Dolnośląska prowincja w oparach horroru – Jakub Bielawski – „Ćma” [recenzja]

Czasem granica wyobraźni i rzeczywistości zaciera się. Najczęściej obserwujemy to podczas obcowania z literaturą, którą trudno zaliczyć do jakiegoś konkretnego gatunku czy stylu. W przypadku powieści Ćma, autorstwa Jakuba Bielawskiego, dostrzec możemy wiele przekroczeń granic, a także wiele momentów, kiedy te granice są zatarte, niemożliwe do określenia czy rozmyte we mgle. I tak jest na pewno w przypadku określenia przynależności Ćmy – czy to horror? Czy literatura obyczajowa z wątkiem grozy? Czy to powieść o dojrzewaniu i szukaniu swojego miejsca w życiu? – okazuje się, że jest tym wszystkim. Jakub Bielawski sprawnie manewruje między różnorakimi tematami, nie boi się śmiałych kontekstów, ale przede wszystkim nie boi się czerpać garściami z gatunku weird fiction – gatunku dziwności i niesamowitości. Bo od początku jego powieść taka właśnie jest – ocieka jakąś tajemniczą aurą, nie daje się sklasyfikować, wywołuje niepokój i lęk, otacza nas tymi emocjami, aż czujemy się całkowicie bezradni – tak jak bohaterki historii.

Góry Sowie otacza aura niesamowitości i piękna, ale w ujęciu Jakuba Bielawskiego to region zapomniany, region obdarty z życia, gdzie dzień za dniem szarość przygniata człowieka, gdzie nie ma już miejsca na marzenia, a ludzie gniją od środka, są przeżarci na wylot przez biedę i brak perspektyw. W takim świecie, bez marzeń i nadziei, żyją bohaterki Ćmy. To dwie młode dziewczyny, które różnią się od siebie wieloma rzeczami, a łączy je jedno – obie nie chcą utknąć w tej prowincjonalnej poniemieckiej rzeczywistości. Będą jednak musiały poradzić sobie nie tylko z własnymi lękami i bolączkami dojrzewania w tym przeklętym miejscu, ale również z nadnaturalną grozą, która będzie je otaczać i coraz ciaśniej zataczać wokół nich kręgi.

Wątek grozy, nadnaturalności i niesamowitości został wpleciony w Ćmę bardzo sprawnie. Tak jak pisałam wcześniej, tutaj granice się zacierają, nie wiemy, co jest jawą, co snem, a co majakiem bohaterek. Przyjmujemy obrzydliwą i brutalną rzeczywistość, musimy dawkować sobie te emocje, gdyż są one zbyt mocne i odurzające. Atmosfera jest głównym atutem powieści Bielawskiego – sączy się z każdej strony, wwierca się w głowę, nie da się pozbyć wrażenia, że skądś zna się tę lepką od upału małomiasteczkową rzeczywistość. Może ktoś dorastający w małej miejscowości, jak ja, potrafi bardziej zobrazować sobie duszny i parny klimat takich miejsc? Czytanie powieści w pewien sposób przeniosło mnie do czasów i miejsca z Ćmy. Czy to dobrze? To znakomicie.

Mieszkańcy często gniją i butwieją razem z domami.

Już od samego początku powieści obserwujemy społeczność, która sunie przed siebie na oślep, nie ma celów, nie ma marzeń; oczywiście widzianą oczyma głównych bohaterek i być może to przekaz wyolbrzymiony, przerysowany i podkreślający nienawiść do miejsca i do czasów, w jakich zostały uwięzione. Co im zostaje? Piwo pod sklepem, libacja ze znajomymi, ucieczka w świat wyobraźni, odreagowywanie na otoczeniu. Ćma pokazuje z dużą starannością, z zachowaniem szczegółów, językiem i stylem pisania, obraz młodzieży z końcówki lat 90. To obraz niepokojący, surowy i przygnębiający. Koszmar dojrzewania, poczucie zagubienia i wyobcowania, niedopasowania do innych, emocjonalna huśtawka – dziwność dla bohaterek jest w nich samych, w ich emocjach i w tym, co dzieje się wokół, kiedy zaczyna prześladować je groza w najczystszej postaci.

I o prozie Jakuba Bielawskiego mogę na pewno powiedzieć to, że nie jest ona nakierowana na czystą grozę, a ta groza nie jest głównym, napędzającym fabułę elementem, jak było to w przypadku Inkuba Artura Urbanowicza. Bielawski ubrał historię w płaszczyk horroru, aby nadać jej dodatkowy sens, znaczenie i pole do rozmyślań. Ujął z weird fiction to, co potrzebował do skonstruowania historii mającej wiele znaczeń, historii, która nawet bez tej nadnaturalnej otoczki obroniłaby się i stała poruszającą historią o przyjaźni, o dojrzewaniu, o odnajdywaniu tożsamości, również tej seksualnej.

Wojciech Gunia w posłowiu pisze:

Można powiedzieć, że Bielawski przywraca weird fiction człowieka, razem z całą jego złożonością, z jaką doświadcza świata, zwłaszcza u niesamowitego progu dorosłości, w tej krainie pomiędzy światami. W taki sposób literatura gatunkowa – a przecież taką jest weird fiction – odzyskuje właściwe proporcje i staje się przede wszystkim literaturą piękną.

Jakub Bielawski posłużył się ramami weird fiction i wyszedł też ze schematu gatunku, aby przyciągnąć do siebie czytelnika, w pewien sposób go osaczyć i pokazać dziwną, przerażająca rzeczywistość. Rzeczywistość, gdzie fikcja miesza się z realnością, sen z jawą. Ćma to opowieść o drodze ku zatraceniu.

Ćma nie rozumie, dlaczego zmierza wprost w objęcia płomienia. Być może boi się ciemnej samotności?

Ćma oferuje czytelnikowi bardzo dużo – klimat i atmosferę osaczenia i pułapki, klaustrofobiczne uczucie, panikę, lęk i strach. Oferuje powrót do czasów wkraczania w dojrzałość, do przypomnienia sobie rozterek i bolączek tego fascynującego okresu, pokazuje niesamowicie skonstruowaną rzeczywistość z pogranicza fikcji i realności, a co najciekawsze, pokazuje, że literatura to nie tylko gatunek, sztywna rama i konkretne założenia, pokazuje, że płynność jest dużo bardziej pociągająca, że dzięki temu operowaniu wieloma motywami można osiągnąć satysfakcjonującą całość. I rzeczywiście udowadnia, że literatura grozy może być również literaturą piękną.

Fot.: Wydawnictwo Vesper

Write a Review

Opublikowane przez

Anna Sroka-Czyżewska

Na zakurzonych bibliotecznych półkach odkrycie pulpowego horroru wprowadziło mnie w świat literackich i filmowych fascynacji tym gatunkiem, a groza pozostaje niezmiennie w kręgu moich czytelniczych oraz recenzenckich zainteresowań. Najbardziej lubię to, co klasyczne, a w literaturze poszukuje po prostu emocji.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *