Ryan Reynolds Deadpoolem wyważył drzwi, rozbił wszystkie okna i połamał każde krzesło, które stało mu na drodze. Dla widzów, którzy już mieli dość epickiego kina superbohaterskiego, wygadany antybohater był powiewem świeżości i tak oczekiwaną jazdą bez trzymanki, która w dotychczasowych filmach Marvela nie była dozwolona, “bo to kino familijne”. Myślę, że każdy z Was znajdzie wśród swoich bliskich taką osobę, która przyzna się, iż filmów Marvela nie lubi, ale Deadpool jest super. Nie ma więc co się dziwić, że w 2018 roku zobaczyliśmy drugą część, a po sześciu latach na ekranach kin pojawił się Deadpool & Wolverine, który obiecuje nie tylko powrót Hugh Jackmana do roli Logana, ale również jeszcze więcej kontrowersyjnej zabawy. Na miejscu twórców zastanowiłbym się jednak, czy ze swojej produkcji nie robią kolejnej mielonki Marvela.
Mimo wszystko jestem zawiedziony. I coraz bardziej przekonuję się do myśli, że złoty strzał, jakim był pierwszy Deadpool, jednocześnie wypalił większość najlepszych fajerwerków. Pyskaty najemnik prowadził wtedy swoją prywatną wendettę, więc jego motywacje były oczywiste, a bezpardonowe rozczłonkowywanie swoich wrogów – zrozumiałe. A teraz? Zaprasza zapijaczonego Logana do szlachetnej misji ratowania nie tylko swojego świata, ale i innych światów. Tak, jeśli przerastało was w Marvelu to całe multiwersum, to mam złą wiadomość – tu również go doświadczycie. O ile pierwsze dwa filmy były hermetyczne i oglądało je się komfortowo, olewając te wszystkie Avengersy i Kapitany Ameryki, tak teraz patrząc na akcję Deadpool & Wolverine miałem wrażenie, jakbym dołączył się do jakiejś rozmowy w połowie, nie wiedząc o czym do tej pory inni rozmawiali.
Film Shawna Levy’ego oczywiście cały czas drwi sobie z konwenansów i co chwila puszcza do widza oko – a to bezczelnie łamiąc czwartą ścianę, innym razem prowokując do wyciągnięcia błędnych wniosków (jak chociażby gościnny występ Chrisa Evansa). Jak to bywało już wcześniej, pierwsza scena rozwala łeb i mam wrażenie, że na niej publiczność bawiła się najlepiej. Chwytliwa, cringe’owa muzyka, fenomenalny układ walki z użyciem niecodziennej broni przez Deadpoola – to wszystko znowu sprawiło, że już od początku seansu siedziałem z rozdziawioną szczęką. Powtarzalność ma tu jednak również swoje mroczne odbicie. Ponownie bowiem twórcy stosują tani chwyt polegający na tym, że w trakcie walki zatrzymujemy akcję, aby cofnąć się w czasie i pokazać, jak doszło do wywołania tego starcia. Ileż można męczyć ten sam schemat?
Sama relacja Deadpoola i Wolverine’a, jak się spodziewacie, nie jest zbyt ciepła. Wade Wilson i Logan nie zawsze dochodzą do porozumienia za pomocą słów, więc od czasu do czasu obserwujemy, jak się tłuką do utraty sił. Wyróżnić tu trzeba walkę w samochodzie – tu twórcy również dali radę, łącząc świetną choreograficznie walkę z piosenką, która tej scenie dodaje więcej absurdu. Niestety, im dalej fabuła dążyła do epickiego starcia ze złolem, który chce zniszczyć wszystko i wszystkich (ach, ten marvelowski rozmach, kto by na to wpadł?!), tym bardziej Deadpool & Wolverine mnie nudził. Raz złapałem się nawet na tym, że miałem ochotę sprawdzić, ile czasu zostało do końca filmu (na szczęście Ryan Reynolds złamał tu czwartą ścianę i powiedział, że zaraz będą napisy końcowe). Ponieważ idiotycznie napompowana historia przestała mnie interesować, szukałem przede wszystkim ciekawych występów gościnnych – i tu mamy ich trochę, ale oczywiście nie zamierzam nic zdradzać, to trzeba zobaczyć samemu. Tylko czy właśnie o to chodziło, żebym szukał dopaminy w epizodycznych postaciach?
Apogeum ziewania i rozczarowania doświadczyłem chwilę później, gdy tytułowi bohaterowie dokonują szlachetnego czynu, aby multiwersum Marvela nie zrobiło bum. Brakowało tylko, aby ktoś na głos powiedział, że zwyciężyli dzięki mocy przyjaźni. To przykre, że tak dobrze rozpoczynający się film kończy się tak nudno. Owszem, są momenty, gdy gęba się szczerzy z radości, ale jest ich z biegiem czasu coraz mniej. Można nawet ironicznie pochwalić twórców, bo to nie lada wyczyn, aby tak rozwalcować markę, która wydawała się niezależna i odcinająca się od innych filmów superbohaterskich. Deadpool & Wolverine, mimo dobrych wyników sprzedażowych, może zaprowadzić tę serię na ścieżkę, z której nie będzie powrotu do niepokornego, buntowniczego kina.
Fot.: Disney
PS. Na film wybraliśmy się dzięki Cinema City.