Nie ukrywam, kręciłem nosem na lekturę i recenzję kolejnej autobiografii gwiazdy sportu. Czasami sobie myślę, że ten gatunek literacki ociekający schematami, sztampą, chęcią zysku na naiwnych fanach mógłby dla mnie przestać istnieć. I mam wrażenie, że poza marketingowcami mało kto płakałby z tego powodu. I wtem pojawia się Carmelo Anthony ze swoim dziełem Bez obietnic, udowadniając, że można inaczej, ciekawej, lepiej od licznej konkurencji na rynku wydawniczym. Na własnych warunkach.
Kim jest Carmelo Anthony nie muszę fanom koszykówki spod znaku NBA przypominać. Wybrany z trzecim numerem draftu 2003 przez Denver Nuggets. Draft ten okazał się jednym z najlepszych w historii. Tak, to ten z Lebronem Jamesem, Chrisem Boshem, Dwaynem Wade’em. Wspaniały scorer, punkty zdobywał seryjnie (miewał sezonowe średnie powyżej 28 pkt na mecz), nieźle radził sobie na desce. Trzykrotny mistrz olimpijski, dziesięciokrotny uczestnik Meczu Gwiazd i żadnego mistrzostwa NBA. Niekwestionowana gwiazda i legenda koszykówki. Wybrany do grona siedemdziesięciu pięciu najlepszych koszykarzy w historii ligi NBA.
Usiadłem do lektury oczekując insiderskich opowieści o kontrowersjach nabrzmiałych w trakcie kariery Melo w NBA. Były gwiazdor Nuggets i Knicks święty nie był, miał mnóstwo grzeszków na koncie i zdecydowanie daleki był od bycia nieskazitelną gwiazdą ligi. Złapano go m.in. jeździe pod wpływem alkoholu. Potrafił „zasłynąć” nagraniem video, gdzie „ostrzegał” on mieszkańców Baltimore przed współpracą z policją. Niezły herbatnik, prawda? Ale już wiem, że miał swoje powody. Anthony zakończył narracje swojej autobiografii na momencie draftu (wcale z początku nie miał trafić do Nuggets), co było dla mnie dosyć zaskakujące, bo fani często czekają na zakulisowe smaczki z kariery zawodniczej i wspomnienia o pojedynkach z wielkimi rywalami. Carmelo poszedł inną drogą. Skupił się na dzieciństwie, okresie adolescencji i na jedynym roku w college’u. To wszystko rzuca zupełnie inny cień na jego profesjonalną karierę.
I to był strzał w dziesiątkę. Bo Carmelo zaserwował inspirujące wspomnienia, wpisując je w bardzo burzliwy kontekst społeczny USA lat dziewięćdziesiątych. Urodził się i pierwsze lata spędził na Brooklynie w okolicy, nazywaną swego czasu „stolicą cracku”. Potem przeniósł się do Baltimore, nie słynące wówczas z tego, że były najbezpieczniejszym miejscem do życia w Stanach, co popkulturowo zostało ukazane w serialu Prawo ulicy. Carmelo pisząc o sobie, pisze też o Ameryce z perspektywy czarnoskórego dzieciaka, którego życie od początku nie było usłane różami. Delikatnie rzecz ujmując. Koszykarz na łamach książki nie szczędzi krytyki instytucjom państwowym na czele z policją. Ów instytucje nie radziły i dalej sobie nie radzą z przestępczością, narkomanią, biedą, kiepskim systemem publicznej edukacji i brakiem perspektyw w dzielnicach czarnoskórych. To niesamowicie gorzki obraz USA, Nowego Jorku, Baltimore i innych miast wschodniego wybrzeża. I właśnie snute opowieści przez Anthony’ego o swojej niełatwej egzystencji, przeplatane wątkami społecznymi, ekonomicznymi, politycznymi, są niesamowicie ciekawe i zarazem przygnębiające. Bo z kart Bez obietnic ujawnia się nam historia chłopaka, który zamiast porywać tłumy w nowojorskiej Madison Square Garden, równie dobrze mógł zginąć od kuli pistoletu handlując dragami w jednej z bocznych, szemranych ulic Brooklynu. Bo młodziaków z podobnym koszykarskim talentem na osiedlowych boiskach Nowego Jorku i Baltimore nie brakowało. Melo miał mnóstwo szczęścia, jednak ciężką pracą, z pomocą bliskich, trenerów szkolnych i uniwersyteckich trafił na firmament. Przez trudności do gwiazd.
Nie jest to szczytowe dzieło autobiografistyki. Czuć, że współautor – D. Watkins – włożył gros pracy nad tym, aby poukładać wspomnienia Anthony’ego w konkretną, sensowną, spójną całość. Dokładając do tego sprawne tłumaczenie na język polski Jakuba Michalskiego, mamy przepis na niezłą, wcale nie lekką lekturę, na jedno popołudnie, przepełnioną ponurą, brutalną tematyką przetrwania w amerykańskim mieście lat dziewięćdziesiątych. Warto sięgnąć po Bez obietnic. Nie jest to kolejna, pisana metodą kopiuj–wklej autobiografia, tylko jest to opowieść o człowieku z krwi i kości, którego świat mógłby nigdy nie poznać.
Fot. wydawnictwo SQN.