Deadly Class to komiks, który teoretycznie nie powinien mi się podobać. Epatowanie przemocą nie jest czymś, czego szukam w wytworach kultury. Nie jest jednak również tak, że wszelkie ukazujące ją dzieła omijam szerokim łukiem. Z chęcią obejrzę na przykład film Tarantino czy każdy dobry serial kryminalny. Ale kiedy w grę wchodzi przemoc wśród dzieciaków – jakoś nie potrafię się… przemóc. Dlatego nie dołączyłam do grona fanów The end od The f***ing world – ani w formie serialu, ani w formie komiksu. Postanowiłam jednak dać szansę dziełu Ricka Remendera i Wesa Craiga. I wiecie co? Choć nie będzie to jeden z moich ulubionych komiksów – nie żałuję czasu poświęconego na lekturę.
Główny bohater, Marcus, nie ma łatwego życia. Nie tylko został osierocony w związku z tragicznym wypadkiem (za który wini Ronalda Reagana), ale również w chwili, w której go poznajemy, jest bezdomny i bez szans na jakąkolwiek poprawę losu. W dodatku za podpalenie sierocińca, w którym przebywał, ściga go policja. I kiedy wydaje się, że Marcus nie ma już dokąd uciekać, że nie czeka go nic, co choć minimalnie poprawiłoby jego los – spotyka na swojej drodze dziwnych nastolatków, którzy – mówiąc kolokwialnie i nawiązując do języka młodzieży – ratują mu dupsko. Okazuje się, że nie są to byle jacy nastolatkowie, ale uczniowie pewnej ukrytej przed większością świata szkoły. Szkoły dla zabójców, którą prowadzi niejaki mistrz Lin. I choć do przybytku tego uczęszczają w większości potomkowie znanych rodzin (znanych np. z przemytu, przewodzenia mafii itd.), które od pokoleń posyłały do niej swoje dzieci, by wyszkolić je w sztuce zabijania i walczenia o swoje, to Lin dostrzega w Marcusie potencjał i przyjmuje go do tej elitarnej placówki. Choć oczywiście osierocony chłopak z początku ani myśli do czegokolwiek ani kogokolwiek dołączać. Pogodził się już z losem wyrzutka i samotnika. Kiedy jednak Saya, która uratowała go przed policją, namawia go na pozostanie, Marcus szybko przekona się, że nawet w Szkole Zabójców można zostać zepchniętym na margines.

Marcus, jak możemy się domyślać, niemal od samego początku pakuje się w tarapaty. A może jest na odwrót? Może to tarapaty pakują się zawsze prosto w ramiona Marcusa? Tak czy inaczej, wraz z paczką nowych przyjaciół wplątuje się w kilka nieprzyjemnych sytuacji, co w jego położeniu jest ostatnim, czego chłopak mógł sobie życzyć. Przygnębionemu, stojącego na granicy woli życia bohaterowi nie pomagają także środki odurzające, które umiejętnie wykrzywiają jego, już i tak zaburzoną, wizję rzeczywistości. Marcus to w ogóle intrygujący bohater – chcemy go lubić, bo jest ewidentnie pokrzywdzony przez los, co ma wpływ na jego zachowanie, chcemy mu kibicować… Ale jego kolejne czyny i decyzje, jakie podejmuje, nie pomagają nam wcale pałać do niego sympatią.
Zaraz, zaraz… Czy ja napisałam wcześniej: wraz z paczką nowych przyjaciół? No cóż… Jest to spore przejęzyczenie czy też wyolbrzymienie. Znajomi, w których gronie Marcus pakuje się w kłopoty, raczej nie żywią do niego pozytywnych uczuć. Zabierają go ze sobą ze względu na jego złą (czyt.: dobrą) reputację – chcąc go wykorzystać i być może przetestować. A to, czy z czasem wywiąże się z tego przyjaźń lub przynajmniej koleżeństwo… zapewne okaże się wraz z kolejnymi tomami.

W sukurs dynamicznej akcji przychodzą rysunki Wesa Craiga. Rysownik świetnie poradził sobie z odzwierciedleniem tempa tej historii. Sama kreska nie jest może niepodrabialna, ale duże plansze i sposób kadrowania robią wrażenie. Zwłaszcza wprowadzenie skośnych kadrów, które współgrają z tym, co akurat dzieje się w świecie przedstawionym, okazało się strzałem w dziesiątkę. Kolory to kolejny duży plus komiksu. Deadly Class można podzielić na kilka etapów ze względu na zastosowane barwy, które są każdorazowo dopasowane do klimatu historii. Na uwagę zasługują też rysunki i kolory, które podkreślić miały halucynacje Marcusa po zażyciu kwasu. Pochwalić należy także przekład Marcelego Szpaka, któremu udało się zachować młodzieżowy język bohaterów także w polskiej wersji, nie popadając przy tym w banał i uchroniwszy się przed użyciem żenujących zwrotów.
Deadly Class to przede wszystkim opowieść o poszukiwaniu siebie. Próba odnalezienia się w świecie, w którym nic nie wydaje się nasze i nic nie idzie po naszej myśli. To opowieść o nastolatku, który jest tak zbuntowany, że zapomniał już, że można żyć inaczej. Marcus jednak ma powody, by wściekać się na cały świat. Los nie obszedł się z nim najlepiej, a chłopak jest w chyba najtrudniejszym dla człowieka wieku, w dodatku nie ma żadnych godnych do naśladowania wzorców. Ani motywacji, by spróbować żyć normalnie. Komiks Remendera i Craiga powinien przypaść do gustu przede wszystkim tym, którzy są aktualnie mniej więcej w wieku Marcusa. Tym, którzy zmagają się z brakiem przynależności i wydaje im się, że nie zgadzają się z całym światem. I choć to wszystko zostało ubrane w otoczkę szkolenia młodych ludzi do zabijania – można zarówno czerpać frajdę z lektury, jak i przypomnieć sobie własne licealne czasy – z rozrzewnieniem lub ulgą, że są już za nami.
Fot.: Non Stop Comics
Przeczytaj także:

![Berlin w komiksie – Arne Jysch – "Złoty Berlin" [recenzja] Berlin](https://www.gloskultury.pl/wp-content/uploads/2020/01/Berlin.png)
![Perła pozszywana z kawałków – Craig Thompson – "Blankets" [recenzja] Blankets](https://www.gloskultury.pl/wp-content/uploads/2019/05/blankets.jpg)






