuły z bibliografii Bowlesa i chwała im za to. Ja tymczasem wiem, że Dom pająka to lektura, która pozostanie przy mnie na dłużej – tak, zdanie wyświechtane jak chusteczka alergika, ale co ja poradzę na to, że Bowles tak dobrze przemawia do mojego serca?

Fot.: Wydawnictwo Świat Książki

Write a Review

Opublikowane przez

Patryk Wolski

Miłuję szeroko rozumianą literaturę i starego, dobrego rocka. A poza tym lubię marudzić.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *