Komiks drogi – Brian Wood, Ryan Kelly – „Miejsca” [recenzja]

Niektórzy z nas dość długo odnajdują swoje miejsce w życiu i świecie. Błąkają się po doczesności, chaotycznie przeskakują z jednego dnia do drugiego, rozglądają się jak po obcym życiu, szukają ładu i domu. Ostatecznie jednak, to nie miejsce ani żaden człowiek czy budynek stanowią o naszym odnalezieniu w życiu i przynależności do świata, tylko wewnętrzna akceptacja i dojrzałość do tego, by przestać gonić za czymś, co nie ma ani kształtu, ani zapachu. O takiej wędrówce i takich potrzebach opowiadają Miejsca – zbiór dwunastu czarno-białych zeszytów, na który składa się kilka lat życia głównej bohaterki i kilka ważnych dla niej lekcji.

Megan McKeenan, jak przyznaje zresztą scenarzysta Miejsc, Brian Wood, nie miała być główną bohaterką wszystkich dwunastu historii. Ostatecznie jednak przylgnęła do nich i zaczęła je określać, stała się jako bohaterka nieodłącznym elementem fabuły i choć niektóre zeszyty nie opowiadają bezpośrednio o niej, to nadal stanowi ich część i punkt zapalny. Megan nie przynależy do żadnego miejsca ani pomysłu na życie. Poznajemy ją w sytuacji dla niej trudnej, ale także w jakiś sposób wyjątkowej, bo decydującej. Kiedy ówczesny chłopak wykorzystuje ją do własnych, niezbyt czystych interesów, dziewczyna odtwarza w głowie przeróżne scenariusze dotyczące tego, jak potoczą się wydarzenia w ciągu najbliższych kilku minut. Każdy z nich zakłada problemy Megan z prawem, bohaterka postanawia więc zrobić coś, co powinna zrobić dawno temu – zostawia chłopaka, razem ze swoim samochodem, i postanawia zacząć od nowa, z czystą kartką, którą zapełni sama, nie wypełniając czyichś próśb czy rozkazów. Kupuje więc bilet i rusza w nieznane.

Przez większość komiksu nie wiemy, dlaczego Megan podróżuje sama po Stanach Zjednoczonych, dlaczego słowem nie zostają wspomniani jej rodzice ani przeszłość. Sprawia to jednak, że czytelnik jest zainteresowany, wciągnięty w tajemniczy świat dziewczyny i razem z nią przemierza kolejne miasta, z nadzieją, że w końcu dowie się, co pcha ją ku kolejnym, obcym dla niej miejscom. Zeszyty, co trzeba przyznać twórcom, są oszczędne, jeśli chodzi o ujawnianie jakichkolwiek faktów, ale przez to pociągające. Mogę sobie wyobrazić, że kiedy pierwotnie wychodziły one kolejno, w dodatku w sporych odstępach czasowych, stali czytelnicy z niecierpliwością przebierali nogami, by dowiedzieć się, jakie miejsce stało się kolejnym tymczasowym domem panny McKeenan i co się w nim wydarzyło. My, polscy czytelnicy, dzięki Wydawnictwu Komiksowemu, mamy komfort zapoznania się z całą historią od razu, w związku z czym podróż Megan jest dla nas płynna, jedno miasto zostaje zastąpione przez inne niemal natychmiast. Może nie do końca daje nam to wyobrażenie o tym, że tułaczka dziewczyny trwa kilka ładnych lat, ale nie wyrywa nas ani na chwilę z jej historii, nie daje zapomnieć o charakterze i przeżyciach bohaterki, w związku z czym wejście w następny rozdział jej życia odbywa się z pełną znajomością poprzednich.

Charakter bohaterki pozostawia natomiast z początku wiele do życzenia. Brian Wood nie ukrywa zresztą faktu, że wielu czytelników wprost wyrażało swoje niezadowolenie osobą Megan, określając ją jako niesympatyczną i dziwną, nie wzbudzającą pozytywnych uczuć. Trzeba jednak oddać twórcom, że dziewczyna zyskuje z każdym kolejnym zeszytem, a pomysł wprowadzenia bohaterki, która będzie tak zwyczajna i ludzka, że ma wady – które czytelnicy przyzwyczajeni do postaci idealizowanych i ponadprzeciętnych traktują jako coś, co przeszkadza w odbiorze i stanowi minus komiksów – daje Miejscom coś wyjątkowego, coś bezkompromisowego. Lubimy i chcemy utożsamiać się z bohaterami idealnymi, mającymi ogromne grono przyjaciół, szczęście w życiu, swobodę w nawiązywaniu kontaktów i wszystko inne pod kontrolą; z bohaterami, których wszyscy lubią, którzy zawsze są uśmiechnięci i promieniują radością – nie zdarza im się powiedzieć nic głupiego ani zachować gburowato. Tak – miło jest utożsamić się na chwilę z takim bohaterem, ale czy nie jest to zawsze podszyte sporą dozą fałszu? Megan McKeenan bywa niemiła, zdarza jej się palnąć głupstwo i robi względem innych rzeczy, których później żałuje. Bywa, że chcąc nie chcąc, odpycha od siebie ludzi, traktując swoją samotność i alienację jako swego rodzaju karę, czyściec, który musi przetrwać, zanim na dobre zakorzeni się w życiu, w którym słowa takie jak: dom, przyjaciel, szczęście i spokój, będzie można wypowiadać swobodnie i szczerze. I taka bohaterka, wbrew naszym zachciankom, niemal zawsze będzie nam bliższa, nawet jeśli nie do końca ją polubimy. Bo czy zawsze i bezwzględnie lubimy siebie? Akceptujemy wszystkie swoje zachowania i nic nie musimy sobie wyrzucać, a w końcu wybaczać? Megan nie jest szczęściarą, pięknością ani superbohaterką. Ale jest człowiekiem – zwykłą dziewczyną, a później kobietą, która popełniła w życiu parę głupstw i która musiała dojrzeć do pewnych rzeczy. I taka Megan żyje w Miejscach pełnią barw i życiowej prawdy, sprawiając, że opowieść ma w sobie tyle uczciwości, ile może być w komiksie.

miejsca plansza

Miejsca to wędrówka pokazująca, jak zmienia się Megan i jakie wydarzenia miały na tę zmianę wpływ. Poruszają przy tym wiele problemów, które nie są jednak nachalnie eksponowane przez twórców. Podczas lektury mamy do czynienia z rodzinnymi problemami, z agresją, narkotykami i alkoholem, rozłamem pomiędzy miłością a luksusem, szczerością a materializmem. Dziesięć tysięcy myśli na sekundę to rozdział otwierający, w którym poznajemy Megan pełną niepewności i sprzeczności, która podejmuje ważną decyzję, odcinając się od toksycznej znajomości. Ten rozdział otwiera całą wędrówkę i daje nam do zrozumienia, że bohaterka rusza w wędrówkę zagubiona, choć zdeterminowana. Mój chłopak z polaroida uświadamia, jak niedojrzała jest jeszcze Megan i jak pociągają ją nie do końca bezpieczne i trwałe znajomości. Trzeci rozdział, Teorie i argumenty, udowadnia, że scenarzysta nie zawsze traktował Megan jako główną bohaterkę, choć spaja ona wszystkie historie. To opowieść o rozpadzie zespołu, po którym każdy z członków rusza w swoją stronę – jedni pełni nadziei, inni rozgoryczenia. Fajnie udało się twórcom ukazać, jaki zawód może spotkać fana, który spotyka swojego idola okazującego się być gburowatym i nadętym dupkiem. Kolejne miejsce, Dwaj bracia, to również historia, w której dziewczyna jest tylko łącznikiem, pretekstem do jej opowiedzenia. To moment najbardziej brutalny w całym komiksie, przygnębiający i mroczny, ukazujący paskudną naturę człowieka. Natomiast piąty zeszyt,  Ostatnie chwile samotności w kinie Oxford, to rozdział najmniej dla mnie zrozumiały, choć mający swój urok i chyba najbardziej depresyjny, jeśli chodzi o osobę Megan. Dziewczyna przekonuje się, jak łatwo przychodzi człowiekowi kłamstwo i jak łatwo zatopić się w zmyślonym życiu, jak fałsz ułatwia kontakty z ludźmi poprzez pozorną szczerość. Kolejne rozdziały, czyli kolejne miejsca, krok po kroku ukazują przemianę, jaka zachodzi w bohaterce – jej stopniowe dorastanie i akceptację tego, że wędrówka nie zawsze daje szczęście, że coś stałego w życiu, jakieś status quo również jest potrzebne, aby mieć do czego wracać i do czego się odnieść. Poznajemy również jej rodzinę i przeszłość, dowiadujemy się, co skłoniło ją do tułaczki i zaczynamy rozumieć.

Miejsca to komiks nietypowy, stworzony z fabularnym rozmachem i pomysłem, który choć zasadza się na ukazaniu zwyczajności pojedynczego życia, tak naprawdę ukazuje w ten sposób jego wyjątkowość i unikalność, niepowtarzalność każdego dnia i każdego miejsca, jakie odwiedzamy. Zastosowanie czarno-białej kolorystyki w połączeniu ze stylem, w jakim tworzy rysownik Ryan Kelly, sprawia, że mamy wrażenie, iż oglądamy wiele mówiący album ze zdjęciami, kipiący emocjami i pulsujący od przeżyć. Kreska jest niezwykle dynamiczna, ostra i stanowcza, a dla jeszcze większego podkreślenia kipiących od różnych emocji scen Kelly stosuje zmienne kadrowanie, w którym obok tradycyjnego, występują również panele ujęte w rzędy, a splash panele, zajmujące niekiedy dwie strony, zazwyczaj zamykają lub otwierają nowy rozdział w życiu Megan, ale stanowią też często wizualizację największych zamyśleń i zadumy bohaterów. Dobrze, że artysta nie starał się na siłę zrobić z głównej bohaterki piękności, w związku z czym mamy do czynienia z postacią o wyglądzie może nie idealnym, ale na pewno zapadającym w pamięć – jej postrzępione włosy i piegi na policzkach odpowiadają zadziornemu charakterowi, o jakim z czasem się przekonujemy. Kelly co rusz stosuje kropkowanie, które wypełnia zarówno twarze osób, jak i poszczególne elementy wystroju pomieszczeń i krajobrazy. Nadaje to charakteru opowieściom i ani na chwilę nie pozwala zapomnieć czytelnikowi, że choć historia jest fabularnie i problematycznie rozbudowana, to wciąż ma do czynienia z komiksem. Jedyne, do czego można by się przyczepić, to mało naturalne usta, które u większości pojawiających się w Miejscach postaci wyglądają niemal identycznie. Nie przeszkadza to oczywiście w odbiorze komiksu ani – co ważniejsze – w oddaniu mimiki bohaterów.

Grzechem byłoby nie wspomnieć o wydaniu Miejsc. Wspólna praca Wooda i Kelly’ego wydana w Polsce przez Wydawnictwo Komiksowe to dowód na to, że opowieści graficzne wciąż mają się świetnie i nic nie stoi na przeszkodzie, aby jakość opowiadanej historii szła w parze z jakością wydania. Dwanaście zeszytów spięto twardą oprawą, której dodano koloru, co stanowi fajny wyjątek w porównaniu z całą resztą komiksu, w którym nawet pierwsze strony zostały stworzone tak, aby podkreślić jego czarno-biały charakter. Matowy, szorstki papier również idealnie sprawdza się w tej kolorystyce i w odbiorze historii Megan. Po lekturze ostatniego zeszytu, ostatniego miejsca Megan, otrzymujemy niezwykle pokaźny dodatek Eseje i grafiki, w którym znajdziemy zarówno okładki do poszczególnych rozdziałów, które ukazywały się pierwotnie cyklicznie, szkice Megan autorstwa innych grafików, ale także – przede wszystkim – obszerne komentarze scenarzysty i rysownika do każdego z odcinków. Widać dzięki nim, jak wiele Brian Wood i Ryan Kelly włożyli serca i czasu w tę historię, jak wiele Megan im zawdzięcza i jak bardzo ona wpłynęła na nich. Kierowała ich emocjami i w pewnym sensie zaczęła żyć swoim własnym życiem. Przemiłym dodatkiem jest lista utworów muzycznych, które mężczyźni proponują posłuchać do każdego rozdziału. Zachęca to do tego, aby także każdy czytelnik stworzył swój własny soundtrack do Miejsc.

Podróż z Megan McKeenan była wędrówką inspirującą i ani przez chwilę nie brakowało w niej emocji. Zagubiona w świecie własnych błędów i pragnień dziewczyna nie jest idealna i dzięki temu łatwiej ją zrozumieć i otoczyć akceptacją. Lektura Miejsc to takie obserwowanie życia – czyjejś szamotaniny, w której przeciwnikiem są nasze lęki i fobie, nasze wady, które kiedyś uznawaliśmy za zalety. Każdy z nas był kiedyś taką Megan – obok nas wydarzały się tragedie, z których można by spleść osobną epopeję, ale również nie omijały one nas samych, tworząc kalejdoskop wspomnień, czarno-biały album miejsc. Większość z nas pewnie nadal ma w sobie cząstkę Megan – tę, która tak samo pragnie tułaczki i przygody, jak i pełnego ciepła domu i odpoczynku. Bo choć możemy nie lubić tej bohaterki, to nie możemy odmówić jej prawdziwości. Bo w Miejscach nie ma miejsca na fałsz i obłudę. Poprzez zastosowaną przez scenarzystę formę, opowieść o Megan zamienia się w komiks drogi, ale warto wydać na niego każdego centa naszego czasu.

Fot.: Wydawnictwo Komiksowe

[buybox-widget category=”book” ean=”9788364638282″]

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *