Czy warto dziś zagrać w Kingdom come: deliverance?

Czy tak samo jak ja jesteście na każdym kroku bombardowani reklamami o Kingdom come: deliverance 2? Zastanawiacie się, czy warto ograć pierwszą część przed premierą kontynuacji? Zapraszam do moich przemyśleń po blisko trzydziestu godzinach pierwszej części gry traktującej o synu kowala i jego perypetiach w średniowiecznych Czechach.

Kiedy blisko 6 lat temu na jaw wyszło więcej szczegółów o nowej grze studia Warhorse studios, zajarałem się niczym opętane dziecię wykąpane w święconej wodzie. Kingdom come: deliverance jawiło mi się jako Wiedźmin 3 bez magii i fantastycznych stworów. W ogóle mi to nie przeszkadzało, bo historię lubię I brakuje mi typowo gier adaptowanych na prawdziwych wydarzeniach. Gdy tylko nadeszła premiera, pobiegłem do sklepu i w pełnej cenie kupiłem swój egzemplarz na PS4.

 

Cóż to była za gra! Przygody Henryka w trakcie burzliwego XV wieku sprawiły, że tytuł ten ukończyłem w dwa (sic!) dni, biorąc UŻ w pracy (mam nadzieję, że szef tego nie czyta). Historia oszołomiła mnie na tyle, że przy ekranie spędzałem nawet po osiem godzin bez przerwy! Czescy deweloperzy nie pokusili się o fabułę bazującą na jedynym wybrańcu, który ma za zadanie zbawić świat. Ba! Henryk, którym kierujemy, jest na początku nawet trochę ciamajdowaty, żeby nie powiedzieć – przygłupi. Jako syn kowala wydaje się być ustawiony w sielskiej wiosce, a jego czas wypełniają spotkania w karczmie, uganianie się za karczmareczką i lekcje fechtunku udzielane przez podróżujących przez osadę awanturników. Jednak spokój burzy się niczym domek z kart za sprawą księcia Wacława IV i jego węgierskich najemników, którzy napadają rodzinną wioskę naszego bohatera. Henryk musi szybko uciekać z osady i jeszcze szybciej wejść w dorosłość, a my będziemy świadkami tych wydarzeń. Mało jest gier, w których fabuła byłaby tak spójna. Wydarzenia dziejące się na ekranie pięknie popychają opowieść do przodu; nikt tu nam się nie kłania, jesteśmy równi lub nawet mniej ważni od NPC-ów spotykanych na co dzień. Wszystko to składa się na ogromną immersję świata przedstawionego, ponieważ wykonywać zadania możemy na różnorakie sposoby: jak we większości rpg-ów możemy zgnieść rozmówców podczas dyskusji, zastraszyć ich lub pobić a także onieśmielić za sprawą swojego statusu społecznego.

Kingdom come: deliverance

Hola, hola, ale ja wciąż opisuję moje doświadczenia sprzed kilku lat, a to przecież nie o to chodzi! Kilka tygodni temu, przy zapowiedzi kontynuacji Kingdom come: deliverance, Steam zaoferował świetną cenę na wersję Royal, czyli ze wszystkimi dodatkami. Nie zastanawiałem się długo (jakąś nanosekundę) i za siedemnaście złotych wskoczyłem ponownie w średniowieczne łapcie Henryka.

 

Największą zmianą, oprócz wszystkich DLC w pakiecie, zaszła w moim sprzęcie. Gra na ps4 sprawiała, że musiałem podgłaszać telewizor, aby cokolwiek usłyszeć – urządzenie tak głośno wyło. Teraz wyposażony w porządny komputer ustawiłem wszystkie suwaki na ultra i znów obudziłem się na kacu w domu Henryka, ponieważ właśnie tak rozpoczyna się ta opowieść. I wiecie co? Ta gra nadal jest piękna jak letni poranek. Refleksy światła ślizgają się po wiejskich krajobrazach, chłopi pracują w pocie czoła, nawet deszcz ma w sobie jakiś swojski urok.

Gdyby Kingdom come: deliverance wyszło dziś, dałbym dychę ze znakiem jakości. Historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami w piętnastowiecznych Czechach, gdzie Jan Hus wykładał swoje pierwsze kazania o obłudzie kościoła i nawoływał do przeprowadzania mszy w ojczystym języku wywołały sporo zamieszania, ale nie aż tyle jak walka Wacława IV o tron, na którym zasiadał jego brat, Karol. W grze występuje nie tylko obszerna encyklopedia na temat wydarzeń i postaci (które poznamy!), ale także wiele ciekawostek na temat życia w średniowieczu. Widać, że developerzy współpracowali z historykami na gruncie budowania świata, aby przedstawić go w jak najbardziej realistyczny sposób.

 

Niestety, ale tym samym tropem twórcy podążyli w kwestii walki i ta okazała się drewniana jak miecz, którym trenujemy na początku. Wielu moich znajomych, którzy mieli swoje doświadczenia z Kingdome come: deliverance odbijali się od produkcji właśnie na etapie pierwszej lub drugiej potyczki, gdzie byli rozkładani na łopatki przez byle łajzy na trakcie. Owszem, zgadzam się, że dopóki nie obleczemy się w lepszy rynsztunek (który jest piekielnie drogi), to nie ma co wyskakiwać do kogokolwiek uzbrojonego w coś więcej, niż motykę. Potem jednak szala przeważa się na naszą stronę, zaczynamy rozumieć mechanikę starć i natłuczenie nawet dwóm zbrojnym w końcu staje się prawdopodobne, choć nie niewątpliwe.

Kingdom come: deliverance

W kwestii realizmu można jeszcze przyczepić się tylko do sposobu zapisów, które odbywają się tylko po położeniu się spać, po danym etapie questa oraz po wypiciu zbawiennego sznapsa, o którego w początkowej fazie rozgrywki jest dość trudno.

Reszta to cud, miód, delicje i orzeszki. Gra posiada system dnia i nocy, który zdecydowanie wpływa na rozgrywkę: mrok nocy poza miastem jest nieprzenikniony, trakty są o wiele bardziej niebezpieczne, sklepy zaś zamknięte na głucho. Musimy także dbać o pożywienie i wypoczynek naszego protagonisty, a nawet o umycie ubrań, bo mało kto chce rozmawiać z brudnym łachem. Ceny w sklepach są zaporowe, do tego stopnia, że pierwszy miecz dostałem w łapy dopiero po sześciu (!!!) godzinach rozgrywki. Pewnie można szybciej jakimiś trickami, ale tym razem postawiłem sobie za punkt honoru cieszenie się grą i delektowanie się każdym aspektem rozgrywki w rozsądnych proporcjach.

 

Przez około trzydzieści godzin poznawałem wątek główny, w trakcie którego chlałem w nocy z pewnym księdzem, inflitrowalem i szturmowałem obozy, ganiałem za dupkiem, który zabił mi rodziców (no, Henrykowi, ale immersja robi swoje), prowadziłem śledztwo, brałem udział w zawodach strzeleckich i pomagałem uchodźcom ze splądrowanych przez ludzi Wacława terenów. Zostałem giermkiem, zdążyłem się pokłócić i pogodzić z pewnym szlachcicem, wykonywałem lewe zlecenia dla młynarzy i… mógłbym tak jeszcze wymieniać i wymieniać, ale chcę tylko powiedzieć, że w Kingdom come: deliverance jest roboty po pachy, a nawet po pachwiny i na pewno nie będziecie się nudzić powtarzalnością rozgrywki. Ten świat żyje a mu wraz z nim. Chcesz być złodziejem? Proszę bardzo, ale to ciężki kawałek chleba. Nie umiesz czytać? Boś wioskowy głupek, musisz iść do skryby i za odpowiednią opłatą się nauczyć. Nic w tej grze nie przychodzi łatwo, ale jeśli już w końcu coś osiągniesz, satysfakcja będzie bardzo duża. Naprzyklqd moim kamieniem milowym było uzbieranie groszy na nowego wierzchowca. Wtedy poczułem się jak gość i dopiero zacząłem zadawać szyku na traktach i wioskach, gdzie dziewoje się za mną oglądały.

Kingdom come: deliverance

Podsumowując, Kingdom come: deliverance nie jest grą dla każdego. Nie jest to gra dla samych hardkorów, ale także nie jest skrojona pod niedzielnego gracza. Kiedy utykałem w pewnym momencie fabuły, okazywało się, że muszę do pewnych zadań podejść w zupełnie inny sposób. W pewnym momencie fabuły musimy zinfiltrować obóz wroga. Chodziłem dookoła z godzinę i za nic na świecie nie mogłem się do niego zakraść. W końcu wyłowiłem samotnego, opancerzonego strażnika i po kilku kolejnych podejściach udało mi się go pokonać. Założyłem jego ciuchy, a zwłaszcza hełm z opuszczaną przyłbicą i… brama do obozu stanęła przede mną otworem.  W nocy i tak mnie nikt nie pozna, wystarczy mieć na sobie odpowiednie barwy. Niby logiczne, ale w dobie dzisiejszych gier nie aż tak, jak mogłoby się wydawać. Przykładów takiego podejścia do rozgrywki mógłbym mnożyć, ale nie chcę nikomu psuć zabawy.

Pozostała jeszcze kwestia DLC, które zakupiłem w pakiecie z grą. Są to pomniejsze historie, uzupełniające na swój sposób Kingdom come: deliverance. Są oznaczone na mapie na niebiesko i do wszystkich możemy podejść w dowolnym czasie. Weźmiemy udział w turnieju rycerskim, dowiemy się jak wyglądał najazd na rodzinną wioskę Henryka z perspektywy Teresy, również ważnej dla fabuły postaci czy też poznamy historię Kuna, zubożałego szlachcica, któremu będziemy towarzyszyć w oczyszczaniu gościńców z bandytów. Dodatki te nie odmienią twojego życia, to nie Serca z kamienia jak to było w Wiedźminie 3. Rozbudowują one jednak świat dość sensownie i wszystkie starczą na kolejne 10-20 godzin zabawy, więc jeśli dorwiecie gdzieś wersję Royal w granicy dwudziestu złotych, to nawet nie ma co się zastanawiać. Dla dusigroszy podstawowa wersja gry także będzie w zupełności wystarczająca, gdyż oferuje zabawę na wiele, wiele godzin.

 

Odpowiedź na pytanie z tytułu, czyli czy warto zagrać w Kingdom come: deliverance przed premierą kontynuacji, dla mnie jest oczywista. Nie tylko warto, ale wręcz trzeba! Raz, że gra jest wyśmienita i jeśli tylko przebrniesz przez kilka pierwszych godzin, to można się w niej zatracić na długie tygodnie rozsądnego grania. Dwa, że historia naprawdę jest warta poznania i przeżycia na własnej skórze. Jeśli jednak masz w tej chwili splecione ramiona, nos ku górze i marsową minę, bo nie lubisz grać w ,,starocie”, to warto przed premierą części drugiej obejrzeć film sklejony przez samych developerów. Składa się on ze wszystkich cutscenek zawartych w grze, mając na celu przypomnienie historii Henryka dla takich marud. Długość? Jedynie pięć godzin.

Ja bym wolał zagrać. Zostało mi jeszcze kilka rzeczy do zrobienia w średniowiecznych Czechach, więc wracam tam jeszcze na chwilę. Do zobaczenia na trakcie!

 

Artykuł nie jest w żaden sposób sponsorowany, powstał z miłości do historii i dobrych gier.

Link do wspomnianej historii z cutscenek:

Kingdom Come: Deliverance - Full Cinematic Story

 

 

Write a Review

Opublikowane przez

Adam Kamiński

Dusza anarchisty ściera się we mnie z romantycznym sercem. Jednego dnia rzucałbym koktajlem Mołotowa i palił rządowe pałace, innym razem wzruszam się nad twórczością klasyków literatury - Tołstoja, Steinbecka czy Remarque'a. W wolnych chwilach potrafię wyruszyć samotnie na szlak i biwakuję w ostępach przyrody. Moim marzeniem jest napisać powieść.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *