W tym roku minęło 29 lat od pierwszego wydania Dobrego omenu autorstwa Terry’ego Pratchetta i Neila Gaimana. Ta komediowa opowieść o apokalipsie osiągnęła w pewnych kręgach status kultowej i niezaprzeczalnie otworzyła drzwi wielkiej kariery dla młodszego z duetu, Neila Gaimana, którego kolejne powieści są adaptowane na seriale i filmy (Amerykańscy Bogowie, Koralina, Gwiezdny pył) i cieszą się niesłabnącą popularnością. Terry Pratchett (cykl Świat Dysku) to gwiazda literatury fantasy i science fiction; za swoje zasługi dla literatury został uhonorowany Orderem Imperium Brytyjskiego. Połączenie tych dwóch bystrych i niezwykle fascynujących osobowości zaowocowało powieścią inną niż wszystkie. Dobry omen to historia anielsko-diabelskiej współpracy dążącej do tego, aby uniknąć zaplanowanej skrupulatnie biblijnej apokalipsy. Pogoń za Antychrystem, ludzkość u schyłku zagłady, anielskie i diabelskie rozterki, a wszystko to okraszone dużą dawką inteligentnego humoru.
W powieści spotykamy dwie niezwykle ciekawe postaci: anioła Azirafala oraz jego piekielnego przyjaciela – demona Crowleya. Od tysiącleci zamieszkują ziemię, tocząc odwieczną walkę między dobrem i złem, a przy tym są bardzo nietypową parą przyjaciół. Kiedy zbliża się czas biblijnego Armagedonu, obaj nie są zachwyceni. Przywykli bowiem do ziemskich przyjemności, pokochali ludzi i nie wyobrażają sobie końca tego świata. Wplątani w intrygę sprowadzenia Antychrysta na świat, muszą teraz odwrócić bieg wydarzeń, aby nie dopuścić do zagłady ludzkości. Antychryst okazuje się sympatycznym, mądrym i dobrym dzieciakiem – jak więc zabić takie „wcielone zło”?
Dość kontrowersyjne podejście do biblijnych motywów i postaci było świetne i sprawiło, że Dobry omen to powieść pełna dwuznacznego humoru oraz inteligentnego dowcipu. Postaci ożywione na kartach powieści są pełnokrwiste i na pewno będą przeze mnie na długo zapamiętane – diabeł słuchający w samochodzie składanki Best of Queen, szereg nawiązań do literatury grozy – mały Antychryst z propozycją imienia Damien? Czemu nie! Przecież dla Antychrystów to popularne imię. Jest jeszcze opiekunka, która bardzo chce, aby mały Antychryst jeździł na trójkołowym rowerku, niczym mały Danny Torrance z Lśnienia Stephena Kinga. Takich nawiązań i komicznych sytuacji oraz zabawnych stwierdzeń jest w bród.
Dla mnie jednym z najciekawszych wątków była właśnie nietypowa przyjaźń demona i anioła. Rozmowy Crowleya i Azirafala to kopalnia anegdot, pełna humoru i inteligentnego dowcipu:
— […] Słuchaj, doskonale wiesz, że to ja mam rację. Tobie do szczęścia potrzeba tylko harfy, a mnie wideł.
— Przecież wiesz, że u nas nie grywa się na harfach.
— My też nie używamy wideł. To była przenośnia.
Ta dwójka bohaterów jest po prostu genialna. Możemy dodać do tego fakt, że w powieści nie znajdziemy żadnych śladów poprawności politycznej i cięte dowcipy sypią się prawie na każdego – pamiętajmy też, ze to angielski humor.
Gdy tylko samochód zatrzymał się, Azirafal otworzył tylne drzwi i zaczął giąć się w ukłonach niczym stary Murzyn witający białego pana, który właśnie raczył powrócić na plantację.
Dobry omen udowadnia, że nawet z ponurego i wzniosłego tematu biblijnej apokalipsy można zrobić przezabawną komedię z dużym dystansem do siebie i świata. Komizm i absurd można dostrzec niemal na każdym kroku – w zachowaniu postaci, ich gestach i rozmowach ze sobą, w luźnym i swobodnym nawiązywaniu do biblijnych motywów, w czerpaniu z wątków literatury grozy. W tym tkwi siła Dobrego omenu. Pratchett i Gaiman stworzyli przezabawne postacie, które napędzają, wcale nie mniej ciekawą, fabułę. Za wielki plus uważam to, że było bardzo dużo przypisów, których nie należy pomijać. Rozbudowały one wątki powieści i wiele tłumaczyły, a przy tym były porażająco zabawne.
Wymowa książki nie jest wcale chrześcijańska i pewnie niejedna osoba osiwiałaby przy jej lekturze, ale to własnie to uważam za doskonałe. Dystans i kpina – ziemia zredukowana do areny walki dla zblazowanych istot niebiańskich i diabelskich, które ziewają z nudów i na chwilę się ożywiają, kiedy mowa o zagładzie świata. Dobry omen to przykład świetnej rozrywki z niesłabnącym humorem, a jeśli po lekturze komuś będzie mało, to niedawno pojawił się serial, który jest równie komiczny i zabawny i pokazuje, że dzieło Pratchetta i Gaimana nie zestarzało się ani trochę przez te prawie 30 lat.
Fot.: Prószyński i S-ka