W salonie i w kuchni

Co dom, to obyczaj – Elżbieta Kowecka – „W salonie i w kuchni. Opowieść o kulturze materialnej pałaców i dworów polskich w XIX wieku” [recenzja]

W salonie i w kuchni to pozycja kilkukrotnie wydawana i do dziś ciesząca się niesłabnącym zainteresowaniem. Analizie poddane zostały w niej pałace magnackie i domy zamożnych ziemian. Autorka bowiem nie jest stricte historykiem (ani sztuki, ani obyczaju), ale historykiem kultury materialnej. Posłuchajmy zatem, co takiego mają nam do powiedzenia materialne zabytki przeszłości. Dzięki przedmiotom bowiem możemy przypomnieć sobie czynności już dziś niewykonywane, odtworzyć codzienne gesty i nawyki naszych przodków. Część z dawnych rzeczy użytku codziennego szybko uległa jednak zapomnieniu. Dziś często znajdziemy je na jarmarkach, „pchlich targach” czy w muzeum. Inne poddały się różnym przeobrażeniom, zmiennym gustom czy postępowi technicznemu. Niezmiennie jednak są źródłem niekończących się opowieści.

Dom był kiedyś dla kobiet całym światem. To właśnie tu toczyły się sprawy dnia codziennego, ale także bankiety, rady, zebrania i bale. Nic więc dziwnego, że to właśnie z domem związanych jest wiele powiedzeń, jak choćby Gość w dom, Bóg w dom. Ówczesne damy i gospodynie skrupulatnie i niekiedy ciętym językiem opisywały wszystkie ważne wydarzenia, których świadkami były. Dzięki pamiętnikom choćby: Ewy Felińskiej, Klementyny z Tańskich Hoffmanowej czy Gabrieli Puzyni, mamy dostęp do materiałów bogatych w opisy domów, zwyczajów i obyczajów.Wiemy choćby, że w eleganckim salonie nowo zamężnej warszawianki leżał na stoliku Konrad Wallenrod, na fortepianie koncert Hummela, a na kantorku portret Lipskiego.

Strych był miejscem szczególnym i dziwnym zarazem. Przechowywane były tam niezbędne zapasy żywności i inne niepotrzebne już graty. Wielokrotnie obok nich stał jeszcze jeden przedmiot… trumna. Ówcześni ludzie bowiem w swą ostatnią podróż lubili się szykować zawczasu i godnie. Przygotowania nie kończyły się na wyborze suchej, dębowej, przygotowanej na miarę trumny. W szafie komody można było znaleźć przygotowaną na ten wyjątkowy dzień bieliznę, pończochy czy trzewiki. W dużej garderobie czekała już czarna sukienka bądź surdut, a na stoliku nocnym obok gromnicy spoczywał szkaplerz, różaniec, krzyżyk albo święty obrazek. A wszystko po to, by w dniu ostatecznym nie było zbędnego zamieszania.

Z innych zgoła powodów trzymano na dworze karzełka. Nie był on traktowany jak kaleka, raczej jak osobliwość, jak ktoś, kim można się było pochwalić, kto wywoływał ciekawość i podziw gości. Ulubioną rozrywką było ukrycie karzełka w olbrzymim pasztecie, torcie czy wazie do zupy usytuowanej na biesiadnym stole, by w stosownym momencie ukazać go zaskoczonym gościom. Cóż, zainteresowanie i zamiłowanie do otaczania się karzełkami sięga czasów odrodzenia i baroku.

Warto wspomnieć też o salonie, stanowiącym pomieszczenia centralne, serce domu. Przede wszystkim nie mógł się on obyć bez instrumentu muzycznego. Początkowo był to zwykle klawikord, później ozdobna „żyrafa”, będąca rodzajem fortepianu z ustawionym pionowo pudłem rezonansowym w kształcie harfy. Później zastąpiona została przez fortepian. Ale rozrywki dostarczały też dworskie kapele, które składały się zazwyczaj z kilku bądź kilkunastu muzyków, ubranych w jednakowy strój i grających na instrumentach smyczkowych lub dętych. Występowali oni nie tylko podczas wystawnych przyjęć i obiadów, ale często przy codziennych posiłkach.

Każdy dom był dawniej (tak jak jest i dziś) jakby swoistym przedsiębiorstwem wymagającym wyposażenia, zaopatrzenia, częstej modernizacji, jeszcze częstszej konserwacji, stałego dostosowywania do zmiennych potrzeb użytkowników, którzy w nim żyli, pracowali, wypoczywali, bawili się. Przyjrzyjmy się zatem dworom i licznym przybudówkom czy też okazalszym od nich pałacom z bocznymi pawilonami. A także domownikom, istniejącej hierarchii, podziałowi obowiązków i czynnościom rezydentów. Pięknie ilustrowana i wydana na dobrej jakości papierze publikacja przeniesie nas w odległe czasy, o których, jak się okazuje, nie wszystko jeszcze zostało powiedziane.

Fot.: Zysk i S-ka

W salonie i w kuchni

Write a Review

Opublikowane przez

Magdalena Kurek

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Gdańskim. Zgodnie z sentencją Verba volant, scripta manent (słowa ulatują, pismo zostaje) pracuje nad rozprawą doktorską poświęconą interpretacji muzyki w prasie lat ’70 i ‘80. Jej zainteresowania obejmują literaturę i sztukę, ale główna pasja związana jest z tempem 33 obrotów na minutę (mowa oczywiście o muzyce płynącej z płyt winylowych).

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *