Samotność w zjednoczonej Europie – Elena Trape – Berlin, Barcelona [recenzja]

Kino hiszpańskie w ostatnim czasie dość rzadko trafia na polskie ekrany. Zwykle są to incydentalne tytuły, które znajdują się w regularnej dystrybucji kinowej. Tym bardziej zaskakuje niezwykła popularność corocznego przeglądu iberyjskiej kinematografii, która w marcu odbywa się w Warszawie, a później także w innych miastach Polski. Śmiem twierdzić, iż w większej mierze wynika to z zainteresowania kulturą i językiem hiszpańskim, w mniejszym zaś zakresie z rzetelnej oceny wartości danego konkretnego dzieła. Można wręcz powiedzieć, że twórczość filmowców z tego obszaru kulturowego dotknięta jest pewną artystyczną zapaścią. Nadto, cieniem na tej mizerii kładzie się zdominowanie tamtejszej kinematografii przez osobę Pedro Almodóvara, którego kolejne wtórne tytuły są tylko odcinaniem kuponów od dawnej popularności. Na tym tle bardzo pozytywnie wyróżnia się kameralne dzieło Eleny Trape pod tytułem zaczerpniętym z rozkładu lotów. Film Berlin, Barcelona dystrybuuje w Polsce Aurora Films, zaś Głos Kultury objął tytuł patronatem medialnym.

Scenariusz jest w tym przypadku dość pretekstowy. To po prostu opowieść o weekendowym wypadzie czwórki przyjaciół do Berlina celem odwiedzenia dawnego druha z czasów licealnych, który notabene dość szybko znika, nie mogąc znieść nieproszonego towarzystwa. Całość przypomina takie produkcje jak Dobrze się kłamie w miłym towarzystwieRzeź Romana Polańskiego. Reżyserka koncentruje się na rozmowach pomiędzy niewielką grupą (postacie trzecie pojawiają się epizodycznie), w których wiele jest złośliwości, przytyków i kabotyńskich póz. Paradoksalnie sam tytuł, wskazujący na jakąś formę gładkiego folderu turystycznego, nijak ma się do tego, jak pokazywana jest stolica Niemiec.

Aktorzy filmowani są w bliskich planach, często w ruchu, kamerą z ręki, zaś zdjęcia zdominowane są przez odcienie szarości oraz granatów, co wynika oczywiście w dużej mierze z faktu, że akcja ma miejsce późną jesienią. Właściwie to dla samego przebiegu fabuły nie jest szczególnie istotne miejsce, w którym rozgrywają się perypetie bohaterów. Drugiego z miast nie widzimy w ogóle. Co więcej, nie pojawia się nawet w relacjach ani wspomnieniach protagonistów. Pewna feeryczna i słoneczna estetyka, z jaką zwykle kojarzy się kino hiszpańskie, ustąpiła tutaj miejsca ostentacyjnie wręcz mało efektownemu planowi, który stanowi odzwierciedlenie defetystycznego stanu ducha każdego z członków grupy. Jakiś czas temu mogliśmy oglądać francuską trylogię zatytułowaną  Smaki życia, która w naiwny i egzaltowany sposób ukazywała uroki paneuropejskiej wymiany studentów w ramach unijnego programu Socrates: Erasmus.

Można przyjąć, że Berlin, Barcelona jest wręcz postkryzysowym suplementem oraz swoistym rewersem tamtych fabuł, gdzie młodzi Europejczycy emigrują do innych krajów nie po to, aby prowadzić hedonistyczny styl życia, ale po prostu za chlebem.

Reżyserka trafnie definiuje kondycję psychiczną sprekaryzowanego pokolenia mieszkańców starego kontynentu dorabiającego na wiecznych śmieciówkach bez szans na jakikolwiek rozwój. Czyni to jednak w subtelny sposób, nie popadając w publicystyczną bieżączkę, inkrustując rozmowy dotyczące przede wszystkim życia emocjonalnego wrzutkami odnośnie do aspektów bytowania w dobie kryzysu ekonomicznego.

Najbardziej w obrazie hiszpańskiej reżyserki urzekło mnie to, w jaki sposób używa ona języka celem ukazania anomii relacji między bohaterami, którzy przecież onegdaj tworzyli zgraną paczkę. Zdawkowe komunikaty, uniki, wymiany zdań na trywialne tematy doskonale portretują grupę ludzi, którzy nie są już w stanie się porozumieć, a nadto każdy z osobna nie radzi sobie ze swoim życiem emocjonalnym oraz niezdolny jest do zbudowania jakiejkolwiek trwalszej więzi.

Uniwersalny w wymowie obraz Eleny Trape, poprzez panoramę pokolenia trzydziestolatków niedojrzałych do dorosłości, na przykładzie niewielkiej sportretowanej w filmie grupy, trafnie identyfikuje emocjonalną kondycję Europejczyków.


Przeczytaj także:

Wielogłos o filmie Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Mielnik

Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *