Walka płci jest nieunikniona jak walka dobra ze złem. I choć nie można ich porównywać, bo wiązałoby się to z oceną i waloryzacją jednej i drugiej płci, to nie sposób uniknąć analogii ze względu na to, że obie wojny toczą się od zarania dziejów, wypełniają wszelkie wytwory kultury takie jak książki czy filmy, będąc dla nich inspiracją bądź środkiem do przekazania pewnych prawd, racji, domysłów i lęków. Dlaczego wciąż toczy się ta walka? Do tej pory nikt sensownie nie odpowiedział na to pytanie. Czy można jej zapobiec? Nikomu się jeszcze nie udało. Każda płeć ma swoje racje, ale także nagromadziła przez wieki mnóstwo zarówno zalet, jak i wad. Jeśli jednak skupić się na najbardziej widocznych, wyśmiewanych stereotypowych cechach danej płci, co otrzymamy? Zgniecenie Dave’a Coopera.
Dopiero co pisałam o niczym żywcem wyjętych z Seksmisji Machulskiego kobietach, recenzując komiks Wyspa kobiet Zanzima; dopiero co posiłkowałam się słowami takimi jak “falliczny” i “wagina”, żeby opisać podstawowe kształty w opowieści Ssanie, a znowu zanurzam się w świat seksu i wyuzdania, czytając kolejny komiks Coopera. Nic jednak dziwnego, skoro Zgniecenie jest projektem tematycznie zbliżonym do Ssania. Autor tych opowieści nie ma żadnych oporów, aby pokazać świat z obrzydliwej, pozbawionej pruderii i wszelkich tabu strony, posiłkując się przekleństwami, wulgaryzmami i obscenicznymi rysunkami. Kolejny raz jednak problem okazuje się nieco głębszy niż powierzchowne wrażenie, jakie początkowo może robić na nas ten komiks. Dave Cooper nie pozostawia bowiem suchej nitki ani na mężczyznach, ani na kobietach, ukazując ich od tej strony, od której są najbardziej atakowani przez płeć przeciwną. Mężczyźni to zatem w Zgnieceniu wiecznie napalone osobniki, które z wywieszonymi do pasa językami obserwują kobiety, widząc w nich wyłącznie obiekty seksualne, pragnąc jedynie ssać, ugniatać, pchać, klepać, lizać – i tego samego oczekują od nich. Kobieta składa się dla nich wyłącznie z tych części ciała, które są podniecające, natomiast wykorzystane do innych czynności niż seksualne (jak na przykład poród) stają się skalane i obrzydliwe. Są bezmózgimi istotami, które twardnieją na zawołanie i na zawołanie są w stanie uprawiać seks – nawet wbrew woli “partnerki”, co w świecie Zgniecenia wydaje się wręcz być normą. Jednak kobiety nie są lepsze. Każda bowiem prędzej czy później okazuje się “lesbą”, a to akurat w historii Coopera konotuje wyłącznie negatywnie. Kobiety z feminizmu uczyniły bowiem to, do czego z żartem i ironią podeszli właśnie twórcy Seksmisji – a więc broń potężnego rażenia, która ma za zadanie zniszczyć wszystkich mężczyzn zaraz po tym, jak kobiety postarają się, aby ci nie byli im już do niczego potrzebni. Autor posługuje się więc stereotypami, w dodatku naciągając je i wyolbrzymiając do granic możliwości, jakby sprawdzając, kiedy one albo czytelnik pękną, kiedy pojawi się na nich pierwsza rysa, a potem zgniecenie.
Wydane trzy lata po Ssaniu Zgniecenie również ma swój podtytuł, stworzony analogicznie do tego, który gościł na okładce historii o poszukującym miłości Bazylim. Sytuacja Kostka to kolejna opowieść o świecie przesiąkniętym seksem, jednak opowieść o wiele bardziej wulgarna i dosadna. W historii Bazylego skrywało się bowiem wielkie cierpienie, a przez nie i przez jego poszukiwania archetypicznej miłości, komiks stawał się na swój wyjątkowy sposób delikatny, pomimo ociekających seksem symboli i aluzji. Zgniecenie pozbawione jest tej subtelności, a główny bohater nie wzbudza już takiej sympatii jak Bazyli. Oczywiście Kostek również jest na swój sposób zagubionym mężczyzną, któremu otoczenie zdaje się wmawiać, że dopóki nie będzie wiecznie napalonym samcem – nie będzie wart nawet funta kłaków. Niski, obdarzony przez swojego twórcę kwadratową głową młody mężczyzna żyje pod presją społeczeństwa, które wymaga gotowości i ciągłej żądzy. Oczywiście Kostek lubi seks, ale kiedy pojawia się nagusieńki przed swoją dziewczyną, z prezerwatywą nałożoną na będącego w pełnej gotowości członka i z butelką winą – jego partnerka oznajmia mu, że jest lesbijką. Od tej pory całe życie Kostka zaczyna przypominać koszmarny sen wywołany halucynogennymi środkami – każda bowiem napotkana osoba płci żeńskiej zdaje się być zdeklarowaną homoseksualistką. Zev, grubiański i wulgarny kolega Kostka, proponuje mu wyrwanie się z miasta, które nie ma im nic do zaoferowania, i odwiedzenie tętniącego seksem Hollywood, gdzie znajomy Zeva pracuje w przemyśle – a jakże – pornograficznym. Kostek bierze więc tygodniowy urlop w fabryce, w której produkuje się lalki (oczywiście z wielkim, dokręcanym biustem) i już byłby wolny i gotowy do wielkiej podróży, ale pozostaje jeszcze Sylwia.
Sylwia to babcia Kostka (z przebiegu historii wynika, że nasz bohater nie ma innej rodziny), której właśnie zaczął psuć się chodolot. A właśnie – wspominałam, że Zgniecenie dzieje się w ściśle nieokreślonej przyszłości? No właśnie. Chodolot to urządzenie, dzięki któremu starsi ludzie mogą swobodnie się poruszać, nieograniczani przez nadgryzione zębem czasu mięśnie, kości i stawy. Niestety chodolot babci Sylwii (zauważyłam, że tym imieniem niemal zawsze w kulturze nazywane są kobiety albo niesłychanie wredne i nieprzyjemne, albo stare… albo jedno i drugie) odmawia posłuszeństwa. Kostek robi więc coś, co w oczach czytelnika sprawia, że może on już nie mieć szans na odkupienie. Oddaje babcię do domu starców, a chodolot zastawia w lombardzie, żeby on i Zev mieli pieniądze na wymarzoną podróż do Hollywood. Po czym dwaj mężczyźni ruszają na podbój seksualnego świata. Niestety – okazuje się, że również to miejsce uległo “zarazie” i nawet tam kobiety wolą zadowolić się przedstawicielkami własnej płci. W dodatku Kostek trafia na trop przedziwnego kultu zrzeszającego kobiety, a towarzyszą temu dziwne robaki, które zdają się mieć w tym jakiś udział. Czy bohaterom uda się znaleźć chociaż jedną heteroseksualną kobietę? Czy zrozumieją w końcu, czym jest tajemniczy kult? I czym, na litość boską, jest ta cała partenogeneza?!
Zgniecenie to komiks niełatwy w odbiorze – w którym twórca wyśmiewa stereotypy, ale jednocześnie ukazuje pewne tendencje i wyolbrzymia lęki. Używa do tego bujnej, zaokrąglonej kreski, która tworzy czarno-białe rysunki podobne do tych, które oglądaliśmy, czytając Ssanie. Niektóre postaci wydają się wręcz żywcem wyjęte z poprzedniego komiksu autora, jak na przykład czarnowłosa kapłanka. W Sytuacji Kostka nie ma jednak tego cieniowania, które urozmaicało Sytuację Bazylego, grafiki są bardziej kanciaste i surowe, odpowiadając futurystycznemu tłu opowieści. Autor poprzez nieliczne wstawki daje nam już na samym początku pogląd na to, z czym będziemy mieli do czynienia i czego możemy się spodziewać. Szef Kostka nie bez powodu jest obrzydliwym seksistą, który gwałci nową pracownicę jej pierwszego dnia w fabryce i nie bez powodu zakład ten zajmuje się produkcją lalek o bujnych kształtach. Nie bez znaczenia są nagłówki gazet, które czytają pasażerowie autobusu, którym Kostek wraca do domu. Jeśli dobrze się przyjrzymy, to wśród artykułów o kobiecie, która została premierem (oburzające!) i zapewnieniach o tym, że UFO istnieje (niemożliwe!), dostrzeżemy również Ssanie, w którym zaczytuje się jeden z mieszkańców zmuszony korzystać z usług komunikacji miejskiej. Takie nawiązania zawsze cieszą czytelników, zresztą w tym przypadku ma ono też swoje uzasadnienie, bo Zgniecenie jest – jak już wspominałam – komiksem zbliżonym tematyczne do Sytuacji Bazylego.
Komiks Dave’a Coopera nie napawa optymizmem i pozostawia pewien niesmak w czytelniku, ale jest to niesmak wywołany nie samą historią, co pewnymi jej założeniami, przed którymi przestrzega, wyolbrzymiając je, autor. Żadna skrajność bowiem nie jest dobra, a jedna płeć – na szczęście – nie ma racji bytu bez tej drugiej. Zgniecenie warto przeczytać, bo pod płaszczykiem perwersji i obrzydliwości skrywa pewne przesłanie; przestrogę przed przyszłością, którą moglibyśmy zaserwować sobie sami. Pełno tu przesady i hiperboli, ale to one czasem decydują o ostatecznym zrozumieniu. Nie warto zrażać się natomiast obscenicznymi rysunkami i wulgaryzmami, którymi usiany jest komiks. Niech nie decyduje to o tym, że nie sięgniemy po lekturę. W końcu, jak mawia babcia Sylwia – czasem trzeba się tym wszystkim utytłać. A Sylwie, co wiem z doświadczenia, nieczęsto się mylą.
Fot.: Timof i cisi wpólnicy
[buybox-widget category=”book” name=”Zgniecenie” info=”Dave Cooper”]