backward runners

Dostarczyć radość – Backward Runners – „Another Day, Another Dream” [recenzja]

Polska to kraj, w którym rock progresywny w zaskakujący sposób ma się dobrze i raz po raz nasza krajowa scena zaskakuje mnie debiutami charakteryzującymi się wysokim poziomem wykonawczym i artystycznym. Tak jest również z pierwszą płytą pochodzącej z Olsztyna formacji Backward Runners – Another Day, Another Dream.

Powiem szczerze, że do momentu, kiedy Lynx Music nie zaanonsował tej płyty, nie miałem zielonego pojęcia, że taka kapela istnieje, gra i tworzy. Zespół założony został w 2014 roku, więc muzycy Backward Runners bardzo szybko zabrali się do tworzenia muzyki na debiut i nagrań w studiu. Na szczęście ten pozorny pośpiech ani trochę nie wpłynął na jakość muzyki zawartej na Another Day, Another Dream. To porządny kawałek melodyjnego, progresywnego rocka pozbawionego jednak gatunkowego ciężaru.

Co więcej, byłem wielce zaskoczony, jak dobre kompozycje znalazły się na tej płycie. Może mało odkrywcze, czerpiące pełnymi garściami z klasyków rocka progresywnego – od Pink Floyd po Marillion, Porcupine Tree czy nawet RPWL – lecz mądrze i z pomysłem zagrane, i co najważniejsze, posiadające sporo dobrych, momentami kapitalnych melodii, z miejsca wchodzących w głowę i moszczących się w niej na dłużej. Prosty patent, jakim jest zagrać przebojowo i chwytliwie, to rzecz, którą nie każdy zespół potrafi, lecz Backward Runners sprawnie odnajdują się w takiej kownecji, co dobitnie potwierdza lekko pink floydowy I Could czy bardzo marillionowaty Gravity. To chwytliwe, lekkie i co najważniejsze – przyjemne w odbiorze utwory.

BACKWARD RUNNERS "5 Feet Underground"

Nie zmienia to faktu, że na płycie przeważają utwory rozbudowane, zdecydowanie bardziej progresywne. Podobać się może ciężkawy i spowity mrokiem Newborn czy marzycielski, cudownie płynący Fairy Tale, bardzo przypominający mi wczesny RPWL. 5 Feet Underground z miejsca, szczególnie w niektórych partiach wokalnych, przypomina Porcupine Tree tudzież Blackfield. Są też instrumentalne cudeńka w stylu solowych krążków Anthony’ego Phillipsa, jak 4B. Ktoś może uznać, że trochę przesadzam z porównaniami, że niepotrzebnie do każdego kawałka wskazuję rzekomą inspirację dla zespołu. Niestety, pomimo uznania dla warsztatu i umiejętności muzyków Backward Runners, ciężko jest uciec od pewnych porównań, bo one same narzucają się słuchaczowi, szczególnie takiemu, który miał w swoim życiu niejednokrotnie okazję obcować z wielkimi postaciami sceny progresywnej. To całkiem naturalny proces chyba dla każdej młodej kapeli, ale podejrzewam, że Backward Runners spokojnie mogli się pokusić o stworzenie namiastki własnego stylu.

Na płycie obcujemy wszak z zespołem pewnym siebie w sferze instrumentalnej, zuchwałym w temacie melodyki swoich kompozycji, lecz wydaje mi się, że zagubionym właśnie w sferze własnej tożsamości i obranego kierunku podczas tworzenia materiału. Mamy zlepek dziesiątek inspiracji, fascynacji, i mam wrażenie, że to właśnie one wzięły górę podczas procesu twórczego. Jednak są to debiutanci i to na niełatwej scenie progresywnej, więc trzeba docenić fakt, że mimo pewnych uwag płyta jako całość się broni, i to bardzo. Pomimo bowiem mojego marudzenia, jest to kawał świetnej muzyki. Po prostu. I zapewne o to chodziło Backward Runners – o dostarczenie słuchaczowi radości podczas obcowania z ich muzyką. Mnie jej dostarczono.

Fot.: Lynx Music

backward runners

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *