Dziewczyny, które wbijają w fotel – Alex Marwood – „Dziewczyny, które zabiły Chloe” [recenzja]

Alex Marwood to literacki pseudonim brytyjskiej dziennikarki Sereny Mackesy. Dziewczyny, które zabiły Chloe to z kolei jej debiutancka powieść; powieść uhonorowana między innymi nagrodą im. Edgara Allana Poego w kategorii Najlepsza Powieść Roku 2014. Jednak dla czytelników, którym książka ta rzuci się w oczy, stojąc na półce z bestsellerami, prawdopodobnie większą zachętą (by po Dziewczyny sięgnąć) będzie wyróżniający się na okładce napis: Uznana przez Stephena Kinga za jedną z najlepszych książek roku. Stephen King czyta mniej więcej jakiś milion książek rocznie i zdarza się, że czasem się pomyli, zachwalając powieść co najwyżej przeciętną. W tym przypadku tak nie jest. Debiut pani Marwood to dzieło, z którym zdecydowanie warto się zapoznać. To kryminał, który popularność i prestiżową nagrodę zdobył – co najdziwniejsze – nie będąc typowym kryminałem. Nie zagadka (na zasadzie „kto zabił?”) jest tu najważniejsza; Brytyjka skupia się przede wszystkim na portretach psychologicznych głównych bohaterek oraz na tym, z jaką łatwością przychodzi nam jako społeczeństwu wydawać krzywdzące wyroki, które mogą złamać czyjeś życie na zawsze.

Amber Gordon, Jade Walker, Kirsty Lindsay, Annabel Oldcare. Cztery imiona, cztery nazwiska – dwie kobiety. Dwie dziewczynki, które spotkały się raz i spędziły wspólnie jeden dzień; dwie dziewczynki, które odpowiedziały za wspólną zbrodnię; dwie dziewczynki, których losy potoczyły się w zupełnie innych kierunkach, a także dwie dziewczynki, które już na zawsze połączyła nierozerwalna więź. Latem 1986 roku Wielką Brytanią wstrząsnęła historia dwóch jedenastolatek, które zmasakrowały i bestialsko zamordowały czteroletnią Chloe Francis. Zdjęcia dziewczynek obiegły całe Wyspy Brytyjskie, a uwiecznione na nich nastolatki stały się wrogami publicznymi numer jeden. Obie zostały skazane i już na zawsze wpisały się do historii jako „Dziewczyny, które zabiły Chloe”, a zarazem hańba na honorze swoich rodzin oraz całego Królestwa. Dwadzieścia pięć lat później na terenie wesołego miasteczka Funnland, znajdującego się w nadmorskiej miejscowości Whitmouth, sprzątaczka Amber Gordon odkrywa w Gabinecie luster zwłoki młodej kobiety będącej trzecią ofiarą mordercy, którego media już za chwilę ochrzczą jako „Dusiciela z Withmouth”. Amber to oczywiście jedna z Dziewczyn, która po wieloletniej resocjalizacji opuszcza zakład poprawczy, zmienia tożsamość i rozpoczyna nowe życie, korzystając z tzw. dożywotniego zwolnienia warunkowego. Głównym i najważniejszym (poza, rzecz jasna, dobrym sprawowaniem) warunkiem zwolnienia jest całkowity zakaz kontaktów ze współwinną zbrodni, z tą drugą. Tyle tylko, że tak się jakoś złożyło, że „ta druga” pracuje obecnie jako wolny strzelec dla brukowca „The Sun”. Jak nietrudno się domyślić, w związku z serią morderstw „ta druga” zostaje wydelegowana do Whitmouth celem napisania reportażu o całej sprawie.

Powieść zaskakuje, posiada także sporo zalet, jednak co najciekawsze, to co wydaje się wadą, Alex Marwood zamienia w kolejny plus. Pierwszą z zalet jest dwutorowe prowadzenie akcji. Większa część lektury to „bieżące” wydarzenia, w które autorka – co jakiś czas – wplata fragmentaryczne opisy feralnego dla obu kobiet letniego dnia 1986 roku. Jest to zrobione tak zręcznie, że książka w zasadzie czyta się sama, a nam pozostaje tylko śledzenie rozwoju wypadków, z wypiekami na twarzy. Mógłbym się rozpisać na temat świetnego, ciasnego, małomiasteczkowego klimatu czy ocierających się o perfekcję kreacjach poszczególnych bohaterów; mógłbym też skrobnąć parę słów o dosłownie wbijającym w fotel zakończeniu, które myślę, że nie tylko mnie na długo zostanie w pamięci. Skupię się jednak na tym, co moim zdaniem jest głównym czynnikiem przesądzającym o popularności tej powieści oraz przychylności krytyki. Mam tu na myśli niezwykle odważny zabieg, jaki zastosowała pani Marwood, coś, co mogło tę książkę pogrążyć, a okazało się być jej najmocniejszym punktem. Dziewczyny, które zabiły Chloe to z pozoru kolejny typowy kryminał/thriller z seryjnym mordercą. Jak się jednak okazuje typowy nie jest, a kryminalna otoczka jest tu tylko po to, by zwrócić uwagę na bardziej istotne kwestie. Kiedy czytelnik zastanawia się, kim jest wspomniany „Dusiciel z Whitmouth”, autorka niespodziewanie zdradza jego tożsamość kilkadziesiąt stron przed zakończeniem lektury! Strzał w kolano? Tak mogłoby się wydawać, jednak nic bardziej mylnego, gdyż w tym momencie okazuje się, że tak naprawdę tytuł powieść to jej sedno. Nie jest to kolejna historyjka o mordercy, nie chodzi wcale o rozwiązanie zagadki, Brytyjka pokazuje czytelnikowi, że tutaj naprawdę od początku chodziło o „Dziewczyny, które zabiły Chloe”, o ich historię, ich dramaty i ich wspólną tajemnicę. Dziennikarka, którą z zawodu jest autorka, bierze pod ostrzał kolegów po fachu i całe dziennikarskie środowisko. Pokazuje, jak łatwo można manipulować faktami i opinią publiczną, byle tylko wypuścić do mediów jak najbardziej chodliwy temat, najlepiej z chwytliwym nagłówkiem. Alex Marwood nie serwuje nam kolejnej takiej samej historii, jakich wiele. Wszystko tu jest od początku do końca przemyślane, a zbrodnia i zagadka są tylko tłem do umiejętnego zobrazowania ciemnych stron ludzkiej natury.

Przed rozpoczęciem lektury Dziewczyn, które zabiły Chloe miałem lekkie obawy, że będzie to powieść przeciętna lub niewiele ponad przeciętność wychodząca, o której ktoś bardziej znany niż jej autorka napisał kilka miłych słów, co wydawca podchwycił i wykorzystał dla lepszej sprzedaży. Tym razem jednak Stephen King się nie mylił, nie mylili się ci, którzy przyznawali nagrodę Poego, nie mylili się również czytelnicy, którzy sprawili, że Dziewczyny… stały się bestsellerem. Debiut Alex Marwood to kapitalna powieść, która w swoim gatunku zdecydowanie wychyla się przed szereg; to także powieść, która sprawia, że z niecierpliwością będę wyczekiwał kolejnych dzieł Brytyjki.

Fot.: Wydawnictwo Albatros

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *