Gdy kilka miesięcy temu zobaczyłem w kinie pierwszy zwiastun Dzikiego robota, byłem przekonany co do dwóch rzeczy – po pierwsze: muszę zobaczyć ten film; po drugie: będzie to animacja o porzuconym przez ludzi robocie, który poruszony tym faktem postanawia się zbuntować i żyć w zgodzie z naturą. Nie byłem jednak przygotowany na to, że będzie to bardzo wzruszający film o trudnym rodzicielstwie, samotności i rozstaniu.
Może to tylko ja źle odczytałem ten zwiastun, ale przez pierwsze minuty naprawdę byłem gotowy na delikatną wersję buntu maszyn. I chociaż robot Rozzum nie został porzucony celowo, a na bezludnej wyspie starał się pełnić swoją rolę zgodnie ze swoim oprogramowaniem, to wciąż czekałem na ten moment, aż w tym blaszaku zrodzi się gniew. I nagle zaskoczenie – w wyniku nieszczęśliwego wypadku Rozzum niszczy gęsie gniazdo, w którym zachowało się tylko jedno jajo. Robot przygarnia je, broni przed chytrym lisem aż w końcu znajduje swoje powołanie – otrzymuje zadanie, aby pisklę wychować i nauczyć latać przed migracją wszystkich ptaków do ciepłych krajów.
Rozzum, która od tego momentu ma bardziej „ludzkie” imię Roz, uczy się bycia mamą, nie bez pomocy wcześniej już wspomnianego lisa, który pomagając robotowi w szkoleniu gąsiątka, leczy również swoje traumy. Jednak nie wszystkie dane zachowane w pamięci robota pozwalają na to, aby Roz była skuteczna w wykonaniu swojej misji. Nie rozumie, że wychowywanie pisklaka wymaga ciężkiej pracy, cierpliwości i empatii. Jako robot widzi tylko punkty, które trzeba ze sobą połączyć, aby wykonać zadanie. To sprawia, że gąska wychowuje się w nienaturalny dla siebie sposób. Dorastający Jasnodzióbek musi się więc mierzyć z odrzuceniem ze strony swych pobratymców, a nawet jest wyśmiewany z powodu swojej przyszywanej rodziny. Mimo wszystko Dziki robot do tego czasu jest filmem dostarczającym zarówno uczucia smutku, jak i radości. Jest tu sporo momentów do śmiechu, niektóre żarty są bardzo udane, zwłaszcza gdy na scenę wkracza zwariowana rodzinka oposów. Jasne jest jednak, że nadchodzi moment, gdy trzeba będzie się rozstać.
Dorosły widz oglądając Dzikiego robota spodziewa się tego, o czym młody widz może nie wiedzieć. Gdy Jasnodzióbek urośnie, jego relacja z Roz będzie musiała się zakończyć. On odleci z innymi ptakami, a matka-robot, po zakończeniu swojej misji, będzie musiała zgłosić swoją ewakuację do bazy, aby mogła zostać skierowana do pracy zgodnie ze swoim przeznaczeniem. Tylko że Roz już wewnętrznie ewoluowała, nauczyła się emocji i uczuć. Wraz z rozwojem relacji między robotem a gęsią widzimy zmianę w tym pierwszym – Roz wykonuje ludzkie gesty, myśli i mówi jak żywa istota i w pewnym momencie można zapomnieć, że jest sztuczną inteligencją. Nie da się ukryć, że wylewające się wtedy z ekranu emocje udzieliły się również mi. Zbliżająca się rozłąka ciągle przypominała mi, że film zaraz przerodzi się w wyciskacz łez. I tak faktycznie było, gdy dochodzimy do kluczowego momentu odlotu dorosłego już Jasnodzióbka. Jak to czasami bywa w relacjach, Roz żałuje nieodpowiedniego pożegnania i zdaje sobie sprawę, że miłość ją nieodwracalnie zmieniła.
O ile często nie mam problemów z tym, że animacja – domyślnie kierowana do dzieci – ma duży ładunek emocjonalny, tak w tym wypadku mam poważne wątpliwości, czy jest to odpowiedni film dla najmłodszych widzów. W kinie było dużo rodzin z pociechami w różnym wieku i widziałem, że niektóre wpadały w niekontrolowany płacz już od połowy filmu. Dziki robot bardzo duży nacisk kładzie na relację matki z dzieckiem, nie pomijając bardzo trudnych i brutalnych tematów jak to, że Roz w wyniku wypadku zabiła prawdziwych rodziców Jasnodzióbka. Parę razy byłem w szoku, że twórcy tak bezpośrednio pokazali pewne sprawy, które moim zdaniem są nieodpowiednie dla młodego widza.
Obawiam się, że dla najmłodszych widzów niektóre sceny mogą być zbyt szokujące, zwłaszcza jeśli wcześniej nie zetknęli się z ideą utraty rodzica czy porzucenia. Jak zazwyczaj zdarza mi się polecać animacje jako świetny produkt dla dzieci i dorosłych, tak w tym wypadku mam opory. Jednak dla dorosłego widza ten film może być przepięknym, rozdzierającym duszę doświadczeniem. Dziki robot parę razy sprawił, że spociły mi się oczy (i nie tylko mi, bo słyszałem i widziałem jak inni dorośli na sali dzielnie powstrzymywali łzy). Ostatnia słodko-gorzka scena natomiast wryła mi się w pamięć chyba już do końca życia i na samą myśl muszę szukać chusteczek. Jeśli kochacie poruszające filmy i lubicie animacje, koniecznie zobaczcie ten film. Ale niekoniecznie z dziećmi.
Fot.: DreamWorks Animation / Universal Pictures
PS. Na film wybraliśmy się dzięki Cinema City.