Pająk

„Częściej wsadzam kij w mrowisko” – wywiad z Malwiną Pająk

Jestem humanistką, człowiekiem, więcej etykiet nie potrzebuję. Myślę. Obserwuję. Słucham. Komentuję. Czasem bawię, choć częściej wsadzam kij w mrowisko. Nie mówię, jak żyć. Mówię, że można inaczej – pisze o sobie Malwina Pająk. Jej debiutem w lutym była powieść Lukier, o której Wielogłosem pisałyśmy z Natalią tutaj. Kiedy umawiamy się na wywiad, Malwina wybiera dogodną godzinę, by zdążyć wyprowadzić jeszcze psa po pracy. I taką hierarchię wartości rozumiem. By poznać Malwinę z trochę innej strony, postanowiłam wykorzystać kwestionariusz Prousta. To rodzaj zabawy europejskich lwów salonowych od drugiej połowy XIX wieku. Co ciekawe, to nie Marcel Proust jest autorem testowych pytań, ale jego przyjaciółka – Antoinette Faure. Sam pisarz polecał, by ów test – swoisty rodzaj testu osobowości – rozwiązywać co 10 lat. Ot tak, dla autorewizji i lepszego poznania własnej ewolucji.

Wiktoria Ziegler: Proust zalecał robić ten kwestionariusz co 10 lat, więc zadzwonię do Ciebie za 10 lat w poniedziałek o 19.30.

Malwina Pająk: Dobra (śmiech).

Główna cecha twojego charakteru?

Neurotyzm.

Twoje marzenie o szczęściu?

Nie marzę o szczęściu. Szczęście to jest bardzo ulotny stan, teraz uczę się doceniać małe radostki codzienne.

Słowa, których nadużywasz?

„Jakby”. Oglądałam nagranie ze spotkania autorskiego i złapałam się za głowę, bo co 25 sekund powtarzałam słowo „jakby”. Nawet nie byłam tego świadoma. Jakby nad tym pracuję.

Ulubieni bohaterowie życia codziennego?

Ludzie na przystankach i w komunikacji miejskiej. W ogóle lubię obserwować ludzi.

Obecny stan twojego umysłu?

Póki co jestem strasznie najedzona – pochłonęłam całą pizzę i czuję, jak właśnie pączkuje mi w brzuchu (śmiech).

Nadszedł czas na kwestionariusz Wiktorii Ziegler. Czy Ty piszesz wiersze?

Ostatnim razem pisałam wiersze w liceum. Pewnego razu nauczyciel odpowiadający za gazetkę szkolną, do której pisałam, poprosił, żebym ja już przestała pisać te wiersze i skupiła się na prozie, bo to mi wychodzi dobrze, w przeciwieństwie do poezji. Oczywiście poczułam się bardzo zraniona, ale wzięłam sobie jego słowa do serca i przestałam się bawić w poetkę. Do tej pory nie wiem, czy te moje wiersze naprawdę były takie złe. W końcu kiedyś w konkursie poetyckim dostałam wyróżnienie.

Dlaczego wybrałaś akurat powieść, a nie inny gatunek literacki?

To było dla mnie oczywiste. Na pewno kiedyś chciałabym wydać też zbiór opowiadań. Ale to odległy temat.

Książki, które pozostawiły jakiś ślad po sobie w Twoim życiu?

Na pewno Świat według Garpa Irvinga. To moja ukochana książka. Na drugim miejscu jest Mistrz i Małgorzata Bułhakowa – mistrzostwo. Jeszcze Malowany ptak Kosińskiego. To była chyba jedna z pierwszych naprawdę ciężkich książek, które przeczytałam. Lubię prozę Vonnegutów (Kurta i Marka), Hemingwaya, Woolf. Uwielbiam wszelkie dystopie, a więc Huxley, Orwell, Atwood. To jest coś niesamowitego, kiedy czytasz dziś np. Rok 1984 i widzisz, że człowiek, który pisał tę powieść niemal sto lat temu, przewidział w zasadzie wszystko, co się dzieje teraz.

Mistrz i Małgorzata paralelnie odbija się w twojej powieści: zawarłaś motto z powieści Bułhakowa, jeden z bohaterów ma tatuaż Wolanda i ogólnie kreacja świata przedstawionego.

Pierwszy raz czytałam tę książkę w liceum, to była lektura szkolna i jakoś mnie nie zachwyciła. Może byłam za młoda, żeby ją zrozumieć. Sięgnęłam po nią drugi raz jakieś pięć czy sześć lat temu i się zakochałam, po prostu przepadłam. To taka książka, do której ja musiałam dojrzeć. A to ciekawe, co mówisz, że w Lukrze odnalazłaś inspirację Mistrzem i Małgorzatą.

Co teraz aktualnie czytasz?

Szklany klosz Sylvii Plath. Jest nowe wydanie.

Sądzę, że nie ma wielkiego dzieła powieściowego, które nie byłoby zbeletryzowanym życiem wewnętrznym – Francois Mauriac. Prawda, fałsz?

Prawda, na pewno. Oczywiście wymyślamy bohaterów, całą akcję, fabułę, wydarzenia, ale gdzieś musi być punkt wspólny i emocje, które nam towarzyszą i my je znamy. Inaczej nie moglibyśmy o nich pisać. Można wykreować postać pozornie zupełnie różną od nas, która jest przeciwnej płci, orientacji, koloru skóry itd. Natomiast jeśli chodzi o emocjonalność, to myślę, że w dużej mierze musimy przenieść uczucia, które się w nas kłębią, żeby oddać ich prawdziwość. Albo trzeba mieć wysoce rozbudowaną inteligencję emocjonalną i empatię, żeby potrafić wejść w skórę bohatera i się z nim bardzo mocno utożsamić. Oczywiście, to się da zrobić – jest to proces ogromnie wyczerpujący psychicznie.

Pisząc Lukier, zrezygnowałaś z pracy i żyłaś z oszczędności. Zrobiłabyś to drugi raz?

Raczej nie, bo powrót na etat po okresie pisania nie jest taki łatwy. Nie wspominając o tym, że dla mnie znalezienie pracy, z której nie chciałabym uciec po pół roku, to już jest w ogóle wyzwanie (śmiech). Teraz pracuję w największym dzienniku w Polsce, w dużym wydawnictwie i chciałabym tam zostać. Uczę się więc pisać powieść, pracując na etat.

Czy druga powieść, którą piszesz, to kontynuacja Lukru?

Wiele osób chciało, żeby powstała druga część Lukru, natomiast dla mnie ta powieść, mimo że zakończenie jest otwarte, pozostaje zamkniętą całością. Spotkałam się z opiniami, że zakończenie Lukru jest takie, a nie inne, bo nie miałam na nie pomysłu. Bullshit. Przeczytałam w życiu już tyle książek, że nudzą mnie oczywiste zakończenia. Ktoś umiera, ktoś kogoś zabija, ktoś się zakochuje albo rozwodzi – wiesz, na zasadzie jakiegoś wielkiego życiowego wydarzenia. Ale życie tak nie wygląda, prawda? Nie zawsze dostajemy rozwiązanie w momencie, w którym byśmy tego chcieli. I taka jest moja debiutancka książka.

Skąd pomysł na wątek transseksualny?

Nie planowałam postaci Loli, ona pojawiła się w którymś momencie w mojej głowie i została. Mimo wszystko chciałam, żeby moi bohaterowie nie byli czarno-biali. Żeby granice “normalności” zostały rozmyte. Dlatego nie wiadomo do końca, jakiej Julka jest orientacji. Dlatego też mamy Lolę, Maćka, Bartka… LGBT+ stanowi, zwłaszcza w Warszawie, ogromną część społeczeństwa, dużo osób nieheteronormatywnych przyjeżdża do stolicy, żeby uciec od małomiasteczkowej mentalności i żyć po swojemu. Znam dużo ludzi ze środowiska LGBT+, czuję się częścią tej społeczności, więc też wydaje mi się to oczywiste, że o niej piszę.

Lubisz wsadzać kij w wiadome miejsce. Czujesz potrzebę rozmawiania o kontrowersyjnych sprawach?

Jestem strasznie wrażliwa społecznie i jak widzę, że komuś dzieje się krzywda, reaguję. Mam potrzebę mówienia o trudnych sprawach. Może kiedy byłam młodsza, wynikało to bardziej z potrzeby prowokowania. Im jestem starsza, dojrzalsza, tym większą odpowiedzialność czuję, nie tylko za siebie, ale też za innych. Zapewne stąd ta potrzeba potrząsania ludźmi i mówienia im: obudźcie się! Ale ludzie lubią żyć w  kokonie bezpieczeństwa. Ja się na to nie godzę, burzę ich pozorny spokój. Jeśli się uda – to super, jeśli nie – trudno.

Poza pisaniem i bieganiem ultramaratonów robisz coś ultra?

Ja już bardzo długo nie biegam ultra – od ponad dwóch lat. O ile w ogóle można powiedzieć, że kiedykolwiek te ultramaratony biegałam, bo mam raptem jeden na koncie (śmiech). W zasadzie stałam się teraz leniem, jeśli chodzi o ćwiczenia fizyczne, dlatego że każdą wolną chwilę poświęcam na pisanie. Może to taki okres w moim życiu? Tyle lat ćwiczyłam, teraz uczę się odpoczywać.

W takim razie chciałabym ci życzyć resetu mentalnego, fizycznego, jakiegokolwiek potrzebujesz.

Dziękuję!

Fot.: Malwina Pająk

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *