Czym byłby horror satanistyczny bez słynnego Dziecka Rosemary Polańskiego? To jedno z głównych dzieł, które wikłają w nasze strachy i lęki ten strach przed kościołem, przed religią i jej symbolami, którymi bez wątpienia jest szatan, antychryst. Niepokalana to horror wtórny i bazujący na tych strachach, które kiedyś udało się doskonale przemycić Polańskiemu w jego filmie. Mamy tutaj kobietę – przyszłą matkę, niepokalane poczęcie i scenę wyjętą wprost z Dziecka Rosemary. Klisze są jasne, nawiązania oczywiste, a jak efekt? Bo to wszystko, o czym napisałam, nie zmienia faktu, że i współcześni twórcy mogą jak najbardziej czerpać że wszystkiego co już powstało, bo dlaczego by nie? O to też poniekąd chodzi. Jeżeli chodzi zaś o efekt filmu z Sydney Sweeney (Euforia) to jest mocno średni, ale dla fanów wszelkich horrorów jak najbardziej do przełknięcia.
Pisząc o horrorze satanistycznym przez myśl przechodzą mi konkretne rozwiązania, konkretny klimat i emocje, które takie filmy wywołują. Podając tutaj trzy najsłynniejsze i moim zdaniem oczywiście najlepsze filmy w konwencji satanistycznej , a więc wspomniane Dziecko Rosemary, Omen i Egzorcystę, chciałabym, aby i współczesne kino choć troszkę dało mi tych emocji, jakie wywołały powyższe obrazy. Czy to jest w ogóle możliwe? Nie jest to miejsce na wnikliwą odpowiedź na to pytanie, ale jedno jest pewne – Niepokalana nie ma w sobie nic z tamtego klimatu i nastroju, a przewidywalność obrazu jest dla mnie jasna i bardzo dobrze widoczna.
Immaculata – tak brzmi łaciński odpowiednik Niepokalanej. Już samo to może wywoływać dreszcze, a zwiastun filmu jest niczego sobie. Mroczna muzyka, połączenie sacrum i profanum w występujących po sobie sekwencjach scen. Zdecydowanie zwiastun oferuje to, co w filmie najlepsze. A co z samym obrazem Michaela Mohana?
Tutaj już prezentuje się to w całokształcie o wiele gorzej. Nasza główna bohaterka to zakonnica, która w sumie z nie do końca wiadomych powodów trafia ze Stanów Zjednoczonych do Włoch, do klasztoru, który jak pokazuje początek filmu, skrywa jakieś mroczne sekrety. Nie do końca jestem to sobie w stanie połączyć z jakąś nadnaturalną kwestią w filmie, który właśnie przedstawia te wątki religijne, kościelne. Tutaj po prostu są sceny, które coś sugerują ale tak naprawdę nie doczekamy się rozjaśnienia, a wszystko trzeba brać na logikę, co kłóci się w mojej ocenie z wydźwiękiem tego filmu. Sceny są oczywiście wtórne, mimo prób wprowadzenia klimatu znanego z horrorów z wątkami katolickimi.
Ja ten film traktuje serio, jako film o fanatyzmie religijnym, a otoczkę związana z młodą zakonnicą graną przez Sydney Sweeney zrzucam na karb jakiejś choroby psychicznej, biorąc pod uwagę też końcowe i finałową scenę. Może tak rozumiany film byłby dla mnie ciut znośniejszy? Być może.
Tutaj także ciekawe są kontrowersje wokół filmu, które w Stanach Zjednoczonych były szeroko poruszane. Głównie chodziło o obrazoburcze ukazanie Matki Boskiej, obrazę kościoła katolickiego czy w ogóle świętości sakralnych symboli. Co ciekawe ten film nie jest wcale taki obrazoburczy, jak kreują to przedstawiciele kościoła, ale tym nawet przeszkadzał Dan Brown i jego Kod Leonarda Da Vinci.
Widać tu jednak pewne rzeczy, które w naszym kraju byłyby szeroko krytykowane, choćby sam stosunek zakonnic do młodej nowicjuszki Cecylii, która nosząc w sobie Chrystusowe dziecko straciła całkowicie swoją podmiotowość. Ciekawe na gruncie polskim, ale jakoś tutaj ten film przeszedł bez echa.
Wizualnie Niepokalana jest także dość wtórnym obrazem, mogłyby być tu ciekawe sceny, które młodą siostrę zakonną pokazują jako tą ubezwłasnowolnioną, przyparta do muru, nad którą stoją jacyś patriarchowie. Tutaj sprawdzają się motywy rąk, sceny, w których w wizjach lub snach siostra Cecylia jest Przez te ręce łapana i trzymana. Jednak konwencja horroru wymaga aby film trochę nas jednak postraszył, a w wypadku filmu Niepokalana nie na dla mnie żadnych elementów straszących, choć ostatnia scena ma potencjał i też ratuje na pewno film przed całkowitą klapą.
Podsumowując moje wrażenia o filmie Niepokalana muszę przyznać, że na obrazie nie byłam w stu procentach skupiona. Nużył, nie przyciągał mojej uwagi na tyle, bym co jakiś czas nie łapała się na tym, że odpływam myślami. Co ciekawe, ostatnie sceny Niepokalanej już zdecydowanie bardziej mnie przyciągnęły, ale być może byłam już myślami przy zakończeniu i stąd to ożywienie. Bo film jest zwykłą średniawką, niczym więcej jak kliszą z wielu innych jemu podobnych. Być może chciał nam coś pokazać, przypomnieć, ale do refleksji nie zmusił, a pewne wątki potraktował jako prawdę objawioną, nie dając widzowi pola do rozmyślań. Sama Sweeney wypada całkiem nieźle i to w sumie jej kreacja i końcowa scena z nią ratuje ten film, tak jak pisałam wyżej. Co mogę więcej dodać? Jeśli ktoś jednak lubi takie wątki satanistyczne i chce zobaczyć taki średni, napisałabym zwykły film, przy którym może kroić warzywa na obiad lub prasować, to jak najbardziej Niepokalana się do tego nada.