blizny przeszłości

Trauma i niepoczytalność – Krystyna Mirek – „Blizny przeszłości” [recenzja]

Przygoda z kryminałem Blizny przeszłości, którego autorką jest Krystyna Mirek, była w pewien sposób specjalna. Po pierwsze: jest to pozycja polskiej pisarki i ekspertki w dziedzinie książek obyczajowych – książka ma wobec tego swój własny klimat. Po drugie: kryminał jest mi gatunkiem znanym i lubianym przeze mnie, jednak rzadko po niego sięgam. Po trzecie: mamy tu stres, adrenalinę, rozbrajającą niepewność, brak stabilności, a to wszystko napisane zostało bardzo prostym i przystępnym językiem. Nie zostałam co prawda wychowana na kryminałach, choć przez moje dzieciństwo przewinęły się pozycje Agaty Christie, Edmunda Niziurskiego czy Joanny Chmielewskiej. Obecnie nie mam wielkiej styczności ze współcześniejszymi pisarzami, mam jednak co do kryminałów pewne wymagania i oczekiwania.

Zacznijmy od cytatu, który pojawia się na samym początku książki, bo w prologu:

Nie ma zbrodni bez cierpienia. Nigdy.

Taki właśnie komentarz sugeruje, że trzymamy w ręku książkę, od której wiele można oczekiwać. Po pierwsze jest to jakiś  cień, który wisieć będzie nad czyimś życiem, po drugie stanowi to początek i wprowadzenie mrocznego klimatu.

Blizny przeszłości skupiają się na postaci Majki Sokołowskiej, córki miejscowej legendy – zamordowanego lata wcześniej Aleksandra (Olka) Sokołowskiego. Kobieta przybywa do rodzinnego miasta z unikalną wiedzą i pragnie na nowo przyjrzeć się faktom dotyczącym zbrodni popełnionej na ojcu. Wraz z rozwojem fabuły widzimy, że harda z pozoru dziewczyna jest w rzeczywistości mięciutką bułeczką, ma wiele fobii i nieprzerwanie trwa w ogromnej traumie. Jej zachowanie jest nierozważne, a styl życia przypomina nieco nomadyczny –  dziewczyna nie dba o to, gdzie i w jakich warunkach będzie spać, za co przeżyje kolejny dzień, a pusty żołądek niech się hartuje.

Zachowanie Majki odczytuję osobiście jako nieracjonalne. Wbrew temu, co fabuła sugeruje (że bohaterka wie wszystko, co potrzebne dla poprawnego rozwiązania sprawy zabójstwa ojca) wraz z jej biegiem widzimy, że dziewczyna nie wie kompletnie nic o sprawie, którą pragnie zakończyć. Błąka się, natarczywie obstaje przy swoim i wręcz z dzieciną łatwością (i naiwnością) spędza wieczór na śledzeniu domów poszczególnych mieszkańców. Jej postać jest zimna, nieprzystosowana i całkowicie odstająca zachowaniem od osoby w gruncie rzeczy dorosłej i odpowiedzialnej za siebie. Dodatkowo postać Majki to istna Matka (Majka) Teresa, chociaż nie wykazuje ona kompletnie wewnętrznych przemyśleń na ten temat. Nie ma też wytłumaczenia, dlaczego tak się zachowuje, chociaż postać kolegi z pracy wciąż swoimi myślami nakierowuje nas, że coś musi być na rzeczy. Z czasem uznałam, że stworzenie takiej właśnie postaci było celem autorki – by bohaterka była kobietą chaotyczną i niepogodzoną z losem. Nie zmienia to jednak faktu, że główna bohaterka jest irytująca i po prostu zniechęcająca.

Co można wyróżnić? Historia zaczyna się dość ciekawie, akcja z początku jest całkiem wartka, dostajemy naraz sporo informacji. Nie brakuje też zwrotów akcji. Duży plus za obyczajowe ujęcie powieści oraz użycie bardzo prostego, często potocznego języka. Osobiście nie jestem jego fanką, ale też nie mogę ujmować książce za osobiste preferencje. Klimat jako tako jest, choć nie do końca jest tym, czego oczekiwałam po opisie książki, prologu ani pierwszych stronach. Co poniektóre wątki ładnie się łączą w całość, dają jakiś obraz sytuacji, zarys fabuły… Szkoda, że chwilowo. Warto zwrócić jeszcze uwagę na wstawki z życia ojca Majki. Nie podobała mi się przesada w zbyt sztucznie kreowanym stylu opowiadania o fragmentach jego życia, ale zabieg jako tako ciekawy i nieco odkrywający sylwetkę Sokoła.

Co do minusów, jest tego więcej, niż bym sobie życzyła. Po pierwsze, wiele wątków jest ledwo ruszonych, co utrudnia wczucie się w przedstawianą historię i życie głównej bohaterki. Bardzo potępiam multum wątków, z których żadne nie przybliża nas do konkretnego obrazu. Przykładem jest postać gwałciciela Rząskiego. Mam wrażenie, że istnieje on jedynie po to, aby nakręcić fabułę i „nabić” ilość tekstu.

Bardzo nie podoba mi się, że książka jest kryminałem, natomiast widzę masę uczuciowych wpleceń, które odczuwam jako wrzucone na siłę. To tak jakby czarną kartkę pokapać różowym tuszem – jakoś jaskrawo to odstaje. Majka ewidentnie cały czas żyje gdzieś poza rzeczywistością i w świecie wspomnień. Bardzo żałuję, że tak wiele się przywołuje, a tak mało tłumaczy. Gdyby bardziej pociągnąć te emocjonalne rozterki, skoro już zostały wrzucone, oraz utworzone wątki, myślę, że powstałaby z tego naprawdę emocjonująca powieść. Czy Majce uda się pomścić śmierć ojca? Może jednak jej postać wcale tego nie chce? Niestety mnogość wątków i ich luźne rozstrzygnięcie nie pozwala mi stwierdzić, czego postać tak naprawdę chce i oczekuje. Idealne podsumowanie naszej bohaterki znajduje się w samej książce:

Idiotka sądząca, że można kijem zawrócić rzekę, cofnąć czas, czy wymierzyć sprawiedliwość.

Wśród pozostałych minusów muszę wymienić jeszcze kilka kwestii. Nie rozumiem na przykład, dlaczego ojciec Majki był takim bohaterem, skoro w gruncie rzeczy był nielubianym, chamskim pozerem i nikt o tym jakoś nie pamięta. Fabuła książki sugeruje, że niewiele się w tej dziedzinie zmieniło. Oprócz tego rozmowy dialogowe wielokrotnie się nie kleją, choć nie każdy to zauważy; jest również za dużo uogólnień fabularnych, napotkać można także braki i przesadę w znakach interpunkcyjnych, nadmiar przecinków, czy wykrzykników, trafił się także brak rozgraniczenia w rozdziale. Zdarzają się niepasujące przymiotniki  (gotowany wrzątek, najnowszy Internet). Autorka stosuje bardzo dużo luźnych, krótkich zdań, które kompletnie ujmującą klimatowi książki, gdy ten już zaistnieje. Zwykle rozpoczynają się one od spójników – trochę jakby autorka siedziała przed nami, opowiadała historię i dodawała swoje komentarze do tego, co mówi, czasem szczebiotliwe i głupiutkie. Często rozpoczynały się właśnie od spójników. Zarzuty mam również w stosunku do logiki w powieści. Po pierwsze (i w szczególności) chodzi mi o sprzeczne myśli bohaterów (zarówno Marta, jak i Rysiek nie cierpieli Sokoła, natomiast w kolejnych akapitach Sokół jest jedną z ważniejszych osób w życiu Marty i przyjacielem Ryśka – albo w lewo, albo w prawo… Ja tutaj widzę oczywistą kolizję). Zgubiłam się również w pojmowaniu postaci głównej bohaterki. Nie wiem, czego Majka chce, co wie, oraz czego oczekuje od komendanta Mirskiego. Sam początek książki wskazywał, że ma wystarczającą wiedzę, aby wstrząsnąć całym miasteczkiem, dalsza jej część już niekoniecznie. Po trzecie – sytuacja z amstafami i ich obezwładnieniem – panie i panowie, jednak są w tej książce prawdziwi superbohaterzy! Ostatnia kwestia to natomiast matka głównej bohaterki, której postać ze względów koniecznego spoilera pozostawię bez komentarza.

Na okładce książki widzimy fragment kobiecej twarzy, która może przywodzić na myśl główną bohaterkę. Osobiście nie przepadam za realistycznymi postaciami na okładce, gdyż za bardzo narzucają wygląd postaci, zamiast pozostawić ten aspekt wyobraźni – jednak to już osobista wzmianka. Na dolnej części okładki widnieje dom z jednym zapalonym oknem. Jest to zabieg z całą pewnością celowy i sugeruje, że w pewnym domu dzieje się coś ważnego, nieuchwytnego dla głównej bohaterki. Może to być także wskazówka dotycząca pory dnia (nocy). Krzewy i okolice zielone nawiązują natomiast do niewielkiego miasteczka, w którym rozgrywa się akcja. Poza tym okładka ma swój klimat i przyjemną dla oka kolorystykę.

Pozycja Krystyny Mirek Blizny przeszłości niestety nie jest tym, czego oczekiwałam, sięgając po książkę. Co więcej, jest to dopiero część pierwsza i nie czuję się na tyle zachęcona, aby sięgnąć po kolejne. Zabrakło mi cięższego klimatu, jakiegoś rozmachu i konkretu. Nie zmienia to faktu, że książka ta może bardzo spodobać się fanom „lżejszych” i małokrwistych kryminałów, zawiłości i niemałego kombinatorstwa. Ponadto bardzo uwypuklone jest tutaj ujęcie obyczajowe. Powieść kojarzy mi się także jako mocniejsza młodzieżówka. Wytrwałym do samego końca dziękuję i raczę cytatem, który bardzo odpowiadał klimatowi całej książki:

Nigdy nie jest bezpiecznie, bo nie ma na świecie żadnej stałej wartości, na której można by się oprzeć. Wszystko w każdej chwili może się zmienić […] nieustająca czujność jest koniecznością.

Fot.: Wydawnictwo Filia

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *