Catalina

Lepszy od słynnej „Romy” – Denijal Hasanović – „Catalina” [recenzja]

Nie będzie to typowa recenzja. Pragnę to zaznaczyć już na wstępie. Będę dokonywał wielu porównań z oscarowym dziełem, które uważam za bardzo podobne na wielu płaszczyznach. Catalina Hasanovića to film piekielnie niedoceniany i strasznie mnie dziwi ten stan rzeczy. Zwłaszcza w zestawieniu z Romą Alfonso Cuaróna.

Będę bardzo brutalny: głównym problemem Cataliny jest to, że nie została nakręcona w czerni i bieli, reżyser nie jest znany i ceniony na cały świat i nie znalazł się żaden streamingowy gigant, który wyłożył grube miliony na odpowiednie działania marketingowe i przedstawienie jej w odpowiednim świetle. A tak poza tym to ciężki, gęsty od emocji dramat jednostki, która próbuje jak może odnaleźć się w zaprogramowanym odgórnie, nieczułym i obojętnym systemie, sprowadzającym ją do rangi społecznego śmiecia. To także obraz traktujący o stracie czegoś, co jest bliskie naszemu sercu – nieważne, czy mówimy o ojczyźnie, rodzinie, ukochanej osobie, czy własnej godności.


Tytułowa Catalina to kolumbijska studentka, która od kilku lat uczy się na paryskiej uczelni. Niestety – władze uczelni nie zamierzają zapewnić jej etatu, chyba że uda jej się zabłysnąć niebanalną pracą naukową. Na domiar złego w ciągu tygodni wygaśnie jej wiza i w perspektywie ma jedno: status nielegalnej imigrantki. Zdesperowana kobieta wyjeżdża do Sarajewa, pragnąc zebrać materiały na temat zbrodni wojennych. Już na lotnisku spotyka się z pierwszym problemem – pracownicy lotniska kierują ją na rewizję osobistą, zmuszając do rozebrania się do naga oraz słynnego już z filmów i seriali kaszlu, by upewnić się, że nietypowo wyglądająca kobieta nie jest przemytnikiem narkotyków. Pochodzenie Cataliny z pewnością nie pomogło w tym, aby celnicy nie nabrali podejrzliwości. Gdy jednak trafia do ośrodka, który miał zapewnić jej zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami materiały do badań, natrafia na kolejną przeszkodę – zgodę uchylono. Jakby tego było mało – kobieta nie ma dachu nad głową ani przesadnie dużo funduszy, aby coś zorganizować. Pomocną dłoń wyciąga do niej Nada – młoda tłumaczka posiadająca wystarczająco duże lokum, by Catalina mogła przemyśleć następny krok.


Nada za życiowego towarzysza ma Marka – Żyda polskiego pochodzenia, który w latach 60. XX wieku był zmuszony wraz z rodziną opuścić kraj, żeby przeżyć. Marek po latach wrócił do kraju, jednak to w Sarajewie ma pracę oraz to tutaj toczy się jego życie prywatne. Marek (Mark, jak woli go nazywać Nada) to miły człowiek, ale tkwi w nim jakaś wewnętrzna złość i niechęć, którą czasem okazuje wobec innych. Nada z kolei jest osobą pogodną, starającą się wieść jak najbardziej normalne życie, jednak co jakiś czas atakują ją echa przeszłości (mocno związane z wojną na Bałkanach) w postaci jej rodziców, których z niewiadomych przyczyn stara się unikać.

Catalina Hasanovića to na wielu płaszczyznach film podobny do Romy Cuaróna. W obu produkcjach mamy do czynienia z bardzo osobistą i bolesną historią reżysera, w obu bohaterkami są podobne do siebie, enigmatyczne kobiety, pozornie będące nikim, w obu przebija się wątek konfliktu zbrojnego związanego z danym regionem i wreszcie – w obu filmach to na anonimowych jednostkach skupiają się twórcy. Sęk w tym, że dzieło bośniackiego reżysera, mieszkającego od lat w Polsce, jest najzwyczajniej w świecie filmem lepszym w warstwie fabularnej i emocjonalnej, a to dla mnie istotniejszy wyznacznik dobrego kina niż zastosowane w nim środki stylistyczne. I piszę to z pełną świadomością tego, jak bardzo zostanę przez wielu wyśmiany, obrzucony błotem i podsumowany, że znawca ze mnie w takim razie żaden. Nie zamierzam dyskredytować Romy pod każdym względem – to wizualna perełka, która jest jednak w moim przekonaniu filmową wydmuszką, bardzo źle prowadzącą opowieść oraz bohaterów (odsyłam do recenzji Sylwii, z którą zgadzam się w całej rozciągłości). Catalina z kolei kładzie największy nacisk właśnie na swoich bohaterów, a w zasadzie na bohaterki, ponieważ grany przez Andrzeja Chyrę Marek jest bohaterem z niewykorzystanym potencjałem i jego wątek zasługiwał na rozwinięcie. Absolutnie nie mogę za to przyczepić się do historii tytułowej bohaterki oraz jej nieoczekiwanej sojuszniczki, Nady. Każda z kobiet dźwiga ze sobą ciężki bagaż doświadczeń, ale różni je sposób, w jaki radzą sobie z codziennością oraz wspomnianym balastem z przeszłości. O ile Catalina jest osobą wycofaną, spokojną i lekko przestraszoną, pielęgnując w sobie urazy, zatracając się w tym, co złe, nie potrafiąc do końca wyjść z obezwładniającego ją kokonu, otwierając się w zasadzie tylko w swoim pamiętniku, o tyle Nada jest jej przeciwieństwem – należy do żywiołowych, dość otwartych osób, które za wszelką cenę i w trybie natychmiastowym próbują odrzucić od siebie złe i bolesne sprawy, nawet jeśli czasem oznacza to zamiatanie problemów pod dywan. Różnice te finalnie wpłyną na relacje obu kobiet, zostawiając je w ponurym poczuciu klęski, osamotnienia i przytłoczenia.


Przygotowywałem się do tego tekstu dość długo. Przeczytałem chyba wszystkie dostępne w Polsce recenzje i opinie na temat tego filmu, przejrzałem nawet, jak niektórzy z najbardziej surowych dla Cataliny krytyków ocenili Romę i naprawdę nie znajduję zrozumienia w tak odległych opiniach na temat dzieł, które wbrew pozorom są do siebie naprawdę podobne, zwłaszcza gdy odrzucimy warstwę techniczną, o którą Cuarón zadbał w najdrobniejszym detalu. Wybucham śmiechem na pianie z zachwytu nad nagrodzonym Oscarami dziełem Meksykanina przy jednoczesnym utyskiwaniu na temat fabularnej nijakości oraz ślamazarności Cataliny. W filmie Hasanovića mamy wiarygodną relację między bohaterami, którą można opisać, bazując na faktycznych dialogach oraz interakcjach, które między nimi zachodzą, czego absolutnie nie sposób powiedzieć o Romie, w której te osławione relacje między bohaterkami są co najwyżej wydumane. Irytuje mnie także narzekanie na to, że Catalina jest filmem nudnym – niektórzy chyba zapomnieli, czym jest slow cinema, bądź przywykli zbyt mocno do sposobu narracji z seriali i filmów o bardziej komercyjnym statusie. Nie zamierzam oczywiście udawać, że szyszki na sośnie to śliwki – dzieło Hasanovića jest filmem powolnym i zdecydowanie wymagającym uwagi. To jeden z tych obrazów, gdzie nie dostajemy wszystkiego na tacy i musimy pewne sceny przetrawić, ale są filmy zdecydowanie nudniejsze (Roma).

Catalina
Aktorsko najwięcej pochwał należy skierować do Andrei Otalvaro oraz Lany Barić, które dźwigają ten film na swoich barkach, tworząc dwie skrajne, ale tak samo świetne kreacje. Debiutująca Otalvaro świetnie ukazała wewnętrzne pogmatwanie swojej bohaterki, sprawiając, że naprawdę łatwo było uwierzyć w tę nieprzystosowaną do życia kobietę o gołębim sercu. Z kolei Barić udanie sportretowała wewnętrzne konflikty, które targały jej Nadą. Niestety tylko poprawnie wypadł Andrzej Chyra, ale zwalam to tylko i wyłącznie na karb tego, jak rozpisany był jego bohater. Nie od dziś wiadomo, że Pan Andrzej jest świetny, jeśli tylko mu się na to pozwoli.

Catalina to dzieło dalekie od ideału, ale ja będę ten film bronił rękami i nogami – oglądało mi się go przyjemnie, aktorsko wypadł bardzo przekonująco, a warstwa emocjonalna, czyli ten element kina, który dla mnie jest rzeczą najbardziej kluczową dla odbioru dzieła, wypada po prostu – dobrze. Bohaterowie Hasanovića cierpią i próbują (każdy na swój sposób) walczyć z sączącymi się z ich wnętrz ranami. Podejmują tę walkę każdego dnia i starają się nie dopuszczać do świadomości przekonania, że ich próby to tylko walka z wiatrakami. A jeśli już dopuszczają, to – tak jak Catalina – zapisują tę wiedzę na kartach pamiętnika. To bardzo smutny wydźwięk, ale jak się nad tym zastanowić – cholernie życiowy.

Catalina

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *