deadly class

W gronie wyrzutków – Remender, Craig, Loughridge – „Deadly Class – 1 – 1987 Reagan Youth” [recenzja]

Deadly Class to komiks, który teoretycznie nie powinien mi się podobać. Epatowanie przemocą nie jest czymś, czego szukam w wytworach kultury. Nie jest jednak również tak, że wszelkie ukazujące ją dzieła omijam szerokim łukiem. Z chęcią obejrzę na przykład film Tarantino czy każdy dobry serial kryminalny. Ale kiedy w grę wchodzi przemoc wśród dzieciaków – jakoś nie potrafię się… przemóc. Dlatego nie dołączyłam do grona fanów The end od The f***ing world – ani w formie serialu, ani w formie komiksu. Postanowiłam jednak dać szansę dziełu Ricka Remendera i Wesa Craiga. I wiecie co? Choć nie będzie to jeden z moich ulubionych komiksów – nie żałuję czasu poświęconego na lekturę.

Główny bohater, Marcus, nie ma łatwego życia. Nie tylko został osierocony w związku z tragicznym wypadkiem (za który wini Ronalda Reagana), ale również w chwili, w której go poznajemy, jest bezdomny i bez szans na jakąkolwiek poprawę losu. W dodatku za podpalenie sierocińca, w którym przebywał, ściga go policja. I kiedy wydaje się, że Marcus nie ma już dokąd uciekać, że nie czeka go nic, co choć minimalnie poprawiłoby jego los – spotyka na swojej drodze dziwnych nastolatków, którzy – mówiąc kolokwialnie i nawiązując do języka młodzieży – ratują mu dupsko. Okazuje się, że nie są to byle jacy nastolatkowie, ale uczniowie pewnej ukrytej przed większością świata szkoły. Szkoły dla zabójców, którą prowadzi niejaki mistrz Lin. I choć do przybytku tego uczęszczają w większości potomkowie znanych rodzin (znanych np. z przemytu, przewodzenia mafii itd.), które od pokoleń posyłały do niej swoje dzieci, by wyszkolić je w sztuce zabijania i walczenia o swoje, to Lin dostrzega w Marcusie potencjał i przyjmuje go do tej elitarnej placówki. Choć oczywiście osierocony chłopak z początku ani myśli do czegokolwiek ani kogokolwiek dołączać. Pogodził się już z losem wyrzutka i samotnika. Kiedy jednak Saya, która uratowała go przed policją, namawia go na pozostanie, Marcus szybko przekona się, że nawet w Szkole Zabójców można zostać zepchniętym na margines.

Jeden z twórców Deadly Class, scenarzysta Rick Remender (którego ogrom wyobraźni poznałam już podczas lektury Głębi), pragnął w tym komiksie oddać ducha liceum – miejsca, gdzie zawsze tworzą się jakieś grupy, gdzie zawsze jest jakaś elita, gdzie nie da się uniknąć podziału na lepszych i gorszych, na bogatych dupków i nikogo nieobchodzących wyrzutków. Liceum jako miejsca, ale także jako okresu w życiu, podczas którego robi się straszne głupoty tylko po to, aby komuś zaimponować, kiedy kłamie się po to, by poczuć się lepiej z samym sobą. Kiedy hormony buzują, a świat wydaje się zawsze złym miejscem – nieważne, z której strony na niego spojrzymy. I nie wiem, jak inni czytelnicy, ale ja mam podobne wspomnienia ze swojego liceum. Jak widać nieważne, czego ma nas uczyć szkoła – nieprzydatnych w późniejszym życiu dat i terminów czy też sztuki zabijania trucizną i walką wręcz – liceum wszędzie wygląda tak samo. Są królowie i królowe balu i są stojący z boku, ci niewiele znaczący.

Marcus, jak możemy się domyślać, niemal od samego początku pakuje się w tarapaty. A może jest na odwrót? Może to tarapaty pakują się zawsze prosto w ramiona Marcusa? Tak czy inaczej, wraz z paczką nowych przyjaciół wplątuje się w kilka nieprzyjemnych sytuacji, co w jego położeniu jest ostatnim, czego chłopak mógł sobie życzyć. Przygnębionemu, stojącego na granicy woli życia bohaterowi nie pomagają także środki odurzające, które umiejętnie wykrzywiają jego, już i tak zaburzoną, wizję rzeczywistości. Marcus to w ogóle intrygujący bohater – chcemy go lubić, bo jest ewidentnie pokrzywdzony przez los, co ma wpływ na jego zachowanie, chcemy mu kibicować… Ale jego kolejne czyny i decyzje, jakie podejmuje, nie pomagają nam wcale pałać do niego sympatią.

Zaraz, zaraz… Czy ja napisałam wcześniej: wraz z paczką nowych przyjaciół? No cóż… Jest to spore przejęzyczenie czy też wyolbrzymienie. Znajomi, w których gronie Marcus pakuje się w kłopoty, raczej nie żywią do niego pozytywnych uczuć. Zabierają go ze sobą ze względu na jego złą (czyt.: dobrą) reputację – chcąc go wykorzystać i być może przetestować. A to, czy z czasem wywiąże się z tego przyjaźń lub przynajmniej koleżeństwo… zapewne okaże się wraz z kolejnymi tomami.

Podeszłam do lektury Deadly Class z dużym sceptycyzmem i rezerwą. Pierwsze plansze jakoś do mnie nie przemówiły. Wydawało mi się, że oto mam do czynienia z komiksem strasznie pretensjonalnym, którego główny bohater to jeden z tych wywyższających się oryginałów, który myśli, że jest lepszy od innych. I choć samego Marcusa może nie obdarzyłam zbyt dużą sympatią, to muszę przyznać, że lektura Deadly Class po prostu wciąga. Akcja jest niesamowicie dynamiczna, cały czas coś się dzieje, nie ma czasu na chwilę wytchnienia. I choć nie brakuje brutalnych, krwawych scen, to są one ściśle powiązane z fabułą – czytelnik nie ma poczucia, że zostały wprowadzone do komiksu na siłę, tylko po to, by zrobić wrażenie na odbiorcy, by rysownik mógł poszaleć z krwią. I choć pierwszy tom dopiero zapoznaje nas z pozostałymi bohaterami, to czuć już na tym etapie, że każdy z nich jest wyrazisty i ma swoją historię do opowiedzenia.

W sukurs dynamicznej akcji przychodzą rysunki Wesa Craiga. Rysownik świetnie poradził sobie z odzwierciedleniem tempa tej historii. Sama kreska nie jest może niepodrabialna, ale duże plansze i sposób kadrowania robią wrażenie. Zwłaszcza wprowadzenie skośnych kadrów, które współgrają z tym, co akurat dzieje się w świecie przedstawionym, okazało się strzałem w dziesiątkę. Kolory to kolejny duży plus komiksu. Deadly Class można podzielić na kilka etapów ze względu na zastosowane barwy, które są każdorazowo dopasowane do klimatu historii. Na uwagę zasługują też rysunki i kolory, które podkreślić miały halucynacje Marcusa po zażyciu kwasu. Pochwalić należy także przekład Marcelego Szpaka, któremu udało się zachować młodzieżowy język bohaterów także w polskiej wersji, nie popadając przy tym w banał i uchroniwszy się przed użyciem żenujących zwrotów.

Deadly Class to przede wszystkim opowieść o poszukiwaniu siebie. Próba odnalezienia się w świecie, w którym nic nie wydaje się nasze i nic nie idzie po naszej myśli. To opowieść o nastolatku, który jest tak zbuntowany, że zapomniał już, że można żyć inaczej. Marcus jednak ma powody, by wściekać się na cały świat. Los nie obszedł się z nim najlepiej, a chłopak jest w chyba najtrudniejszym dla człowieka wieku, w dodatku nie ma żadnych godnych do naśladowania wzorców. Ani motywacji, by spróbować żyć normalnie. Komiks Remendera i Craiga powinien przypaść do gustu przede wszystkim tym, którzy są aktualnie mniej więcej w wieku Marcusa. Tym, którzy zmagają się z brakiem przynależności i wydaje im się, że nie zgadzają się z całym światem. I choć to wszystko zostało ubrane w otoczkę szkolenia młodych ludzi do zabijania – można zarówno czerpać frajdę z lektury, jak i przypomnieć sobie własne licealne czasy – z rozrzewnieniem lub ulgą, że są już za nami.

Fot.: Non Stop Comics


Przeczytaj także:

Recenzja pierwszego tomu cyklu komiksowego Głębia

deadly class

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *