Maureen Jennings ponownie zabiera czytelników do XIX-wiecznego Toronto i udowadnia, że kolejna część cyklu, Spuśćmy psy, nie musi odstawać od poprzednich, a nawet może być od nich lepsza. Dobrze jest także przekonać się, że dobry detektyw potrafi przede wszystkim rozmawiać z ludźmi i wyciągać wnioski, bo w tym zawodzie liczy się umysł i talent, a nie nowoczesna technologia.
Detektyw Murdoch nie utrzymuje kontaktu z ojcem, który – delikatnie rzecz ujmując – nie sprawdził się w roli małżonka i rodzica. Sytuacja ulega jednak zmianie, kiedy wybuchowy Harry Murdoch zostaje oskarżony o morderstwo i chociaż na początku pragnie odnaleźć syna tylko, żeby się z nim pożegnać i być może pogodzić, to ostatecznie prosi detektywa o pomoc. Nie chodzi nawet o udowodnienie niewinności, ale o sprawdzenie wszystkich tropów, ponieważ Harry chce mieć pewność, że został sprawiedliwie osądzony. Przed Murdochem najtrudniejsze zadanie, zwłaszcza że sam nie wierzy w niewinność ojca, a jego wybryki na dobre zapadły mu w pamięć.
Autorka po raz kolejny prezentuje czytelnikom intrygę kryminalną, w której nic nie jest oczywiste, a kolejne fakty tylko zaciemniają obraz. Kiedy już wydaje nam się, że jesteśmy blisko rozwiązania, pisarka odkrywa kolejny fragment historii, sprawiając, że czujemy się zagubieni niczym dzieci we mgle. Trzeba jednak przyznać, że właśnie to świadczy o sile kryminału, ponieważ odkrycie rozwiązania przed zakończeniem powieści, odebrałoby nam całą frajdę. Jennings po raz kolejny udowadnia, że potrafi łączyć ze sobą różne elementy układanki i z wielu mozaikowych historii stworzyć spójną opowieść. Jak zwykle świadkowie ukrywają przed Murdochem wiele istotnych informacji i tym razem są to przewinienia większego kalibru niż tylko grzechy przeciwko moralności czy instytucji małżeństwa, więc poza jedną główną sprawą morderstwa, dostajemy kilka innych kryminalnych przestępstw.
Maureen Jennings napisała dobry kryminał, który w warstwie obyczajowej skupia się na sytuacji kobiet, co nie jest łatwe w powieści osadzonej w XIX-wiecznym, bardzo patriarchalnym Toronto. Detektyw, oskarżony, a nawet ofiara – wszyscy są mężczyznami, a losy dwóch ostatnich splotły się wcześniej w wyniku udziału w męskiej rozrywce, czyli walkach psów ze szczurami. Nie zmienia to jednak faktu, że w warstwie obyczajowej dominują kobiety, a raczej niezbyt optymistyczny obraz ich sytuacji życiowej. Przemoc seksualna jest ważnym tematem w książce i pokazuje, jak długą musieliśmy przejść drogę pod względem obyczajowym, żeby zacząć właściwie oceniać pewne zachowania. Pisarka zachowuje umiar i pesymistyczne obrazy przeplata wątkami prawdziwej miłości i wzajemnego szacunku w relacji Enid i Williama i chociaż nie jest to całkiem sielankowy obrazek, nie sposób im nie kibicować.
Spuśćmy psy jest częścią bardzo podsumowującą. Wcześniej przeczytaliśmy już o niechęci Murdocha do ojca (tutaj znajdziecie recenzje poprzednich części cyklu) oraz tęsknocie za siostrą-zakonnicą, ale dopiero teraz poznamy całą historię rodziny detektywa. Dzięki temu zaczynamy także rozumieć, dlaczego Murdoch nie potrafi w ciemno uwierzyć ojcu, a w jego wypowiedziach stale pobrzmiewa nuta goryczy i złości.
Powieść Maureen Jennings to świetny kryminał i bardzo dobra powieść obyczajowa, która zapewni rozrywkę, a do tego parę razy zmusi do refleksji. Jest to także ostatnia z opublikowanych dotychczas w Polsce powieści o detektywie Murdochu, pozostaje jedynie czekać na przekład kolejnej, która na szczęście ukaże się już niedługo.
Fot.: Oficynka