Dyskretny urok arystokracji – Michael Engler – „Downton Abbey” [recenzja]

Nazwisko dość anonimowego reżysera nie jest tutaj szczególnie istotne. Kluczowy w tym całym projekcie jest natomiast scenarzysta, Julian Fellowes, a zatem showrunner serialu, którego pełnometrażowy film obecny aktualnie na ekranach naszych kin jest po prostu rozwinięciem. Fellowes został onegdaj nagrodzony Oscarem jako autor skryptu do jednego z ostatnich dzieł Roberta Altmana, tj. obrazu Gosford Park, który jest w tym miejscu jak najbardziej adekwatnym punktem odniesienia nie tylko ze względu na kostium epoki, ale choćby także w kontekście roli Maggie Smith obecnej w obu tych produkcjach, kreującej zresztą porównywalne figury zgryźliwych matron. Nie będąc zaznajomionym z serialem telewizyjnym, miałem pewne obawy, czy wybierając się do kina, podołam narracyjnej rozległości filmu. Na szczęście, wątpliwości owe okazały się płonne, pełnometrażowa fabuła Downton Abbey broni się zaś jako zupełnie autonomiczne dzieło.

Niewtajemniczeni uprzednio w kulisy familijnych potyczek i intryg rodziny Crawley mogą być na wstępie nieco zagubieni, bo też widz od razu wrzucany jest bez żadnej taryfy ulgowej i zbędnych wstępów w sam środek akcji. Głównym wątkiem są przygotowania całego dworu do krótkiej, acz niezwykle prestiżowej i zaszczytnej wizyty pary królewskiej. Akcja ma miejsce w 1927 r., a zatem panuje wówczas Jerzy V. Monarchia ma się dobrze. Dopiero w 1936 r. Wielką Brytanią wstrząśnie afera obyczajowa będąca udziałem Edwarda VIII oraz jego rozwiedzionej małżonki Wallis Simpson.

Dziwny to film, ale we właściwym sobie anachronicznym języku filmowym pachnącym nieco naftaliną uroczy i przyjemny. Tytułowa rezydencja, panoramicznie fotografowana w całym swoim majestacie w rozlicznych ujęciach, to zamknięty system – mikrokosmos impregnowany na zapowiedzi nadchodzących zmian społeczno-politycznych. Gdzieś na marginesie rozmów wspomina się o strajku generalnym, charakterna pokojówka deklamuje (rzecz jasna, jedynie w pogadankach z przedstawicielami służby) niechęć do monarchii, kamerdyner zaś udaje się w tajemne miejsca schadzek gejów, ale finalnie film ten jest rojalistyczno-konserwatywną apoteozą starego porządku, który bynajmniej nie chwieje się w posadach i ma trwać przez kolejne dziesięciolecia, mimo pewnego wyczerpywania modelu gospodarki parafeudalnej. Co więcej, nawet rewolucyjnie nastawiony irlandzki nacjonalista sympatyzujący z ruchem marksistowskim ostatecznie wygłasza pean ku czci tradycyjnej arystokratycznej rodziny, która szeroko otworzyła przed nim swoje ramiona, udowadniając, że awans społeczny jest jednak możliwy bez uszczerbku na całym gmachu struktury społecznej.

Oczywiście razić może nadmiernie okazywany serwilizm i czołobitność służby – tak wobec swoich chlebodawców, jak i monarchy, ale należy owe relacje postrzegać przede wszystkim przez pryzmat epoki. Anglicy zawsze mieli szczególną fiksację na punkcie klasowości, co znajduje szeroki wyraz tak w twórczości filmowej, jak i telewizyjnej, by wspomnieć choćby w tym miejscu wciąż popularne britcomy: Pan wzywał, Milordzie? oraz Co ludzie powiedzą. Z drugiej strony także tam najsilniej w kinematografii wyraźny jest nurt proletariacki, czego wyrazem są dokonania takich wybitnych filmowców, jak Ken Loach, Mike Leigh i Andrea Arnold. Downton Abbey, być może zupełnie przypadkowo staje się bieżącym komentarzem do postępującego społecznego rozwarstwienia wraz z jego wszelkimi symbolicznymi atrybutami. Wobec brutalnej pauperyzacji i polaryzacji tego typu lordowski paternalizm niosący jakąś formę rodzinnego ciepła, gdzie każdy ma należne mu miejsce, jawi się wręcz jako zbawienie. Fellowes tym razem nie wykorzystuje żadnych schematów gatunkowych (vide rzeczony Gosford Park ubrany w konwencję kryminału), ale pozwala wybrzmieć każdemu pojedynczemu wątkowi w plątaninie wzajemnych sympatii i animozji, każdy właściwie aktor otrzymuje zaś swoje popisowe 5 minut w stylowym dramacie przypominającym dokonania Jamesa Ivory’ego.

Fot.: UIP Polska

Film obejrzeliśmy dzięki Cinema City

downton abbey


Przeczytaj także:

Wielogłos o filmie Faworyta

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Mielnik

Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *