Bruderszaft ze śmiercią

Pora przejść do konkretów – Boris Akunin – „Maria, Maria… / Żadnych świętości. Bruderszaft ze śmiercią, tom 4” [recenzja]

W pewnym momencie wojny dochodzi w końcu do etapu, kiedy to jedna ze stron zyskuje wyraźną przewagę. Wtedy to sztab strony przegrywającej dwoi się i troi, aby znaleźć sposób na wyjście z opresji. Cóż począć, gdy front się sypie, morale spada, a zaopatrzenie ma coraz większe luki? Do takiej roboty potrzebni są ludzie niezłomni, których tymczasowa porażka nie wyłącza z działania. A o kim może być mowa w cyklu Bruderszaft ze śmiercią, jeśli nie o Josefie von Toefels, poczciwie zwanym Zeppem? Tak, Moi Drodzy, major niemieckiego wywiadu nie poddaje się, nawet jeśli utknie we wrogim państwie bez dostępu do własnego zaplecza. Boris Akunin wykuł postać interesującą na tyle, że chociaż jest on w swoim działaniu bezwzględny, to jednak czuje się podziw wobec jego osoby. Czwarty tom ww. cyklu to głównie brawurowa inwencja twórcza Zeppa, z którym rosyjskie wojsko i kontrwywiad nie potrafią sobie poradzić. Ale nie uprzedzajmy faktów, wszyscy na pokład!

Marynistyczne zawołanie zastosowałem nieprzypadkowo, siódma odsłona opowieści Akunina dotyczy bowiem rosyjskiej marynarki wojennej. „Maria”, Maria…, która igra z czytelnikiem już samym tytułem, to krótka historyjka o jednym z carskich okrętów, który bardzo przeszkadza niemieckiemu systemowi logistycznemu i kolejne zwycięstwa Rosjan na morzu mogą spowodować nawet utratę ważnych sojuszników dla niemieckiej armii, co byłoby praktycznie jednoznaczne z porażką w całej wojnie. Zepp dostaje więc zadanie grubego kalibru – okręt musi zostać zneutralizowany. Co jeden człowiek może począć wobec ogromnego statku? Niejeden by zwątpił, ale nie von Toefels.

Plan niemieckiego majora wydaje się banalny, ale wymaga uzyskania odpowiednich koneksji i ludzi zdolnych do cichego rozmontowania okrętu. Zeppowi nic nie umyka, więc szybko wtapia się w społeczeństwo Sewastopola i wykorzystuje swoje mistrzowskie umiejętności do manipulacji ludźmi. Padło znowu, niestety, na Bogu ducha winną kobietę, którą von Toefels postanawia wykorzystać do realizacji swojego planu. Czy major jest podłą świnią? Oczywiście, że jest, ale to go nie obchodzi – co innego czytelnik, który może stracić do niego szacunek. Nie można mu jednak odebrać tego, że w swojej roli jest genialny – wykorzystuje słabości poznanej dziewczyny i dzięki niej zyskuje znajomości, które są mu niezbędne wyłącznie do realizacji planu. Boris Akunin ten element w swoją historię wkomponował idealnie, chociaż „Maria”, Maria... ostatecznie była dla mnie rozczarowaniem.

Wcześniej wspomniałem, że jest to opowieść krótka, i odniosłem wręcz wrażenie, że za krótka, a może raczej – za prosta. Wydawałoby się, że zniszczenie okrętu przez kilku agentów będzie zadaniem dość karkołomnym i skomplikowanym, natomiast, jak wspomniałem wyżej, plan Zeppa nie okazał się wcale mrzonką – wręcz przeciwnie. A szkoda, bo liczyłem, że coś po drodze pójdzie nie tak, a bezbłędnego majora zaskoczy jednak nieoczekiwany przypadek. Pierwszy etap planu Zeppa wciąga, później jednak robi się nudno. Nie, żeby akcja była od początku przewidywalna – u Akunina możecie być pewni, że aż do samego końca nie będzie wiadomo, czyja strona weźmie górę. Tu jednak zabrakło mi charakterystycznego dla autora błysku.

Dobrze jednak, że moje marudzenie mogłem wyleczyć kolejną opowieścią pod tytułem Żadnych świętości. Bo tu mamy wszystko, co najlepsze w Bruderszafcie ze śmiercią – wybuchy, pościgi, kłamstwa, szpiegów i morderców, a jako wisienkę na torcie dostajemy ponowne bezpośrednie starcie Zeppa z Aleksiejem Romanowem. Dzieje się dużo na tyle, że ta historia nadaje się na porywający film akcji. Zwłaszcza że niemiecki wywiad nie próżnuje – skoro ryba psuje się od głowy, to Rosja psuje się od…

Rozpoczyna się wyścig z czasem. Wciąż młody, ale już doświadczony Romanow zostaje zaskoczony przydzieleniem misji, polegającej na ochronie życia cara Mikołaja II. Zadanie to trudne o tyle, że od pewnego czasu możnowładca Rosji zarządza krajem w pociągu, którym przemieszcza się po najważniejszych odcinkach okaleczonego państwa. Ryzyko jest więc spore, bo zagrożenie może pojawić się w każdym momencie. A po drugiej stronie znajduje się nie kto inny, jak major von Toefels, który już uruchomił swoją szpiegowską siatkę i utworzył plan niemal doskonały. Plejada bohaterów drugoplanowych jest znakomita, do tego autor wrzucił w opowieść wiele nagłych zwrotów akcji i niepewności co do autentyczności zachowania danych postaci. Kto oszukuje Romanowa? Czy Zepp może liczyć na zaprzysiężonych ludzi? Żadnych świętości czyta się fantastycznie, co potwierdza, że cykl Bruderszaft ze śmiercią wciąż trzyma się dobrze, Boris Akunin ma pyszne pomysły na porywające opowieści, a czytelnik jest zadowolony.

Dlatego to, że „Maria”, Maria… nieco mnie rozczarowała, nie zmienia faktu, że wciąż czekam na kolejne historie o Zeppie i Romanowie, ponieważ ich wywiadowcze konflikty Akunin opisuje w sposób wciągający i lekki, więc lektura jest po prostu przyjemnością. Bruderszaft ze śmiercią jest dla mnie już mocną marką książek, które warto przeczytać, jeśli lubi się historyczne realia, ale niekoniecznie ma się ochotę na dramatyczne i brutalne wątki fabularne.

Fot.: Replika


Przeczytaj także:

Recenzja poprzedniej części cyklu Bruderszaft ze śmiercią

Bruderszaft ze śmiercią

Write a Review

Opublikowane przez

Patryk Wolski

Miłuję szeroko rozumianą literaturę i starego, dobrego rocka. A poza tym lubię marudzić.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *