Tarpan debiutuje płytą Ruins i z miejsca wskakuje do czołówki krajowego grania stoner/sludge metalowego. Trzeba podkreślić, że wysoka jakość płyty nie jest wcale dziełem przypadku, bowiem za sterami grupy stanęli doświadczeni muzycy.
Osoby, które od dawna śledzą dogłębnie naszą krajową scenę, z pewnością znają nazwy Faust Again oraz Blues Beatdow. No, przynajmniej fani sludge/stoner z okolic Poznania powinni je znać. Jak wyczytujemy z zapowiedzi prasowych, to właśnie na gruzach tych dwóch formacji zespół został założony i funkcjonuje pod wdzięczną nazwą Tarpan. Zresztą, nazwa doskonale koresponduje z ich muzyką, która jest dzika, nieokrzesana, pełna werwy i agresji – niczym wymarły gatunek konia i niezapomniany polski pick-up, jeden z cudów naszej motoryzacji, i mówię to bez cienia ironii. Pozostaje mieć nadzieję, że muzyczny Tarpan okaże się trwalszym tworem.
A narzędzia wszelkie ku temu, aby zaistnieć na polskiej scenie (i nie tylko polskiej), posiada. Inna sprawa, że nasza krajowa scena nie ma wielu godnych konkurentów dla Tarpana, ale to już opowieść na inny czas. Już sam początek płyty w postaci ponurego, dostojnego riffu do Devour The Light z miejsca robi na słuchaczu olbrzymie wrażenie. Rzężący bas w tle, potężna, powolna perkusja z miejsca wgniatają w fotel. Nie znaczy to jednak, że zespół przez całe sześć i pół minuty skupił się jedynie na doom metalowym walcu. Z czasem Tarpan przyspiesza, zrywa się do biegu. Utwory są dynamiczne, z zachowaniem odpowiednich proporcji; nic się nie dzieje przypadkowo, choć kawałkom daleko jest do chłodnego wyrachowania w ich konstruowaniu.
Zostaje to tylko i wyłącznie potwierdzone w dalszej części płyty, która jest zaskakująco różnorodna. Potężne, perkusyjne intro, a potem ciężkie jak ołów riffy z towarzyszeniem rozdzierającego uszy słuchacza wokalu? Proszę bardzo, jest to w utworze Desperations. Pustynne klimaty à la Kyuss? Owszem, sprawdź kawałek zatytułowany The Storm. Jeśli natmiast chcecie mieć zadatek na przebój, a zarazem czad, groove i ciężar w jednej kompozycji, to włączcie sobie utwór Kings of Parts. Bardziej skomplikowane, nieco toolowe granie? Jak najbardziej, wystarczy nastawić płytę na fenomenalny w każdej sekundzie The World, The Rat, The Whore. Dzieje się na przestrzeni całej płyty, nie ma czasu na oddech czy chwilę znużenia.
Wszystko zostaje podkreślone, podsumowane czystym, nieograniczonym sludge’owym graniem w kończącym płytę The Argument, w którym gościnie wystąpił ekswokalista Blindead – Patryk Zwoliński. I tak – szybko – kończy się ta płyta. Trwa ona nieco poniżej czterdziestu minut i powiem szczerze, że ma się pewien niedosyt, bo chce się więcej. Na razie Ruins jest przetarciem dla samych muzyków, jak i fanów, ale czuć, że panowie wiedzą, co robić z instrumentami, i nie boją się sięgać po szerokie spektrum rozwiązań aranżacyjnych i brzmieniowych, zresztą o to drugie zadbał sam Perła, produkując płytę. Tarpan odważnie kombinuje, sprawdza konwencję, stara się badać nowe terytoria, nie zapominając tym samym o kluczowych składnikach dla gatunku, w którym zespół postanowił zadziałać. A że zadziałać się już wiele tam nie da, to tym bardziej należy przyklasnąć poznańskim muzykom, bowiem stworzyli płytę, którą będziemy pamiętać po latach.
Fot: Hand2Band