Stąpając po niepewnym gruncie – Emmanuel Mouret – „Dyskretny urok niebezpiecznych myśli” [recenzja]

Większość z nas ma zapewne do opowiedzenia co najmniej jedną miłosną historię. Kończącą się fiaskiem, obopólnym nieszczęściem, zawodem tylko z jednej strony lub szczęśliwym finałem. Albo pozornie pozytywnym zakończeniem z wciąż otwartą historią. Każda z tych opowieści będzie inna, unikalna, a jednocześnie tak dziwnie znajomo brzmiąca. Bo zakochany człowiek to swego rodzaju zjawisko, które każdorazowo wygląda inaczej i zbiera inne żniwo, ale da się zaobserwować wspólne cechy dla wszystkich tych pięknych katastrof. Takie opowieści, przeplatające się ze sobą niekiedy w nieoczekiwany sposób, snuje Emmanuel Mouret w filmie Dyskretny urok niebezpiecznych myśli. Filmie, w którym opowieść nigdzie się nie spieszy, w przeciwieństwie do swoich bohaterów, którzy za rogiem wypatrują kolejnej przygody, nie potrafiąc docenić „tu i teraz”. 

 

Film Moureta do polskich kin wprowadza Aurora Films, a Głos Kultury objął go patronatem medialnym.

Choć kto inny śpi przy Tobie, nie Ty mnie rano budzisz*

Daphné to urocza kobieta, która na dworcu szuka nieznajomego dla siebie mężczyzny. Okazuje się, że Maxime to kuzyn jej partnera, z którym zresztą oczekują pierwszego wspólnego dziecka. Zaproszony (jak się domyślamy na wypoczynek) do francuskiej letniej posiadłości młody mężczyzna nie zastaje pana domu (czy to tutaj należy się upatrywać inspiracji dla polskiego tłumaczenia tytułu, którą zdaje się dzieło Dyskretny urok burżuazji?), gdyż ten wróci z wyjazdu służbowego dopiero za kilka dni. Do tego czasu towarzystwa dotrzyma mu ciężarna Daphné, która podczas wspólnego zwiedzania i domowej krzątaniny z zainteresowaniem wysłuchuje opowieści gościa o jego romansie, nieszczęśliwej miłości i uwikłaniu się w niezwykle niekomfortowy trójkąt miłosny. Kobieta nie pozostaje zresztą dłużna, w związku z czym poznajemy również jej historię – tego, jak rozkwitło w niej nieodwzajemnione uczucie do swojego mentora, co ostatecznie pchnęło ją w ramiona nieobecnego chwilowo François. 

O tej pory widz będzie towarzyszył dwójce bohaterów dwutorowo – przebywając z nimi na francuskiej prowincji, ale także podążając śladami retrospekcji, zanurzając się w opowieści każdego z nich. A w opowieściach tych nie brakuje zauroczenia, namiętności, miłości, zdrady i zakazanego owocu. Niemal każda para i każda relacja, jaką poznajemy w tym filmie, zaczyna się od stąpania po niepewnym gruncie, od wkraczania w czyjeś szczęście (nawet jeśli tylko pozorne), od burzenia i budowania, a nie od tworzenia na nowo, na gołej ziemi. Zawsze są to zgliszcza po czymś, co musiało spłonąć. Zarówno Daphné jak Maxime, ale także osoby, które poznajemy dzięki ich opowieściom, zdają się trawieni pragnieniem tego, czego mieć nie mogą, ale kiedy już to zdobywają, euforia jest chwilowa – trwa do czasu, kiedy wkrada się do ich życia codzienność, zwykłość, banał. Nie widząc w tej zależności błędnego koła, popełniają ten sam błąd, kolejny raz dając się ponieść ułudzie, że ta osoba, przy której obudzić się nie mogą, da im więcej szczęścia, niż ta, przy której śpią.

Dawno mamy już za sobą pierwsze kroki w chmurach

Znamienne jest to, że Dyskretny urok niebezpiecznych myśli nie opowiada o nastolatkach, młodych, targanych pierwszymi miłościami i nieobytych w pojmowaniu tego, co jest zakochaniem, a co tylko może się nim wydawać. To opowieść o dorosłych, często doświadczonych ludziach, którzy tak bardzo gubią się w swoich uczuciach, jakby wszystko robili po raz pierwszy, jakby każde uczucie było dla nich nowością, a poprzednie rany i zgliszcza niczego ich nie nauczyły. I myślę, że tutaj Emmanuel Mouret dotyka sedna sprawy i klarownie tłumaczy, że miłości nie da się jasno wyłożyć, że nie da się o niej opowiadać bez zawiłości i bez wikłania się w błędne koło, które sama tworzy. Że nie da się go przerwać. Możemy być zakochani milion razy, ale ten milion pierwszy i tak będzie nam się wydawał wyjątkowy do momentu, aż czar pryśnie, a my zostaniemy z takim samym wypaleniem lub porzuceniem, jak te milion razy wcześniej. Pierwsze kroki w chmurach możemy mieć dawno za sobą, ale nie znaczy to, że gdzieś tam nie czają się nowe chmury, puchate i kuszące, dziewicze, nieskażone naszą stopą, niemal błagające o to, by zanurzyć w nich palce i jeszcze raz poczuć tę swoistą, nierzadko złudną wyjątkowość i miękkość.

Znamy dobrze swoje miejsce, wiemy dobrze, gdzie nasz brzeg

Znamy siebie doskonale. Żyjemy ze sobą od zawsze, wiemy o sobie rzeczy, których nie domyśliłby się nikt inny – to naturalne. Ale czy wiemy o sobie wszystko? Czy, posiłkując się oryginalnym tytułem, rzeczy, które mówimy, zawsze będą pokrywały się z rzeczami, które robimy? Czy tak dobrze wiemy, gdzie nasz brzeg, i gdzie nasze granice, by z całą pewnością, mówić, że czegoś byśmy nigdy w życiu nie zrobili, że MY byśmy się tak nie zachowali? Oj, uważać należy na takie słowa, bo jednak o wiele bliższe prawdy wydają się może i banalne, ale mające wyjątkowe pokrycie w rzeczywistości słowa Szymborskiej o tym, że tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono. Zwłaszcza w obliczu zakochania, zauroczenia, miłości, pożądania i pragnienia. Ale również zemsty, zdrady, tęsknoty, odrzucenia i rozdzierającego bólu. Bo to właśnie te stany pchają nas w ramiona tego, czego się wystrzegaliśmy, co do czego zarzekaliśmy się, że my nigdy, przenigdy.

To wszystko znajdujemy w opowieściach Daphné i Maxime’a. Ich splatające się w końcu historie ukazują człowieka na różnych etapach miłości i pożądania. Już na początku pierwszej opowieści zresztą pojawiają się znaczące dla reszty filmu rozważania sugerujące, że czym innym jest miłość, a czym innym pożądanie. Że czym innym jest szaleńcze zakochanie, przyspieszone bicie serca, a czym innym budowanie wspólnej, szczęśliwej i stabilnej przyszłości. I że – co najważniejsze – tych stanów nie da się połączyć. Nie można mieć jednego i drugiego. Jaki komentarz dają natomiast sami bohaterowie swoim zachowaniem? Przeróżny, zwłaszcza że ich losy plotą się w tę i we w tę, tworząc skomplikowany haft – piękny i zawiły, ale przez tę ścisłą zawiłość dający poczucie niepokoju, że jedno szarpnięcie rozpruje wszystko po kolei, a nie tylko jeden element.

Moje oczy są oczami wariata, kiedy spotykają się z Twoimi oczami

Opowiadać o miłości jest tak samo łatwo, jak i trudno. Niełatwe zadanie na pewno mieli aktorzy, bo Dyskretny urok niebezpiecznych myśli to film właśnie bardzo dyskretny i subtelny. Choć głównym tematem rozważań są tu miłość i pożądanie (od nas samych zależy, czy rozdzielimy je, czy złączymy), w filmie nie ma ani jednej typowo zmysłowej, sensualnej sceny. Jeśli już bohaterowie uprawiają seks, to dla widza zaczyna się on całowaniem, a kończy widokiem przykrytych kołdrą dwóch osób, już po wszystkim. Pożądliwe uściski, przepełnione pragnieniem i głodem ruchy muszą zadowolić się dotykiem materiału, a nie skóry. Bo dłonie wędrują po warstwach ubrań, jakby zawsze coś przeszkadzało bohaterom na pełne odczuwanie, na pełen dotyk, na pełną rozkosz. Być może właśnie to tkwiące w nich pragnienie zawsze czegoś więcej? 

Reżyser wszystko próbował zmieścić w słowach, w opowieściach bohaterów, i w ich oczach. W oczach wariatów, którzy pragną, jeszcze nie wiedząc, co ich czeka. Tutaj od aktorów zależało bardzo wiele. Dostali sprzyjające warunki, bo zarówno muzyka, jak i światło, a także kamera, która ujmowała ich w sposób dramatyczny, oczekujący, momentami niemal posągowy – sprzyjało im, by mogli bez nagości i zrywania z siebie ubrań wyrazić żądzę i miłość. Rodzące się uczucie, które na tym etapie jeszcze tak trudno oddzielić od pragnienia. Czy podołali? Najlepiej w moim mniemaniu spisała się wcielająca się w rolę Daphné Camélia Jordana, której duże oczy i pełne usta dodatkowo sprzyjały talentowi – aktorka świetnie potrafiła zagrać takie emocje jak niepewność, zawstydzenie czy to najważniejsze – pożądanie, ale pożądanie skrywane pod płaszczykiem moralnego wyrzutu. Świetnie spisali się również Jenna Thiam, której Sandra jest w jakiś sposób hipnotyzująca, dzięki czemu łatwo nam uwierzyć w to, jak rozkochuje ona w sobie dwoje przyjaciół; jak również Vincent Macaigne (François), który rewelacyjnie zagrał postać w zasadzie ambiwalentną – z jednej strony bowiem pełną ciepła, delikatną i czułą, z drugiej jednak zdającą się bez skrupułów niszczyć wieloletnie małżeństwo. W zupełnie innej kategorii rozpatrywać należy grę Émilie Dequenne (Louise), której postać jako jedyna zdaje się ostoją trwania i stałości. Jawi się jako strażniczka miłości i moralności, choć jej postawa wydaje się aż nadto heroiczna i przez to nierealna. Czy jednak gdy w grę wchodzą miłość i pożądanie, mamy prawo oceniać, co jest realne, a co nie, skoro sami tego tak często nie wiemy? Dequenne za rolę drugoplanową została nagrodzona Cezarem i myślę, że zasłużyła sobie na niego, a jej rola może zapaść w pamięć. Jeśli natomiast miałabym szukać najsłabszego ogniwa, to osobiście nie przypadła mi do gustu rola Nielsa Schneidera. Jego Maxime jest zbyt jednostajny, zbyt płaski, aż nazbyt dyskretny w okazywaniu uczuć. Trudno było mi uwierzyć w jakiekolwiek pożądanie czy uczucie ze strony granej przez niego postaci.

Czasem nawet jest z tym dobrze, wstyd o tym głośno mówić

Człowiek to skomplikowana istota i w komplikowaniu miłości nie ma sobie równych. Dyskretny urok niebezpiecznych myśli to opowieść subtelna na każdym poziomie i dlatego interpretować to dzieło można na różne sposoby. Można dostrzec w nim opowieść o błędnym kole pożądania i zauroczenia, które pchają nas do rzeczy, których się po sobie nie spodziewaliśmy. Czy jednak to czyni z nas istoty w pewnym sensie bezwolne? Niemogące w pełni odpowiadać za swoje czyny? Czy w obliczu miłosnego novum nie potrafimy nad sobą panować, bo uczucie jest tak silne? Czy zawsze więc będziemy zdani na coś, co nami kieruje? Sporo we francuskim melodramacie zdrady. W zasadzie od zdrady się to dzieło zaczyna, zdrada pcha bohaterów do przodu, i na zdradzie opowieść się kończy. Żaden bohater jednak, w całym dyskursie, jaki raz na jakiś czas pojawia się między nimi o miłości i pożądaniu, nie zauważa, jak wpadamy w pułapkę bardziej zielonej trawy. Bo zawsze lepiej tam, gdzie nas nie ma, prawda? Ciało osoby, która śpi w innym łóżku, za ścianą lub w innym mieście czy kraju, będzie się wydawało bardziej miękkie i głodne dotykania. A my bardziej godni dawania mu rozkoszy niż osoba, która teraz je budzi. Jednak wyobrażenia mają to do siebie, że  często są tylko wyobrażeniami. I kiedy przestajemy gonić za tym, co tylko zdaje nam się lepsze, ciekawsze i bardziej odpowiednie dla nas – jesteśmy w stanie docenić to, co mamy. 

Dyskretny urok niebezpiecznych myśli to zatem opowieść o tym, że człowiekowi zawsze jest mało. Że zawsze goni za czymś więcej – w miłości i pragnieniu, ale nie tylko. I że czasem jest nam z tym dobrze. I że wstyd o tym głośno mówić, bo to by oznaczało, że to, co nas otacza, nam nie wystarcza. I potrzebujemy na gwałt wiedzy, że zazwyczaj są to tylko pozory. I kiedy damy im się omamić, stawiając wszystko na jedną kartę – może być już za późno. 

Dyskretny urok niespokojnych myśli to kilka historii o miłości, przy czym każda następna wypływa z poprzedniej, wszystkie się ze sobą jakoś łączą. Z filmu wypływa również niebezpieczny, niepokojący, choć niewypowiedziany na głos wniosek, że tam, gdzie spotyka się dwoje ludzi, tam wybuchnąć może uczucie – bez względu na konsekwencje, bez względu na wszystko. Że tam, gdzie pozostawi się spragnionych miłości, stęsknionych – tam pojawia się zagrożenie. Nawet jeśli kompletnie byśmy się tego nie spodziewali. Ani my, ani oni, ani ktokolwiek inny. 

Dyskretny urok niebezpiecznych myśli to melodramat, który opowiada o przeróżnych odcieniach miłości – od tej gorącej, szalonej, kłótliwej, która szybko się wypala, przez cierpliwą i pielęgnowaną, ale równie intensywną i pamiętliwą, po tę głęboką, która ostatecznie, odrzucając własne szczęście, pragnie wyłącznie szczęścia tej drugiej osoby. Czy odnajdziemy się w którejś z tych opowieści? Myślę, że jest to bardzo możliwe. Warto więc obejrzeć spokojne, sunące niespiesznie francuskie kino, by przekonać się, jak skomplikowana może być miłość i jak wiele nazw możemy jej nadać. Jak dziwne plotą się ludzkie losy i jak łatwo znaleźć się w miejscu osoby, którą kiedyś potępiliśmy. Bo miłość robi różne rzeczy z człowiekiem. Co z tego, że niekiedy ostatecznie okazuje się tylko jej ułudą, kiedy swoje już zrobiła?

dyskretny urok niebezpiecznych myśli


* Wszystkie cytaty rozpoczynające akapity pochodzą z utworu Pidżamy Porno – Stąpając po niepewnym gruncie

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *