Commander '85

Nie wszystko złoto, co jest retro – „Commander ’85” [recenzja]

Wszelkie wycieczki w stronę retro, mimo że aktualnie jest to tematyka dosyć wyeksploatowana, zawsze mnie cieszą. Nie inaczej miało być w przypadku gry Commander ‘85 – zarówno opis, zdjęcia, jak i zwiastun zapowiadały coś, co powinno trafić prosto w moje retro-serduszko, tęskniące nieustannie za latami 80. i 90. Tak się jednak nie stało, zamiast tego otrzymałem produkt, który miał w sobie duży potencjał, został on jednak doszczętnie zmarnowany.

Być może wina leży w zbyt małej liczbie osób odpowiedzialnych za ten tytuł? Trudno powiedzieć, nie jest jednak tajemnicą, że za stworzeniem gry stoi zaledwie dwójka ludzi (trójka, jeśli liczyć kompozytora muzyki… a co tam, policzmy go, muzyka to jeden z niewielu plusów tej produkcji). Przejdźmy jednak do rzeczy – czym właściwie jest Commander ‘85? Trudno go sklasyfikować, widoczne są tutaj cechy przygodówki, elementy gry logicznej, może odrobinę thrillera. Wcielamy się w postać chłopca, który tego dnia – 13 maja 1985 roku, obchodzi urodziny. Z tej okazji dostaje prezent, tytułowego Commandera – superkomputer domowy, posiadający sztuczną inteligencję. Sprzęt na tyle zaawansowany, że wymyka się spod kontroli i jeśli nie uda się nam temu zapobiec, doprowadzi do nuklearnej zagłady.

Commander '85

Fabuła bardzo mocno inspirowana jest filmem Gry wojenne (1983) z młodym Matthew Broderickiem, który włamując się do wojskowego systemu, niemal powoduje ten sam efekt, do którego stara się doprowadzić nasz Commander. Nie jest to oczywiście jedyna inspiracja, co chwilę bowiem natknąć się można na jakieś nawiązania i easter eggi związane z popkulturą lat 80. Czy to w postaci plakatów parodiujących największe kinowe hity tego okresu, gier, w które można grać na Commanderze, będących alternatywnymi wersjami klasycznych tytułów (Frogger to tutaj Turttler, gdzie zamiast żaby poruszamy żółwiem), czy małych gadżetów rozrzuconych po pokoju głównego bohatera (guma balonowa Ronald). Oczywiście największym nawiązaniem jest sam tytułowy komputer, który zarówno swoją nazwą, jak i interfejsem przywodzi na myśl kultowego Commodore 64 – maszynę, przy której nie jeden dzieciak (w tym niżej podpisany) wychowany na przełomie lat 80., 90., zmarnował długie godziny, wgrywając gry z kaset i łamiąc joysticki.

Commander '85

I wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że Commander ‘85 to gra zwyczajnie nudna. Statyczna akcja, ograniczona do zaledwie jednej lokacji (pokój chłopca) i powtarzalne czynności potrafią bardzo szybko zniechęcić do dalszego grania. Nie mówiąc już o toporności sterowania, stworzonego raczej z myślą o PeCetowcach. Wersja konsolowa, w którą miałem okazję grać, przysparza wielu powodów do frustracji, wynikającej z prostego faktu – większość czynności wykonywanych w grze polega na ręcznym wpisywaniu komend w tym nostalgicznym, ośmiobitowym interfejsie. A teraz wyobraźcie sobie robienie tego na xboxowym padzie… Właściciele konsol na pewno zrozumieją mój ból. Lecz nawet gdybym mógł robić to bezpośrednio z poziomu klawiatury, niewiele by to zmieniło. Jedyny plus to wywołujący miłe wspomnienia ekran starego, dobrego „Commodorka”, wyświetlany na monitorze dawnego typu, w którym odbija się cały pokój i sylwetka bohatera.

Commander '85

Do Commandera ‘85 podchodziłem kilka razy, za każdym razem nastawiając się pozytywnie, próbując zapomnieć poprzednie doświadczenie i rozegrać to na „świeżo”. Za każdym razem dochodziłem do tego samego wniosku. Według twórców gra oferuje trzy różne zakończenia, których odkrycie zależy od wyborów i decyzji gracza. Być może mi trafiła się jakaś wadliwa wersja lub byłem po prostu zbyt zirytowany, ale każda moja rozgrywka kończyła się w ten sam sposób – wielkim grzybem atomowym. Kolejną cechą gry według twórców, jest „innowacyjny system kształtowania sztucznej inteligencji” oraz „losowo generowane elementy otoczenia i fabuły, które sprawią, że każda przygoda będzie ekscytująca i ciekawa”. I tutaj po raz kolejny zaczynam zastanawiać się, czy wersja konsolowa nie została w jakiś sposób ograniczona, bo jakoś nie odczułem ani ekscytacji, ani losowości (jedynym takim elementem była matka bohatera, która w losowych momentach wpada do pokoju, narzekając na komputerowe uzależnienie syna). Nie mogę się powstrzymać, więc będę pastwić się jeszcze trochę – „liczne zadania dodatkowe i opcjonalne aktywności, które urozmaicą rozgrywkę”, to kolejna z cech oferowanych przez Commandera ‘85 (wszystkie te cytaty pochodzą z oficjalnego opisu gry). Jeśli za zadania dodatkowe i opcjonalne aktywności uznać możliwość pogłaskania psa i rzucenia mu smakołyku, no to rzeczywiście. Ach, i jeszcze to: „dziesiątki gier i programów komputerowych, które możesz dowolnie instalować, obsługiwać i kasować z Commandera”. Naliczyłem dokładnie trzy gry (które wysypują się w losowym momencie, co raczej jest nie naprawionym do tej pory bugiem), oraz jedna bonusowa, która uruchamia się, kiedy próbujemy wyłączyć proces hakowania. Commander wciąga nas wtedy do wewnątrz komputera, gdzie musimy rozegrać partyjkę klona Donkey Konga (gdzie zamiast ogromnej małpy jest Program Główny z filmu TRON).

Commander '85

Szczerze mówiąc, dziwią mnie te wszystkie pozytywne komentarze i recenzje Commandera ‘85, bo naprawdę mam wrażenie, że dane mi było zagrać w zupełnie inną grę. Odpalając ten tytuł po raz pierwszy, miałem ogromne nadzieje, podtrzymane przez klimatyczny ekran tytułowy, kojarzący się trochę ze Stranger Things i okraszony naprawdę świetną muzyką. Później było już tylko gorzej. Ta produkcja to równia pochyła – im dłużej się w nią gra, tym bardziej ma się jej dość. Pomysł wyjściowy był genialny, wykonanie niestety bardzo średnie. Coś ostatnio nie mam szczęścia do tych nowych, niezależnych gier, stylizowanych na powrót do klimatów znanych z lat 80., 90., które zwykle mają jakiś numerek w tytule (podobna sytuacja była z Daymare: 1998).

Na koniec mam jeszcze jedno „ale”, które od samego początku nie daje mi spokoju. Kiedy zaczynamy rozgrywkę, tytułowy Commander odzywa się do bohatera, prosząc żeby go włączyć. Jakim cudem mógł to zrobić, skoro był WYŁĄCZONY?

Fot.: The Moonwalls, Ultimate Games S.A.

Commander '85

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Bębenek

Dziecko lat 80. Wychowany na komiksach Marvela, horrorach i kinie klasy B, które jest tak złe, że aż dobre. Aktualnie wiekowy student WoFiKi. Odpowiedzialny za sprawy techniczne związane z Głosem Kultury.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *