Zespół Jude na albumie Stat robi to, co potrafi najlepiej: generuje przez blisko 30 minut intensywny, industrialno-hard core’owy hałas i trzeba przyzbać, że czyni to wybornie.
Nie będę czarował czytelników – płyta Stat jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością Łodzian. Być może pewna różnica pokoleniowa spowodowała, że nigdy nie słyszałem o twórczości tej formacji, albo nawet sam fakt mojego zamieszkania – całkiem daleko od Łodzi – spowodował, że ten zespół dotychczas mi umykał; tymczasem okazuje się, że członkowie Jude nie tylko zajmują się muzyką, ale prowadzą działalność na wielu frontach sztuki.
Jude istnieje od 1993 roku i dotychczas swoje nagrania wypuszczał nieregularnie, na różnych nośnikach. Ostatnie dokonania zespołu to płyta Combat Exhaustion z 2005 roku. Zespół w swojej twórczości proponuje dźwięki w stylistyce noise rocka, hard core’a i industrialu z gęstym, intensywnym brzmieniem z mocnym, dudniącym basem i agresywnym głosem Wiktora Skoka operującego wieloma środkami ekspresji, na pierwszym miejscu stawiając zdecydowanie krzyk.
Trudna to płyta w odbiorze. Nie jestem w stanie wyliczyć ilości przesłuchań jej, zanim zasiadłem do napisania tego tekstu. Niewątpliwie krótki czas trwania albumu, bo raptem blisko 30 minut, zachęca do wielokrotnego wysłuchiania, ale z drugiej to czas idealny dla tej muzyki. 8 kompozycji świetnie odzwierciedla aktualny stan artystyczny ekipy z Jude. Dźwięki, które atakują nas z głośników wymagają skupienia, uwagi i chęci, bo na początku wydaje się, że dźwięki zawarte na Stat są nieuporządkowane, pozbawione jakiejkolwiek struktury, a nawet sensu i co gorsza przytłaczają swoją monotonią.
W tym miejscu jednak uspokajam. W muzyce Jude widać pewną prawidłowość. Pod ścianą dźwięku kryją się też prawdziwe emocje, szczere i bezpośrednie. Niewątpliwie intensywność dźwięków, które przytłaczają nas brudnymi gitarami i perkusją, powoduje, że słuchacz z początku może się czuć zagubiony. Ale tak jak napisałem, nie warto oceniać tych nagrań po pierwszych wysłuchaniach. Już początek płyty, czyli Block of Waste wita nas mocnym rytmem, krzykami na wokalu w wykonaniu Wiktora Skoka, ale z czasem przez te dźwięki przebijają się melodie, które powodują, że nagle muzyka Jude staje się momentami… chwytliwa.
Wątpię, czy o to chodziło w zamierzeniu Wiktorowi Skokowi. Bo marszowy, z szarpiącym za przegub basem, Move. FF. No Remorse to już rzecz cięższa i mniej przystępna. Doomowe klimaty mamy w Last Shortcuts. A-Z. Świetny, ołowiany riff gitarzysty Jacka Walczaka prowadzi tę kompozycję w opozycji do przestrzennej gry na perkusji w wykonaniu Michała Wojewody. W Perdition znowu mamy chwytliwy riff, jednak niemiłosiernie okładana perkusja daje do zrozumienia, że to nie będzie przebój, a kolejny walec. Urge. The Imperative i Battlefiled of Worms to kolejne doomowo-noisowe uderzenia. Szczególnie może się podobać ten drugi, bowiem antywojenny przekaz zostaje wzmocniony odgłosami syren alarmowych, co daje w efekcie piorunujące wrażenie. No Remorse kończy płytę i zatapia nas na dobre w rzężących dźwiękach gitar, agresywnego śpiewu i dźwiękowego brudu.
Stat jest płytą, która w zamierzeniu twórców miała być odbiciem ich stanu i emocji. I tak należy rozpatrywać tę płytę i z takim nastawieniem chłonąć te brudne, ostre, pełne sprężeń i dziwnych dźwięków nagrania, które momentami mogą razić swoją monotonią i brakiem prób urozmaicenia całości wycieczkami stylistycznymi w innym kierunku. Należy zaakceptować warunki postawione już na samym początku przez Wiktora Skoka i kolegów, a wtedy Jude okazuje się pełnowartościowym albumem, który potrafi przeszyć słuchacza swoją bezpośredniością i ładunkiem emocjonalnym.
Fot.: cantaramusic.pl