brokat

Co poszło nie tak? – Aleksandra Chmielewska – „Brokat”

Seks. Jest wszędzie. Opanował również filmy i seriale i wydaje się, że trudno już zrobić produkcję, która przynajmniej o niego nie zahaczy. Nie powinno jednak nas to dziwić, skoro wymagamy tytułów prawdziwych, życiowych, realnych. Jak więc pominąć w nich seks, który jest składową naszego życia? Składową, od której wszystko, chcąc nie chcąc, się zaczyna. Brokat    najnowsza polska propozycja Netflixa  –  opowiada o tym seksie, który wszystko daje i wszystko zabiera. O tym, który służy jako narzędzie władzy i manipulacji. O tym, który daje wolność i wiąże ręce. O tym seksie, który pozwala nam decydować o sobie i o tym, który to prawo nam odbiera. Brokat jest kolorowy, błyszczący, głośny, pełen energii, dolarów, drogich ciuchów z Pewexu i czerwonej szminki. Ekskluzywnych drinków i cekinów ledwo zakrywających biust, który skrywa w sobie obietnicę chwilowego uniesienia i zapomnienia, jednocześnie będąc elementem niebezpiecznej gry  –  niebezpiecznej dla każdej ze stron. Brokat to jednak również krzykliwa posypka dla szarych ulic, bimbru niepewnej jakości, szarej władzy, obślizgłych parówek, zimnych nóżek, pstrykanych po kryjomu zdjęć, które mają dać przewagę. Bo to o nią tutaj chodzi. Brokat to w końcu zmarnowany potencjał, po zdrapaniu którego nie zostaje zbyt wiele.

 

Zachciało nam się marzyć, tańczyć, kochać, lecz zabrakło

zrozumienia

I nikt nie ostrzegł nas, że bajki kończą się zazwyczaj bólem

głów.

Na własne oczy zobaczyłem, że ten świat ma sporo do 

zrobienia.

A w twoich nadal czasem jeszcze widzę żal o wszystko, co nie 

zdarzy się nam.

Muchy – Co poszło nie tak

Brokat to opowieść o trzech kobietach. Każda jest w innym wieku, każda ma swoje własne problemy i jest na innym etapie życia. Ich losy splatają się w nowo otwartym, ekskluzywnym hotelu, do którego przybywają zarówno polscy, jak i zagraniczni goście. Przewijają się tu biznesmeni z całego świata. Jakie interesy robią? Po co przybyli do Polski? Jak długo zamierzają tu zostać? Czy mogą zaszkodzić krajowi? Tego między innymi próbują się dowiedzieć Służby Bezpieczeństwa. Co natomiast najbardziej odziera mężczyzn z tajemnic i wszelkich skrupułów? Oczywiście piękne kobiety. Nieważne, że mają one swoją cenę. Ich na to stać. Seks jest tu sposobem na zarobek, jest ucieczką od problemów, jest w końcu również walutą samą w sobie. Jest błogosławieństwem i przekleństwem. 

Doskonale wie o tym Helena (w tej roli świetna Magdalena Popławska), która od lat współpracuje z Adamem (równie dobry Łukasz Simlat), esbekiem, który dzięki jej intymnym kontaktom z różnymi gośćmi hotelu nie tylko dowiaduje się o nich wielu interesujących go rzeczy, ale również w razie czego ma pod ręką kompromitujące ich zdjęcia w jednoznacznej sytuacji z prostytutką. Helena jest inteligentna, bystra i piękna. Nie jest najmłodsza, ale jej urok i uroda są niepodważalne. Potrafi oczarować zarówno młodszych, jak i starszych mężczyzn. Nie zajmuje się tym od wczoraj i doskonale wie, co robić, na co uważać. Jej status pozwala jej na to, by to ona wybierała, z kim pójdzie do pokoju, a komu odmówi. Jednak żaden, nawet najdłuższy staż, nie jest w stanie przygotować nikogo na to, że kiedyś być może przyjdzie prawdziwe uczucie. Helena jest również zmęczona. Seks jest jej walutą, przepustką, władzą, bronią i kartą przetargową. Kobieta żyje na własnych warunkach. Czy jednak na pewno?

Pola (Wiktoria Filus) to młoda kobieta, która samotnie wychowuje kilkuletniego syna. Mieszka z matką, która pomaga jej w opiece nad chłopcem, jednak ich stosunki nie należą do najlepszych. Starsza kobieta nie może pogodzić się z tym, jak zarabia jej córka, a scena, w której dochodzi między nimi do konfrontacji, a na jaw wychodzą  szczegóły z dzieciństwa Poli, choć pozbawiona krzyków czy nadmiernej gestykulacji, jest jedną z najmocniejszych w serialu. Pola to zaradna kobieta, która od lat zarabia na siebie. Obecnie pragnie rozkręcić biznes kosmetyczny. Chce sprzedawać szampony własnej produkcji. Jednak potrzebuje koncesji, a władza staje okoniem. Pola ma pieniądze i zna odpowiednich ludzi. Ale ci ludzie wcale nie chcą jej pieniędzy. Chcą brokatu, fajerwerków kryjących się pod jej sukienką. Pola również jest zmęczona. Jest zmęczona ciągłą walką o wszystko, próbą życia na własnych warunkach i każdą kłodą rzucaną jej pod nogi niemal z wyrafinowaniem. Pola jest mądra i ma tę niecodzienną cechę, która pozwala jej nie obrażać się, nie wypominać. To nie znaczy, że nie jest dumna. Ale potrafi iść do przodu wtedy, kiedy inni wycofaliby się z wysoko zadartym do góry nosem. Czy to dobrze? Być może. Czy to źle? Możliwe.

I Marysia. Marysia jest młodziutka, jeszcze studiuje. Wydaje jej się, że jest wyzwolona, nowoczesna. Jest uparta i dumna. Zadziorna, pełna młodzieńczej, pociągającej świeżości. Jest również piękna, jak cała ich trójka, choć uroda każdej jest z zupełnie innej planety. Marysia (znana z Powrotu Matylda Giegżno) z seksu za pieniądze chce uczynić nie tyle pracę, ile wakacyjną zabawę z benefitami. Nie rozumie jeszcze, że to, co da jej niezależność i wyzwolenie, być może także unieruchomi ją, sparaliżuje. Ta droga jest jej własnym wyborem, nikt jej do niczego nie zmusza. Jest pełna buty, jest roszczeniowa, jest pyskata. Chce wszystkiego, bo wszystko jej się przecież należy. Czy wybiera ostatecznie najłatwiejszą, czy najtrudniejszą drogę? Wydaje się, że  –  ponownie  –  każda odpowiedź będzie prawidłowa.

Polska w 1967 jest szara, choć posypana brokatem. Powiewem świeżości i nowości z Zachodu. Dolary są tu marzeniem każdego, a o luksusowych towarach z Pewexu śni niejeden i niejedna. Sopot 1976 roku to ten posypany błyszczącą, złudną warstwą wycinek ówczesnej Polski. Wódka leje się strumieniami, jak gdyby trzeźwy umysł i wzrok sięgał za głęboko. Za daleko, by móc to wytrzymać. Być może docierałby do samego sedna. Alkohol i inne odurzające substancje dodają kolorytu, świat skrzy się pod powiekami, piasek błyszczy, a woda odbija lepszy świat. Nie powiem Wam, jak dobrze twórcy oddali klimat tamtych lat. Jak doskonałą pracę wykonali scenografowie, specjaliści od kostiumów i doboru muzyki. W roku 1976 nie było mnie na świecie i jeszcze przez ponad dekadę miałam się na nim nie pojawić. Jednak na tyle, na ile wierzyć można tym, którzy lepiej się orientują, pod tym względem twórcy wykonali kawał dobrej roboty. Nawet zresztą, jeśli o tamtych czasach jedynie się czytało lub słyszało, gołym okiem można zauważyć, że technicznie Brokat zrobiony został świetnie. Zdjęcia są rewelacyjne, kolory cudowne, światło klimatyczne. Piosenki od razu przenoszą nas do innej epoki, podobnie jak talerze bohaterów, na których królują parówki, szprotki z konserwy, śledzie, ogórki kiszone i wszechobecne zimne nóżki. Dość wspomnieć, że na planie nie zabrakło nawet stylisty jedzenia. Nie ma więc wątpliwości, że od strony wizualnej Brokat to dzieło skończone, kompletne. A brać pod uwagę należy nie tylko to, że jest kolorowo i błyszcząco, że ten tytułowy brokat jest i pełni swoją funkcję, ale również to, że polska szarzyzna, bieda i wciąż tułająca się po ulicach beznadzieja i tak spod tego brokatu przebijają.

Zabrakło niestety w Brokacie historii, opowieści, porządnego scenariusza. Losy Heleny, Poli i Marysi splatają się co jakiś czas, jednak w głównej mierze ich wątki są osobnymi opowieściami. A opowieści te, choć raz na jakiś czas potrafią czymś zaangażować, to jednak są nudne, choć zapowiadały się naprawdę ciekawie; co więcej, mają spory potencjał, który nie został jednak wykorzystany. Z tych historii wyziera pustka, brakuje im głębi, jakiejś esencji, serialowego umami. Szkoda, bo gdyby do strony wizualnej Brokatu dodać ciekawie napisaną, naprawdę dobrze i porządnie nakreśloną historię trzech kobiet, byłby to serial, którym moglibyśmy się pochwalić. Który warto by było polecać. 

Brokat liczy sobie dziesięć odcinków, z czego każdy trwa nieco ponad pół godziny. To niewiele  –  mam tu na myśli zarówno ilość epizodów, jak i czas ich trwania. Tymczasem seans się dłuży, momentami miałam wrażenie, że odcinek nigdy się nie skończy. Ten czas został wykorzystanie na znużenie widza, zamiast na ciekawe opowiedzenie losów bohaterek. Niektóre sceny są o wiele za długie, niektóre epizody przeciągnięte do granic możliwości, nie wnoszą wiele do fabuły. Tak na przykład jest z odcinkiem czwartym zatytułowanym Będzie słonecznie, w którym Helena, Tomas i Bogdan spędzają dzień na plaży, a później w restauracji. Wątek ten spokojnie można było skrócić do dziesięciu minut, tym bardziej że fabularnie wnosi on naprawdę niewiele. Emocjonalnie również.

Brokat cierpi również na sposób wprowadzania nowych bohaterów. Owszem, twórcy nie robią z widza durnia, któremu wszystko trzeba tłumaczyć i podawać na tacy, ale przesadzają odrobinę w drugą stronę. Pełno tu niedopowiedzeń, wątków niedokończonych lub takich, które rozpoczynane są jakby od połowy, przez co scenariusz wydaje się poszatkowany lub przepuszczony przez źle dobrane sito, które nie wyłapało pewnych zbędnych kadrów, wiele ważnych natomiast zatrzymało na zawsze. Postaci pojawiają się znikąd, często każąc nam domyślać się, kim są, co robią, czego chcą, po czyjej są stronie i czy bohaterki mogą im ufać. Choć jeśli chodzi o zaufanie, to każda z nich, nawet najmłodsza Marysia, od dawna zdają się ufać jedynie samym sobie. I tym również są już zmęczone. 

To, czego zabrakło mi w kolejnym polskim serialu Netflixa, to retrospekcje. Gdyby tylko dany twórcom czas został lepiej wykorzystany lub nawet gdyby był dłuższy, ale lepiej rozdysponowany, moglibyśmy otrzymać o wiele ciekawszą historię. Patrząc na Orange is The New Black czy Glow, widać wyraźnie, że nawet przy o wiele większej ilości bohaterek można opowiedzieć ciekawą historię, nakreślając charakter i tło psychologiczne postaci, bazując zarówno na teraźniejszości, jak i przeszłości. My natomiast o Poli, Helenie i Marysi, a więc głównych gwiazdach Brokatu, wiemy w zasadzie tyle, co nic. Nie poznajemy ich lęków, ich słabości, ich marzeń. Nie wiemy, co w ich życiu się wydarzyło, co je ukształtowało. Jedynie w przypadku Poli twórcy uchylają rąbka tajemnicy we wspomnianej już konfrontacji z matką, ale to niewiele. Chciałabym zobaczyć je w środku, odrzeć z tego brokatu, z tajemniczego uśmiechu, z błysku i blasku. I choć wiemy, że pod tym wszystkim kryje się rozczarowanie, smutek, samotność i strach, to są one przed nami szczelnie zamknięte, na czym serial wiele traci.

Aktorsko jest natomiast bardzo dobrze. Jak już wspomniałam, świetna jest w swojej roli Magdalena Popławska, ale i jej serialowe partnerki nie zawodzą. Matylda Giegżno (aż trudno uwierzyć, że nie jest spokrewniona z Magdaleną Kumorek) i Wiktoria Filus radzą sobie całkiem nieźle, kreując bohaterki, o jakie chyba twórcom chodziło i dodając im od siebie tyle głębi, na ile pozwala im scenariusz. Dobrze wypada również Katarzyna Warnke i Dorota Landowska. Męska część obsady nie zawodzi, choć z oczywistych względów dostali oni mniej czasu. Najjaśniej wypada chyba Łukasz Simlat w roli Adama, który dostał również ciekawą rolę, która, choć ewoluuje dopiero pod koniec sezonu, to aktor wykrzesał z niej wszystko, co tylko mógł, ożywiając ją i wypełniając pulsującymi emocjami. Również tacy aktorzy jak Falco Marchi, Bartłomiej Kotschedoff, Stanisław Linowski, Jędrzej Hycnar, Cezary Kosiński czy Zbigniew Suszyński wypadają dobrze i raczej niewiele można im zarzucić.

Brokat to kolorowa opowieść o szarych czasach. Pięknie zrobiona historia, która niestety została słabo opowiedziana. Tak jak Helena, Marysia i Pola makijażem i błyszczącymi sukienkami przykrywają swoją samotność i walkę o przetrwanie, tak twórcy pięknymi zdjęciami, muzyką i scenografią próbują przykryć fakt, że sama historia niestety się nie broni. A może sami, omamieni tytułowym brokatem i poziomem technicznej strony ich dzieła, nie zauważyli w tym zachwycie, jak słabo i nudno wypada najważniejsza składowa ich tworu, a więc sama opowieść? 

To mogła być historia o niezwykle silnych, choć jednocześnie wciąż w jakiś sposób tłumionych i powstrzymywanych przez system i mężczyzn (na jedno wychodzi) kobietach. To mogła być zapierająca dech w piersiach opowieść o dążeniu do niezależności kosztem wszystkiego. O czasach, które nie ułatwiały niczego. O marzeniach, za które słono się płaciło. O bohaterkach, które –  choć my poznajemy w latach 70., kiedy rozkwitają, walczą o siebie i wbrew innym marzą  –  mogłyby żyć wszędzie i zawsze, bo ucieleśniają kobiecą siłę wzrastającą tym mocniej w świecie, który je tłamsi, wykorzystuje i rozszarpuje. Otrzymaliśmy jednak pięknie zrobioną, wizualnie ciekawą i muzycznie idealną oprawę do dość nudnej historii, która jest za długa, choć na tle większości seriali jest zwyczajnie krótka. Poszarpany scenariusz i postaci, które pojawiają się znikąd, są największym problemem tej historii, tuż obok braku głębi, którą przecież historie Marysi, Poli i Heleny mają, a jednak w tym całym brokacie nie potrafią wybrzmieć. Szkoda. Czasami szarzyzna potrafi być ciekawsza niż brokat. Tutaj tak się jednak nie stało, choć wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że tak właśnie będzie. W jednej ze scen Władek pyta swoją żonę: „Co poszło nie tak?” i muszę przyznać, że to naprawdę dobre pytanie, bo Brokat powinien błyszczeć zarówno z wierzchu, jak i głębiej, pod warstwą świecidełek.

Serial Brokat możecie zobaczyć na platformie Netflix

brokat

brokat

Overview

Ocena
5 / 10
5

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *