Brzydka prawda – Harlan Coben – „Nieznajomy” [recenzja]

Dla miłośników powieści z dreszczykiem nieznajomość twórczości Harlana Cobena to coś po prostu niepojętego. Amerykanin to jedyny współczesny autor, który uhonorowany został trzema najważniejszymi nagrodami przyznawanymi w kategorii powieści kryminalnej, w tym tą najważniejszą – Edgar Poe Award. Tysiące wiernych fanów wyczekujących kolejnego dzieła swego idola, miliony egzemplarzy tych właśnie dzieł, sprzedanych na całym świecie; jedno z najbardziej rozpoznawalnych nazwisk w literackim świecie. Jednym słowem – gwiazda. Gwiazda, której najnowszą powieść wydawca reklamuje jako Najlepszą od czasu „Nie mów nikomu”. I w tym oto momencie, ja sam muszę zdobyć się na odwagę, ryzykując wygwizdanie i obrzucenie zgniłymi pomidorami przez fanów pisarza (gdyby oczywiście mogli to zrobić); nie jestem niestety w stanie stwierdzić, czy Nieznajomy to najlepsza powieść Cobena od czasu Nie mów nikomu. Dlaczego? Powód jest prosty – to mój pierwszy kontakt z jego twórczością. Tak, wiem, wstyd. Nic na to nie poradzę, jednak jak mawiają – lepiej późno niż wcale. Poniekąd – przynajmniej tak sobie wmawiam – może to być atutem tej recenzji, nie będzie bowiem stronnicza, nie jestem zakochanym w Amerykaninie fanem, dlatego też obiektywnie ocenię powieść jednego z mistrzów gatunku, który ostatnimi czasy stał się moim ulubionym.

Adam Price to zwyczajny facet. Żona, dwójka dzieci, ładny dom na przedmieściach jakich wiele, gdzie życie toczy się powoli, według pewnego ustalonego schematu, w skład którego wchodzą m.in. wstawanie rano do pracy, lunch, kibicowanie wraz z sąsiadami miejscowej drużynie lacrosse. Płynie tak sobie dzień za dniem i choć można by to nazwać rutyną, nikomu w tej pięknej mydlanej bańce lokalnej społeczności to nie przeszkadza. Nie przeszkadzało też Adamowi; nie przeszkadzało, dopóki nie pojawił się on. Nieznajomy. Wtedy właśnie życie głównego bohatera wywraca się do góry nogami. Zresztą spróbujcie sami to sobie wyobrazić: siedzicie w barze z kolegami, popijając piwko, nie żeby jakoś przesadnie, ot, jedno dla towarzystwa, kiedy nagle obok Was siada obcy mężczyzna – niepozorny, drobnej budowy ciała, niepodobny zupełnie do nikogo, a jednak wzbudzający sympatię i zaufanie, samym wyrazem twarzy. I nagle, ni stąd ni zowąd, ten obcy mężczyzna zwraca się do Was po imieniu i wypowiada tylko jedno zdanie, zdanie, które budzi w Was lęk, rodzi kolejne pytania, na które wydaje się, że nie chcecie znać odpowiedzi. Jednak sami wiecie, że jednak chcecie je poznać. W przypadku Adama sprawa wygląda następująco – Nieznajomy powiedział mu właśnie, że dwa lata wcześniej jego żona Corrine, udawała ciążę (i poronienie), tylko po to, by nasz pan prawnik (tak, Adam jest prawnikiem) nie opuścił jej oraz dwóch synów w czasie trwającego wówczas w ich małżeństwie kryzysu. BUM! Spadło nagle, jak grom z jasnego nieba! Żeby nie być gołosłownym, Nieznajomy zostawił również Adamowi wskazówkę, która pozwoli mu potwierdzić prawdziwość usłyszanych przed chwilą słów. I zniknął, tak samo niespodziewanie, jak się pojawił, zostawiając głównego bohatera z milionem kłębiących się w głowie pytań i dziurą w sercu.

Tak właśnie zaczyna się najnowsza powieść Harlana Cobena, gdyż wszystko powyżej to zaledwie pierwsza scena Nieznajomego. Co będzie dalej? Spokojnie, bez większych spoilerów – Corrine zniknie, pojawi się wątek defraudacji, bezwzględnego gliniarza po przejściach, Nieznajomy odwiedzi kilka kolejnych osób i… wiele, wiele więcej.

Jak już wspominałem, to mój debiut z twórczością uznanego autora i powiem szczerze – debiut niezwykle udany, choć śmiem wątpić, że jest to czołowa pozycja w dorobku pisarza, jak sugerowałby napis na okładce. Tym, co z pewnością może zachwycić, jest tempo akcji. Z ręką na sercu przyznaję – chyba nigdy jeszcze tak szybko nie przeczytałem powieści tych rozmiarów! Nie żeby była to jakaś cegła (raptem 400 stron) i nie żebym jakoś zadziwiająco szybko czytał, wręcz przeciwnie, jednak znam swoje tempo i tutaj zdecydowanie wyrabiałem ponad normę, ponieważ po prostu głupio było tę książkę odłożyć na bok, nie wiedząc, co stanie się dalej w tej lawinie wydarzeń! No właśnie – lawina wydarzeń to zwrot, który pasuje tu idealnie, drugi, być może jeszcze lepszy, to „efekt domina”. Wszystko zaczyna się jak widać od jednego prostego zdania, zdanie to powoduje natłok myśli, które z kolei przeradzają się w konfrontację (z żoną), co prowadzi do następnej sytuacji, a ta do jeszcze kolejnej. Mało tego, Nieznajomy podkłada swoje „bomby” w różnych miejscach, co powoduje, jak już mówiłem lawinę. Genialne! Oczywiście sam pomysł w zasadzie nie jest jakoś specjalnie wyszukany, opiera się, najzwyczajniej w świecie, na zdradzeniu czyjegoś sekretu, na powiedzeniu obcej osobie prawdy o jej bliskich; jednak to, jak umiejętnie Coben łączy wszystkie wątki i z jaką lekkością mu to przychodzi, zasługuje tylko i wyłącznie na brawa. Kolejne oklaski należą się za kreacje poszczególnych bohaterów. Kto zasługuje na największe wyróżnienie? Mimo wszystko – jak można by się spodziewać – Adam oraz tytułowy Nieznajomy; jednak, jeśli kazalibyście mi wskazać postać, która obniża notę powieści to… takiej po prostu nie ma. Każdy ma tu swoją rolę do odegrania, każdy jest małym, pasującym do całości trybikiem w tej dobrze naoliwionej maszynie, jaką Harlan Coben nazwał Nieznajomym. Czy to sąsiadka sąsiadki, czy przewodniczący drużyny lacrosse, czy nawet pojawiający się dosłownie na dwóch stronach trzecioplanowy dzieciak, marzący o karierze w lidze footballu amerykańskiego – wszyscy oni są tutaj jak najbardziej na miejscu. I choć zaraz zacznę wytykać wady, na wyróżnienie zasługuje jeszcze jedna rzecz, a mianowicie zakończenie (przed którym pojawią się minusy). W pewnym momencie tej powieści wszystko zaczyna przybierać mało zaskakujący obrót, puzzle zaczynają pasować, i to aż nazbyt łatwo, jednak cały czas zostaje jedno kluczowe pytanie, na które odpowiedź dostajemy na ostatnich stronach i choć cała ta finałowa scena nie jest jakoś nadzwyczaj wiarygodna, trzeba oddać autorowi, że jest dość mocna, a on sam pozostawia czytelnika z wielkim znakiem zapytania w głowie, aż do samego końca, co też – z całą pewnością – zawyża ocenę i ogólny odbiór powieści.

Niestety nie jest tak całkiem różowo, jak mogłoby się wydawać. Napisałem wyżej, że następuje w najnowszej powieści Cobena moment, w którym wszystko zaczyna się robić zbyt przewidywalne, a przede wszystkim akcja – niepotrzebnie – przyspiesza, tak jakby autorowi paliło się, by w terminie oddać skrypt do drukarni. Mamy tu bowiem świetnie skonstruowany thriller, który wciąga i niepokoi, mimo tego, że przez większą część książki nie pojawia się żaden trup; jednak nagle okazuje się, że na sprawę Nieznajomego, który działa już co najmniej kilka lat wpada kilka osób naraz, wszyscy łączą wątki i dochodzą do olśniewających wniosków, do których nikt wcześniej nie doszedł. Jasne, jest to celowy zabieg, na potrzeby lektury, jednak ta powieść wcale tego nie potrzebowała; mogłaby być nawet o 200 stron dłuższa, byleby autor troszkę bardziej przyłożył się do opisu wydarzeń, które następują przed finałem. Inną kwestią – i sam nie wiem, czy traktować to jako wadę powieści, która jakby nie patrzeć, podobała mi się – jest sam wyjściowy pomysł i tytułowy Nieznajomy. Generalnie jest świetnie, jednak czytając, nie mogłem oprzeć się wrażeniu… nie wiem, może w Stanach coś takiego by przeszło, jednak w Polsce? Wyobraźcie sobie wielkiego gościa, który siedzi na meczu, do faceta podchodzi nagle chuderlak i mówi mu np. że jego córka potajemnie zajmuję się prostytucją. Może jestem w błędzie, jednak wydaje mi się, że zamiast rozmyślań – jak miało to miejsce w powieści – wielki facet po prostu strzeliłby temu mniejszemu w zęby. Oczywiście mogę się mylić.

Summa summarum – udało się, mogę zmyć plamę na honorze czytelnika – mam już pierwszą powieść Harlana Cobena za sobą. Czy było to spotkanie udane? Zdecydowanie tak! Co prawda nie sądzę, że jest to jedna z najbardziej wybitnych powieści autora, zbyt wiele w pewnym jej fragmencie uproszczeń, pójścia na łatwiznę, a i sam pomysł nie jest nader oryginalny. Nie zmienia to jednak faktu, że udało się pisarzowi z tego właśnie prostego pomysłu stworzyć coś, co przykuwa uwagę, coś, od czego nie można się oderwać. Nieznajomy to świetny thriller, który hipnotyzuje i wciąga, nie potrzebując do tego nawet trupów, czyli – wydawać by się mogło – stałego elementu dzieł tego gatunku. Powieść nie zawodzi i gwarantuję, że każdy kto po nią sięgnie, z wypiekami na polikach będzie przewracał kolejne strony po to, by odkryć kolejny sekret, by poznać prawdę. Brzydką prawdę.

Fot.: Wydawnictwo Albatros

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *