czarne liscie

Dwie kobiety i tajemnica – Maja Wolny – „Czarne liście” [recenzja]

Prawdziwe są słowa, że człowiek w rozpaczy uwierzy we wszystko i zrobi wszystko, co w jego mniemaniu przybliży go do celu. Dla każdej z bohaterek cel jest inny. Dzieli je również czas. Łączy je jednak tajemnica i historia ziem świętokrzyskich. Czarne liście to powieść wielowątkowa. Znalazło się w niej miejsce zarówno na osobistą tragedię, jaką bez wątpienia jest zaginięcie dziesięcioletniej córki, samotność, szukanie własnej tożsamości, miłość (zarówno tę matczyną, jak i damsko-męską), jak i trudną historię związaną z pogromem kieleckim w 1946 roku. Cóż więcej powiedzieć, – autorka w brawurowy sposób łączy powieść historyczną z thrillerem.

Nie sposób pominąć postaci Julii Pirotte z domu Diament, jedynej prawdziwej z krwi i kości. To właśnie jej autoportret zdobi okładkę książki. Po śmierci część jej zdjęć została nawet zaprezentowana na wystawie w warszawskiej Zachęcie. W powieści poznajemy ją, gdy wyrusza w podróż do swej siostry Mandli do Francji. Los jednak krzyżuje jej plany i trafia do Belgii, gdzie wychodzi za Jeana Pirotte’a – także lewicowego działacza. Tam też kończy kurs dziennikarstwa i fotografii, który pozwala jej we wrześniu 1939 r. przeprowadzić reportaż na Litwie, Łotwie i Estonii. Po ataku III Rzeszy na Belgię i deportacji męża przenosi się na południe Francji. Po wojnie i po śmierci (przez ścięcie) siostry powraca do Polski i zostaje fotoreporterem „Żołnierza Polskiego”. Na zlecenie redaktora jedzie do Kielc, aby zrelacjonować zdarzenia, które zapiszą się w historii jako pogrom kielecki. Jechała więc do nieznanego sobie miasta, gdzie w biały dzień mieszkańcy zaatakowali Żydów. Z krótkiej notatki, jaką otrzymała, dowiedziała się, że poprzedniego dnia Kielce obiegła pogłoska o zaginionym ośmioletnim Heniu. Podobno ostatni świadek widział go w towarzystwie Żyda. Niewiele było trzeba, by wzburzony tłum owładnięty chęcią zemsty ruszył na ul. Planty 7/9, gdzie mieszkało ponad sto osób pochodzenia żydowskiego. Temat ten poruszył ją, tym bardziej że sama ma żydowskie korzenie. Nie do końca jednak chce uwierzyć w podaną społecznie wersję wydarzeń.

Tą samą sprawą, tyle że sześćdziesiąt lat później, zajmuje się Weronika Czerny. Całe swoje zawodowe życie poświęciła stosunkom polsko-żydowskim we wsi polskiej w latach czterdziestych. Zwłaszcza sprawie Bielaków rozsianych po całej Polsce. Nie tropi afer, jak się jej to czasem zarzuca. Szuka skarbów, szuka sprawiedliwych wśród wieśniaków i czasami ich znajduje. Znajduje także trupy. Chce, żeby wieś nie musiała już dłużej ukrywać prawdy. Chce żeby wreszcie przestała się bać. To codzienne grzebanie w przeszłości, wracanie do niej i jej śladów sprawia, że wskrzesza tematy, które dawno zostały wyparte przez zbiorową niepamięć. Spotyka się często z pytaniem, czemu odgrzebuje tematy, które powinny zostać przemilczane, zostawione w spokoju. Odpowiedź jest prosta – nie chce pozwolić, by fakty zostały zastąpione przez poprawność polityczną i kulturową. Wiara w tę misję daje jej siły do dalszej pracy.

W okrągłą, bo sześćdziesiątą piątą rocznicę pogromu kieleckiego przeżywa najgorszy dla matki dramat – znika bez śladu jej córka Laura. Okazuje się, że nie dotarła do szkoły. Czy została porwana? Czy odpowiedzialny za to jest jej ojciec Eli? Czy jego choroba psychiczna może doprowadzić je obie do tragedii? Czy może zawiniła matka? A może jej zaginięcie ma związek z traumatycznymi wydarzeniami z przeszłości? Jeśli chcecie się dowiedzieć, to koniecznie sięgnijcie do książki. Obiecuję, że zakończenie zmusi Was do refleksji, która będzie Wam towarzyszyć na długo po zamknięciu książki. Czarne liście opowiadają bowiem o zdarzeniach, które niełatwo zapomnieć. Powieść pokazuje, że czas nie zawsze leczy rany. Pewne rzeczy dziedziczymy niemal genetycznie z pokolenia na pokolenie.

Fot.: Czarna Owca

czarne liscie

Write a Review

Opublikowane przez

Magdalena Kurek

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Gdańskim. Zgodnie z sentencją Verba volant, scripta manent (słowa ulatują, pismo zostaje) pracuje nad rozprawą doktorską poświęconą interpretacji muzyki w prasie lat ’70 i ‘80. Jej zainteresowania obejmują literaturę i sztukę, ale główna pasja związana jest z tempem 33 obrotów na minutę (mowa oczywiście o muzyce płynącej z płyt winylowych).

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *