heretique

Boga nie ma i nie będzie – Heretique – „De non existentia Dei” [recenzja]

Gliwicki Heretique powraca z drugim krążkiem, potwierdzając tylko, że jest jednym z ciekawszych przedstawicieli młodego pokolenia na krajowej scenie deathmetalowej.

Przy pierwszym kontakcie z najnowszym wyziewem od Heretique przykuł moją uwagę, jako historyka z wykształcenia, tytuł płyty – De non existentia Dei. To jawne nawiązanie do postaci Kazimierza Łyszczyńskiego, polskiego filozofa drugiej połowy XVII wieku, skazanego na śmierć za poglądy ateistyczne, które właśnie zostały przedstawione w traktacie o tytule De non existentia Dei (niestety, ów tekst do dziś zachował się jedynie w niewielkich fragmentach). Postać Łyszczyńskiego to koronny dowód na to, że Rzeczpospolita przedrozbiorowa wcale nie była krajem bez stosów, co współcześnie często wymieniane jest jako jeden z powodów wyjątkowości naszego państwa z czasów nowożytnych.

Heretique gra death metal taki, jaki najbardziej lubię. Bez technicznej masturbacji, miliona zbędnych solówek i zmian metrum. Jest ciężar, mrok, błoto wylewa się z głośników, momentami jednak zaskakując słuchacza aranżacjami, do których wkradają się dźwięki gitar akustycznych. Heretique to nic innego jak stara dobra szkoła death metalu nawiązującego swoją stylistyką do klasyków takich jak Morbid Angel tudzież krajowy Vader. Czyli Heretique prochu nie wymyślają; wydaje się, że zespół niespecjalnie zmienił swój styl od debiutanckiego Ore Veritatis z 2012. Panowie po prostu dalej uprawiają siarczysty, przesycony grobową atmosferą death metal, w którym znajdziemy blackmetalowe odniesienia.

Gliwiczanie przede wszystkim stawiają na De non existentia Dei na klimat i ciężar. Kroczący, powolny Dimension jest tego dobitnym dowodem. Mrok, atmosfera śmierci i dosłownie ołów wylewają się z głośników. Zespół zresztą umiejętnie wachluje tempem i dynamiką płyty, bo obok zachowanych w średnim tempie kawałków, jak The Raven, są brutalne i bezkompromisowe strzały, jak Czarna polewka czy Dying In Hate, w których nie zabrakło jednak miejsca na potężne zwolnienia, z towarzyszeniem potężnych uderzeń podwójnej stopy.

HERETIQUE - Dimension - Official Video 2016

Ktoś, kto doczyta recenzję do tego momentu, powie wprost: „No, ale Heretique gra tak samo, jak setki innych deathmetalowych bandów”. I to jest fakt, któremu ciężko zaprzeczyć. Natomiast kolejną wartością dodatnią De non existentia Dei w moim przekonaniu są melodie. Bardzo dobrze, że we wszechogarniającym słuchacza mroku i atmosferze zwątpienia, beznadziei i apatii, którą na płycie raczą nas Heretique, znajduje się odrobina miejsca na co bardziej chwytliwe momenty, jak Uknown Whispers, który przykuwa uwagę riffem godnym najlepszych kapel z kręgu skandynawskiego melodyjnego death metalu (która to inspiracja zostaje jedynie potwierdzona w dalszej części kawałka). Doskonale wypada wokalny dualizm w Spiritus Antichristi, gdzie prowadzony momentami jest dialog pomiędzy krzyczanymi partiami wokalnymi a melorecytowanymi. Frapująca odmiana.

Heretique przebili moim zdaniem i tak całkiem dobry Ore Veritatis. Gliwicka kapela okrzepła, nabrała doświadczenia, co zaowocowało równym, naprawdę solidnym, a w niektórych momentach wręcz porywającym De non existentia Dei. Każdy maniak death metalu powinien to sprawdzić.

Fot.: Via Nocturna

heretique

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *