Najlepsza gra w uniwersum Harry’ego Pottera – Avalanche Studios Group – „Dziedzictwo Hogwartu”

Historia przygód magicznego chłopca zrodzonego z umysłu J.K. Rowling towarzyszyła mi od najmłodszych lat. Duża w tym zasługa mojego brata, który wprowadził mnie w świat, gdzie niczego niepodejrzewający mugole żyją nieświadomie obok niesamowitego świata czarodziejów. Kiedy w dwutysięcznym roku miała miejsce premiera pierwszej części zatytułowanej Harry Potter i kamień filozoficzny, miałem tylko rok więcej niż Harry, kiedy otrzymał pierwszy list z Hogwartu.  Z wypiekami na twarzy połykaliśmy kolejne rozdziały, a nawet przed premierą Harry’ego Pottera i czary ognia zdobyliśmy piracki egzemplarz w pdf, koszmarnie przetłumaczony, niezawierający polskich znaków, a mimo to wciąż fascynujący. Do dziś lubię powrócić do Hogwartu, co kilka lat czytając książki z serii. Tak samo jest z filmami, które raz na dwa, trzy lata oglądam kilkunastogodzinnym ciągiem, aż mi się czekoladowe żaby i kociołkowe pieguski rozpuszczają na kocu. Gdy Dziedzictwo Hogwartu otrzymało pierwszy zwiastun, podszedłem do niego bez emocji. Książki i filmy to jedno, ale grami (dobrymi) o Harrym Potterze wydawcy nas nie rozpieszczali. Im bliżej premiery jednak, tym bardziej mimowolnie wypatrywałem premiery, by po obejrzeniu kilkunastu wycinków gameplay’u zakupić swój egzemplarz i zaklepać recenzję na portalu. I wiecie co? Miałem znów wypieki na twarzy, jak wtedy, kiedy pierwszy raz czytałem Komnatę tajemnic. Ta gra to prawdziwe dziedzictwo Harry’ego.

 

Głos Kultury tworzy grupa pasjonatów, którzy poświęcając swój wolny czas i nierzadko pieniądze, chcą się z Wami podzielić swoimi opiniami na temat wszystkiego związanego z kulturą i sztuką. Chcąc nie chcąc, do filmów, książek i muzyki, coraz częściej dołącza się elektroniczną rozgrywkę. Ja nie mam z tym problemu, ponieważ ogrywałem dziesiątki produkcji, które swoją fabułą biły na głowę współczesne książki lub kasowe filmy. A i niejeden soundtrack z gry wspominam bardzo miło, jak ulubione rockowe płyty. Dziś chcę Wam przedstawić moje odczucia związanie z grą Dziedzictwo Hogwartu, która powstała dzięki studiu Avalanche Studios. Z racji tego, że grę kupiłem z własnych środków, tekst ten ukazuje się już chwilę po premierze – ale czy to źle? Czytając recenzje na branżowych portalach, których redaktorzy mieli możliwość zagrania wcześniej (i dostarczenia gotowej opinii na premierę), widziałem pośpiech. Wielu recenzentów utyskiwało na potrzebę grindowania levelu postaci, aby móc popchnąć fabułę do przodu. Taka sytuacja, grając na spokojnie w domowym zaciszu, kiedy nie gonił mnie żaden termin, nie pojawiła się ani razu podczas rozgrywki. Wygląda na to, że redaktorzy innych portali mieli mało czasu i parli przed siebie, aby szybciej skończyć tytuł. Czy tak można obiektywnie ocenić produkcję? Być może. Ja natomiast cieszę się, że mogłem w spokoju poświęcić kilkadziesiąt godzin, penetrując wszystkie zakamarki szkoły magii i okolicznych włości.

Po tak długim wstępie zapraszam do części głównej recenzji Dziedzictwa Hogwartu. Dla ludzi, którym jakimś cudem tytuł ten był obojętny i nie słyszeli o nim absolutnie nic, należy wspomnieć, że nie jest to kolejna część przygód Harry’ego Pottera. Jego historia, mam nadzieję, jest zamknięta i nigdy nie zostanie zbezczeszczona przez filmowców (ludzie już przebąkują, że przydałby się remake…). Aby zapełnić pustkę po chłopaczku w okrągłych okularach, mamy do czynienia z równie naznaczoną przeznaczeniem osobistością, którą stworzymy sami. Po rozpoczęciu gry trafiamy do kreatora postaci, w którym wybierzemy głos, fryzurę i detale twarzy naszego czarodzieja lub czarownicy i rozpoczniemy przygodę jako świeżo upieczony uczeń… piątego roku akademii magicznej Hogwart. W toku rozgrywki dowiemy się, że nasz protagonista jest w stanie zapanować nad bardzo rzadkim rodzajem starożytnej magii, której w świecie czarodziejów już praktycznie nie ma. Zadanie naszego awatara to dowiedzieć się, skąd przyszła jego moc, do czego służy, oraz rozprawienie się za jej pomocą z hordami wrogów stojącymi nam na drodze. Różnic między książkami tu nie brakuje, chociażby za sprawą czasu, w którym rozgrywają się wydarzenia na ekranie. Twórcy z Avalanche Studios postawili na XIX wiek, kiedy gobliny nie siedziały bezczynnie w banku Gringotta, lecz szykowały rebelię, w której środku znajdzie się nasza postać.

Po przestąpieniu progu magicznej szkoły trafiłem wprost pod tiarę przydziału, magiczny kapelusz, który miał za zadanie wejrzeć w mą duszę i wskazać mi dom, który stanie się… no, moim domem na kolejny rok nauki. Czy to przypadek, a może moja przebiegłość sprawiły, że trafiłem do Slytherinu? A może tiara rzeczywiście przejrzała mnie na wskroś i wiedziała, że chcę zagrać, „złym” czarodziejem? Bardziej prawdopodobną wersją jest, że spojrzała na moją gębę i zesłała od razu do piwnicy, gdzie ślizgoni mają swoje dormitorium… Dziedzictwo Hogwartu oferuje zabawę w każdym z klasycznych domów – Gryffindorze, Hufflepuffie, Ravenclawie oraz Slytherinie. Graczom, którym nie spodoba się wybór magicznego kapelutka, mogą wybrać swój przydział ręcznie. Mnie pasował wyznaczony mi dom, więc ochoczo przystąpiłem do zajęć i odkrywania tajemnic, które oferuje szkoła magii i czarodziejstwa.

A tych jest co niemiara. Jeżeli gracz nie czytał powieści J.K. Rowling, to cuda, które kryje ogromne zamczysko, mogą sprawić, że ktoś niezdecydowany może sięgnąć po książki. Świat przedstawiony jest na tyle barwny i ciekawy, że z przyjemnością przemierzałem korytarze Hogwartu, gapiąc się na ruchome obrazy, szukając znajdziek za pomocą czaru revelio. Poza zamkiem mamy do dyspozycji także znaną z książek wioskę Hogsmade oraz Zakazany Las, a także okoliczne miejscowości. Wszystko to sprawia, że świat do eksploracji potrafi nieco przytłoczyć, zwłaszcza że co rusz napotykamy na kolejne aktywności. Po uzyskaniu dostępu do pokoju życzeń możemy łapać magiczne zwierzęta, które dadzą nam składniki do ulepszania wyposażenia; możemy zbierać rośliny potrzebne do ważenia eliksirów oraz wykonywać misje poboczne. Te ostatnie nie ograniczają się, jak w większości gier z otwartym światem, do prostego schematu „przynieś, podaj, pozamiataj”. Często są to okraszone ciekawymi historiami, kilkuetapowe historie powiązane z uczniami szkoły bądź mieszkańcami Hogsmade. Jednym słowem – nie ma nudy, ale też nie uświadczyłem przesytu, jak w serii Assasins Creed, gdzie droga do wykonania kolejnego bezsensownego questa opiewała w tysiąc innych odciągaczy, co sztucznie wydłużało grę i niemiłosiernie mnie wkurzało. Dziedzictwo Hogwartu w tym aspekcie jest doskonale wyważone.

Skoro już jesteśmy przy zadaniach pobocznych, należałoby wspomnieć o głównej osi fabularnej, którą oferuje Dziedzictwo Hogwartu. Składają się na nią questy, które można ukończyć w 15-20 godzin (bez zadań pobocznych). I szczerze? Tutaj targają mną największe emocje. Z jednej strony jest baśniowo, klimat Harry’ego Pottera wylewa się wręcz z ekranu, przypominając dziecięce lata. Historia traktuje o rebelii goblinów oraz starożytnej, zapomnianej magii, którą jakimś sposobem jest w stanie przywołać nasz bohater. Na drodze ku rozwiązaniu zagadki i ku wielkiemu finałowi staną nam więc właśnie nikczemne gobliny-czarnoksiężnicy, bestie, a także ludzcy kłusownicy również znajdujący się na usługach głównego antagonisty. Wszystkie zadania są spójne, prowadzą do ciekawych miejsc i nie sprowadzają się tylko do siekania różdżką (o tym za chwilę), ale opiewają także w ciekawe zagadki środowiskowe umiejące nastręczyć trudności starym wygom. Z drugiej zaś strony miałem ogromny problem z immersją, ponieważ naszym bohaterem jest anonimowy piętnastolatek, o którego przeszłości nie dowiadujemy się kompletnie niczego. Ani tego, dlaczego zaczął uczęszczać do Hogwartu w wieku piętnastu lat, ani o jego rodzinie czy przeszłości. Między zajęciami młody czarodziej pali, rozszarpuje, zamraża, zrzuca z klifów (jest nawet licznik zabitych czarnoksiężników i goblinów!), a potem jak gdyby nigdy nic wpada na kufelek piwka do gospody Pod Trzema Miotłami lub z uśmiechem na ustach uczęszcza na zajęcia z zielarstwa. Słowem, mordujemy rozumne istoty bez żadnej konsekwencji, a nigdzie nie są wspomniane nawet rozterki głównego bohatera na ten temat. Może w XIX wieku były inne standardy wychowania i dzieciaki były twardsze… Tak czy siak, historię zostawiam Wam, graczom, do indywidualnej oceny.

A jeśli już jesteśmy przy czarowaniu i wrogach, to jak wypada walka w grze Dziedzictwo Hogwartu? Całkiem sprawnie i zajmująco. Do dyspozycji zostaje nam oddane prawie trzydzieści czarów! Każdy z nich ma inne zastosowanie, od rzucania przeciwnikami, przez ciskanie fireballami, po zamrażanie czy spowalnianie szarżujących przeciwników. Jeśli nie przeszkadza nam wieczne potępienie w świecie czarodziejów, nic nie stoi na przeszkodzie, aby nauczyć się zaklęć niewybaczalnych, z najsławniejszym Avada Kedavra na czele. Poza tym nasze działania w walce napełniają pasek starożytnej magii, której możemy użyć do zadania widowiskowego losowego super-zaklęcia, które poradzi sobie z większością przeciwników. Poza tym możemy się wspomagać eliksirami oraz drapieżnymi roślinami, rzucając je pod nogi niczego niespodziewających się wrogów. Ci zaś nie pozostają dłużni, ciskając w nas również zaklęciami, które, jeśli nie uda nam się w odpowiedniej chwili rzucić bariery lub zrobić uniku, oprócz zadania obrażeń spowiją nas magicznymi pętami lub zamrożą na krótki czas. Dodatkowo sami także używają magicznych barier ochronnych, które możemy przełamać tylko zaklęciami z konkretnej grupy wskazanej przez kolor kuli otaczającej przeciwnika. Bestie to jeszcze inna para kaloszy. Mimo że nie mają różdżek, to dysponują całym arsenałem ciekawych ruchów i walka z pająkami różni się wielce od tej z magicznymi krokodylami.

Dziedzictwo Hogwartu zostało stworzone na Unreal engine i to widać. Nie tylko w ruchach postaci, ale przede wszystkim w świecie, który jest ładny i, niestety, wymagający dla komputera. Mając całkiem niezłą maszynę do gamingu, gra na starcie zaproponowała mi średnie ustawienia, co jeszcze przy żadnej innej produkcji mi się nie zdarzyło. Przy karcie GTX 3060 wybrałem jednak wysokiej jakości grafikę. Poskutkowało to tym, że przy przechodzeniu przez drzwi w Hogwarcie gra przez kilka sekund musiała się zastanowić, czy mnie wpuścić. Podczas walki jednak spadków fps-ów nie zauważyłem i całą produkcję ograłem, nie doświadczając żadnego błędu. Próbowałem nawet zakleszczyć gdzieś postać, zbugować ścianę lub przelecieć przez krawędź mapy – tylko raz się udało. Brawa dla programistów.

Podsumowując, bawiłem się przy produkcji Avalanche studios znakomicie i choć miałem całkiem spory problem z wczuciem się w odgrywaną przeze mnie postać, to muszę przyznać, że niewiele tej grze brakuje do ideału. Życzyłbym sobie, aby Dziedzictwo Hogwartu otrzymało sequel (bo nie wierzę, że taki nie powstanie), w którym otrzymamy bardziej zarysowanego głównego bohatera oraz możliwości odgrywania roli tego złego – ucznia Slytherinu. Przed premierą twórcy zapewniali, że jak najbardziej, możemy odgrywać negatywną postać, ale koniec końców niemal zawsze quest kończy się tak samo, a nasza młoda, ale już czarna jak smoła dusza jest równie groźna co wkurzony chihuahua. Mimo to polecam serdecznie tę grę każdemu*.

 

*No, prawie każdemu. W recenzji postanowiłem przemilczeć fakt bojkotu gry Dziedzictwo Hogwartu przez wpisy J.K. Rowling w mediach społecznościowych. Pogląd na tę sprawę każdy ma własny i część osób zbojkotuje produkcję – i takie ich prawo. Ja zaś postanowiłem skupić się na ocenie samej produkcji, odsuwając na bok moralne dylematy, bo uniwersum Harry’ego Pottera było zbyt kuszące, aby przejść obok niego obojętnie.

Fot.: Avalanche studios

Overview

Write a Review

Opublikowane przez

Adam Kamiński

Dusza anarchisty ściera się we mnie z romantycznym sercem. Jednego dnia rzucałbym koktajlem Mołotowa i palił rządowe pałace, innym razem wzruszam się nad twórczością klasyków literatury - Tołstoja, Steinbecka czy Remarque'a. W wolnych chwilach potrafię wyruszyć samotnie na szlak i biwakuję w ostępach przyrody. Moim marzeniem jest napisać powieść.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *