Ciężar wspomnień – Lars Saabye Christensen – „Odpływ” [recenzja]

Lars Saabye Christensen swoją najnowszą powieścią jednocześnie mnie zachwycił, jak i lekko zawiódł. Odpływ czyta się dobrze, główny bohater szybko staje się czytelnikowi bliski i wniknięcie w głąb jego umysłu zostało wykonane z intrygującą precyzją, do której autor już przyzwyczaił swoich fanów. Ale nawet po zamknięciu książki miałem nieodparte wrażenie, że czegoś mi tu zabrakło.

Chyba dogoniło mnie fatum, które dało o sobie znać tuż po lekturze Półbrata: wtedy kręciłem nosem, że książka jest nieco przegadana i mogłaby być odrobinę krótsza. Tym razem mały karzełek w mojej głowie podpowiada mi, że gdyby Odpływ był trochę dłuższą, bardziej rozbudowaną powieścią, to miałbym o niej większe mniemanie. Sama forma powieści zresztą domaga się, aby szerzej obudować rozterki moralne narratora i przyczyny, dla których poznajemy jego twórczość. Zamiast tego czułem się, jakby gdzieś w powieści została wydarta wyrwa, jakby można było w niej powiedzieć więcej, ale autor się z tym wstrzymał.

Fundamentem Odpływu są dzieje Christiana (który sam o sobie woli mówić Funder), którego widzimy w dwóch różnych okresach jego życia: w latach młodości, gdy jest pełnym niepewności co do otaczającego go świata młodzieńcem, oraz w czasie jego starości, kiedy to widzimy człowieka złamanego przez obracające się wskazówki zegara i swoje własne lęki. Chris w latach szczenięcych to najbardziej ciepła część książki, gdzie żywiołowa, pierwszoosobowa narracja skrzy się od niebanalnego poczucia humoru chłopca. Jednak czytelnicy Christensena dobrze wiedzą, że sielanka nigdy nie trwa u niego długo, a dramat czyha tuż za rogiem. Chociaż akcja posuwa się ślimaczym tempem i ma się wrażenie, że latem 1969 roku czas stanął w miejscu, Chris na długo zapamięta sobie te wakacje. Próbuje wzbudzić sympatię u dziewczyny, która mu się podoba; próbuje napisać wiersz o Księżycu, zanim Neil Armstrong splugawi go swym małym krokiem dla człowieka; próbuje również nie kumplować się z Iverem Maltem, wyrzutkiem zamieszkującym letniskową przystań, którym gardzi reszta społeczeństwa. Dość powiedzieć, że wychodzi mu to marnie. Efektem tego jest rosnąca w chłopcu frustracja i tym większa chęć wykazania się – co prowadzi go do stosowania wielu kłamstw, a następnie do przerażającego wniosku, że może być złym człowiekiem. Nie niesfornym, niegrzecznym chłopcem, lecz właśnie złym i podłym – Funder zaskakująco dojrzale pojmuje kwestię dobra i zła. Widać to dobitnie w jego latach starości, gdy poczucie zepsucia towarzyszy mu na co dzień.

Pomiędzy tym co kiedyś i tym co teraz, Lars Saabye Christensen klinem wbija wyrwaną z kontekstu – a przynajmniej tak na pierwszy rzut oka się wydaje – opowieść o Franku Farrellim i dystopicznym miasteczku Karmack. Okazuje się ona być utworem literackim napisanym przez samego Chrisa, który gdzieś tam między byciem nastolatkiem a staruszkiem, z mniejszym lub większym sukcesem, spełniał się jako pisarz i poeta. Muszę przyznać, że wciągnęła mnie próbka twórczego talentu Fundera, gdyż jest to sprawnie napisany dramat, chociaż momentami przybiera nieco groteskową formę, gdy kolejni mieszkańcy miasteczka giną w przedziwnych wypadkach. Sama fabuła jednak broni się ciekawą historią beznadziejnego położenia, w jakim znalazł się Frank Farrelli. Po co jednak Christensen umieścił opowieść w opowieści, która równie dobrze mogłaby być osobno wydanym tekstem? Lubię sobie myśleć, że jest to próba odtworzenia przez autora Odpływu procesu twórczego pisarza i tego co wpływa na to, że jego utwory przybierają taki a nie inny obraz. W historii o Franku Farrellim pojawiają się subtelne odwołania do wspomnień Chrisa z jego lat młodzieńczych – dlatego np. bohaterom jego dzieła nieustannie towarzyszy piosenka Blue Skies Elli Fitzgerald. Siła wspomnień buduje wręcz intymną więź między czytelnikiem i Funderem, bowiem oto dowiadujemy się, co nakłoniło go do napisania tak dramatycznej historii. Okazuje się, że ciężar wspomnień z feralnegoo roku 1969 nie jest bez znaczenia, ale na ile tak naprawdę mamy szansę poznać motywy pisarza? Niestety, ponieważ samej historii Chrisa jest, moim zdaniem, za mało, czasami brakowało mi możliwości do związania opowiadania o Karmack z życiem jego autora. Pomimo że ostatnia część książki uzupełnia informacje o kolejnych inspiracjach Chrisa, wciąż nie mogę się pogodzić z myślą, że ten świetny sam w sobie zamysł Christensena nie pochłonął mnie bez reszty i nie sprawił, że biłbym mu za to pokłony.

Ocenić tę książkę to jak próbować wydostać się w pojedynkę z ruchomych piasków. Z jednej strony zafascynował mnie pomysł na tak napisaną powieść i świetny styl Christensena, którego zaznajomionym z nim czytelnikom przedstawiać nie trzeba. Gdy opisywał rozterki moralne młodego Chrisa, czułem się jakbym powrócił do lektury najlepszych fragmentów Półbrata. Zaskoczył mnie również twardym i beznamiętnym „utworem w utworze”, przedstawiający nieco odmienny styl narracji i tempa akcji – nie wiem czy jest inny utwór Christensena, w którym trup ściele się tak gęsto i często. Podczas lektury w głowie kołaczą się liczne pytania, czy główny bohater rozwiąże swoje problemy, czy dojdzie ze sobą do ładu, ale i tu ponownie Christensen zostawia sprawę otwartą, dając czytelnikowi szansę do własnej interpretacji. A może jego pesymistyczne ujęcie, że nic się nie zmienia, że może być tylko gorzej, że każdy musi przejść przez swój życiowy dramat, jest właśnie jedynym słusznym wnioskiem po lekturze Odpływu?

Szczerze mówiąc, ja wciąż nie wiem, na ile najnowszą książką Larsa Saabye Christensena się zachwycam, a na ile uważam ją za powieść jedynie dobrą. Obecny niedosyt gryzący mnie nawet w czasie pisania tych słów, nie pozwala mi ze stoickim spokojem polecić jej każdemu czytelnikowi, bo i nawet sam Christensen nie trafi do każdego mola książkowego. W pewnym sensie bowiem nic tu się praktycznie nie dzieje i dziura w życiu Fundera jest zbyt duża, aby w pełni pojąć jego dramat i motywacje do działalności literackiej, poza prozaiczną chęcią bycia mistrzem pióra. Co więcej, będąc w połowie powieści, nadal nie wiedziałem, o czym ona właściwie ma być, gdyż opisy książki niewiele mówią. Cały sens zaś tkwi w myślach, uczuciach i emocjach głównego bohatera, które albo Was porwą w wir ludzkiej psychiki, albo zanudzą na śmierć z powodu braku akcji. Jedynie umieszczona tu historia o miasteczku Karmack stanowi miłą pożywkę dla fanów żwawej opowieści, lecz nie mam złudzeń, że ktoś chciałby sięgnąć po najnowszą powieść Christensena tylko dla niej – autor ma już swoich fanów, którzy cenią sobie jego powolne rozwlekanie ludzkich dramatów i rozkładanie ich na czynniki pierwsze. Jeśli więc fascynują Cię książki z nieodkrytym, niepełnym przesłaniem i celem, oraz intryguje cię świat lęków i wątpliwości człowieka, warto dać się ponieść Odpływowi.

Fot.: wydawnictwoliterackie.pl

Write a Review

Opublikowane przez

Patryk Wolski

Miłuję szeroko rozumianą literaturę i starego, dobrego rocka. A poza tym lubię marudzić.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *