edgerunners

Echa Kultury #2: Cyberpunk Edgerunners

cyberpunk 2077

W blasku neonowych reklam i w cieniu strzelistych wieżowców Night City pojawiła się opowieść, która stała się dla mnie czymś więcej niż tylko serialem anime. Cyberpunk: Edgerunners – dziesięcioodcinkowa historia osadzona w bezlitosnym uniwersum gry Cyberpunk 2077 – okazał się dziełem pulsującym emocjami, stylem i głębią, jakiej niewielu się spodziewało. Już od pierwszych minut wiedziałem, że wchodzę w świat, który pochłonie mnie bez reszty: świat, gdzie technologia splata się z człowieczeństwem, a marzenia ścierają się z brutalną rzeczywistością. To nie jest zwykła animacja – to list miłosny do fanów cyberpunku i opowieść o tym, jak wysoko potrafi wznieść się ludzka dusza, zanim spadnie ku ziemi.

Głównym bohaterem Edgerunners jest David Martinez, nastoletni dzieciak z ulicy, który próbuje przetrwać w futurystycznym, dystopijnym Night City. Codzienność Davida to bieda, niebezpieczeństwo i niespełnione ambicje – w mieście rządzonym przez korporacje i gangi nawet oddychanie bywa luksusem. Przypadek sprawia, że David natrafia na zaawansowany wszczep wojskowy (technologię dającą nadludzkie możliwości), co staje się punktem zwrotnym w jego życiu. Chłopak postanawia wkroczyć na drogę edgerunnera – wyjętego spod prawa najemnika do zadań specjalnych. Wkrótce dołącza do grupy barwnych wyrzutków pod przywództwem charyzmatycznego najemnika Maine’a. Razem wykonują niebezpieczne zlecenia, balansując na krawędzi życia i śmierci w imię edgerunnerskiego etosu: żyj szybko, umieraj młodo, zostaw po sobie legendę. 

Uwaga: Poniżej znajdują się szczegóły fabuły i zakończenia – jeśli nie oglądałeś jeszcze Cyberpunk: Edgerunners, czytasz dalej na własną odpowiedzialność!

Relacje między bohaterami i siła emocji

Sercem serialu – jego bijącym, krwawiącym sercem – są relacje między postaciami. Każdy z edgerunnerów w ekipie Maine’a staje się dla Davida kimś więcej niż tylko wspólnikiem od broni. Maine jest mentorem i figurą ojca, twardym, ale sprawiedliwym liderem, który dostrzega w Davidzie potencjał. Dorio, partnerka Maine’a, daje grupie oparcie i ciepło, budując namiastkę rodzinnej atmosfery w brutalnym świecie. Kiwi – zdystansowana netrunnerka – uczy Davida fachu “nerdowania” po sieci, choć skrywa własne intencje. Pilar i Rebecca, rodzeństwo o dość luźnych zasadach i zwariowanym poczuciu humoru, wprowadzają element szaleństwa i czarnego humoru, ale też lojalności – bo gdy przyjdzie co do czego, stoją za Davidem murem. Wreszcie Lucy, tajemnicza netrunnerka, która początkowo wydaje się chłodna i nieufna, stopniowo otwiera przed Davidem swoje serce. To właśnie relacja Davida i Lucy staje się osią emocjonalną całej opowieści – miłość rozkwitająca pośród chaosu, dająca bohaterom namiastkę nadziei w mieście, które nadzieję bezlitośnie miażdży.

Twórcy serialu wykreowali więzi między bohaterami tak przekonująco, że jako widz czułem się częścią tej pokręconej rodziny wyrzutków. Ich radości były moimi radościami – gdy ekipa świętowała udany skok czy drobne zwycięstwo nad systemem, uśmiechałem się jak do starych znajomych. Ich kłótnie i dramaty również odczuwałem dotkliwie: napięcia między Lucy a Davidem, konflikt lojalności u Kiwi czy załamanie Maine’a – wszystko to uderzało z autentyczną siłą. Emocjonalna siła przekazu Edgerunners jest ogromna, bo wypływa prosto z bohaterów, w których łatwo uwierzyć. W ich marzenia i lęki, młodzieńcze poczucie niezniszczalności i gorzkie rozczarowania. Serial nie waha się rzucać swoich postaci na bardzo głęboką wodę, testować ich wiarę i relacje, a widz do samego końca trzyma za nich kciuki – nawet gdy los zdaje się już przesądzony.

David i Lucy – miłość w cieniu Night City

Na szczególne wyróżnienie zasługuje relacja Davida i Lucy, bo to ona dostarczyła mi najwięcej wzruszeń. Poznają się jako dwoje zagubionych młodych ludzi: David – chłopak, który stracił wszystko, i Lucy – dziewczyna nosząca w sobie niewyobrażalny ciężar przeszłości. Ich pierwsze spotkanie na dachu, gdy Lucy pokazuje Davidowi gwiazdy za pomocą wszczepionej aparatury braindance, jest jak poetycka oda do marzeń. W świecie, w którym prawdziwe niebo niemal ginie w łunie neonów, Lucy dzieli się z Davidem swoim największym marzeniem – ucieczką na Księżyc, dosłownie poza zasięg Night City. Ta scena, subtelna i piękna, rozgrzewa serce: wśród chłodu metropolii rodzi się ciepłe uczucie. Miłość między Davidem a Lucy rozwija się nieśpiesznie w kolejnych odcinkach, stając się dla obojga bohaterów kotwicą i powodem, by trwać w tym okrutnym świecie choćby jeden dzień dłużej. Lucy uczy Davida, że warto marzyć pomimo wszystko, a David daje Lucy nadzieję, że nie musi już uciekać przed światem sama.

Im silniejsza staje się ich więź, tym bardziej emocjonalny ciężar nabiera serial. Każda chwila czułości między tą dwójką – nawet kradziona w przelocie, między jedną strzelaniną a następną ucieczką – ma ogromne znaczenie. Wiedziałem, że Night City nie zwykło pozwalać na szczęśliwe zakończenia, a jednak kibicowałem im z całego serca. Może dlatego finał ich historii uderzył mnie tak mocno. Tragiczne zakończenie miłości Davida i Lucy jest niczym bolesny cios prosto w duszę widza. David, w swej desperacji by chronić Lucy i spełnić choć jedno z jej marzeń, poświęca wszystko – także samego siebie. Ostatnie pożegnanie, gdy Lucy wreszcie dociera na upragniony Księżyc, ale w odbiciu hełmu widzi jedynie wspomnienie Davida, to scena, która wyciska łzy nawet u najtwardszych. To gorzka lekcja: w Night City marzenia kosztują krew, a miłość bywa luksusem, na który nie każdego stać. Znaczenie tej relacji dla całej opowieści jest fundamentalne – pokazuje ona ludzkie oblicze w świecie pozbawionym człowieczeństwa. To dzięki miłości David pozostaje do końca kimś więcej niż maszyną do zabijania, a Lucy odnajduje siłę, by żyć dalej pomimo cierpienia.

Night City – marzenia kontra brutalna rzeczywistość

Night City w Edgerunners nie jest jedynie tłem wydarzeń; to drapieżny, tętniący życiem organizm, który potrafi zarówno fascynować, jak i pożerać swoich mieszkańców. Serial genialnie ukazuje wpływ Night City na jednostkę – jak to miasto mieli ludzi, testuje ich granice, kusi spełnieniem najskrytszych ambicji, by w końcu ich złamać. David od początku wierzy, że “Night City go nie zmieli”, że jest wyjątkowy – ma przecież rzadką odporność na wszczepy, „coś specjalnego” we krwi, co pozwala mu przekraczać granice, które innych zaprowadziłyby w szaleństwo. To typowa młodzieńcza buta i nadzieja: mnie się uda, będę inny. Night City jednak szybko weryfikuje te ambicje. Brutalna rzeczywistość uderza, gdy jeden po drugim przyjaciele Davida padają ofiarą miasta: czy to kul, czy własnych słabości, czy zdrady. Maine – symbol siły – nie wytrzymuje presji i popada w obłęd cyberpsychozy, stając się tragiczną ofiarą uzależnienia od mocy. Kiwi, kierowana strachem i chłodnym rachunkiem, zdradza swoich towarzyszy, jakby realizując jedną z ponurych zasad przetrwania w Night City: zdradź, zanim sam zostaniesz zdradzony. Nawet David, mimo najszlachetniejszych intencji, krok po kroku zatraca siebie, montując w swoje ciało coraz więcej metalu, by sprostać wyzwaniom miasta. Night City wystawia rachunek za marzenia i za legendy – a rachunek ten płaci się krwią, ciałem i duszą.

Serial stawia boleśnie szczere pytanie o siłę marzeń w świecie bez litości. David marzył, by spełnić ambicje swojej zmarłej matki i „wspiąć się na sam szczyt” – czy to w korporacji Arasaka, czy jako legendarny edgerunner. Lucy marzyła o wyrwaniu się spod jarzma korporacji i dosłownej ucieczce na Księżyc. Oboje śnili o wolności. Night City uczy jednak, że marzenia mają swoją cenę. Kulminacyjna misja, podczas której David przywdziewa prototypowy egzoszkielet (urządzenie, które czyni go chwilowo niemal niepowstrzymanym, ale jednocześnie niszczy jego ciało i umysł), to kwintesencja konfliktu marzeń z rzeczywistością. David dosłownie dźwiga ciężar swoich ambicji – i zostaje pod nim przygnieciony. W finałowym starciu z bezwzględnym Adamem Smasherem (legendarnym cyborgiem zabójcą znanym fanom gry), David odkrywa, że zawsze był tylko pionkiem w grze wielkich korporacji. Jego bunt, choć spektakularny, kończy się tak, jak Night City lubi najbardziej: efektowną tragedią transmitowaną na setki kamer, by stać się miejską legendą na jedną noc. Marzenie Lucy się spełnia – leci na Księżyc – ale spełnia się połowicznie, bo jedyna osoba, z którą naprawdę chciała tam być, już odchodzi w niebyt. Siła marzeń kontra brutalna rzeczywistość to motyw przewodni Edgerunners: serial pokazuje, że nawet w świecie pozbawionym nadziei ludzie wciąż marzą… choć czasem te marzenia ich zgubią. Mimo to przekaz nie jest do końca nihilistyczny – gdzieś między wierszami czujemy, że gdyby nie te marzenia, bohaterowie nie mieliby po co żyć ani za co umrzeć. To właśnie one definiują ich człowieczeństwo w odczłowieczonym świecie

Dynamika ekipy i smakowite nawiązania do uniwersum

Warto pochylić się nad tym, jak świetnie ukazano dynamikę grupy edgerunnerów, która przyjmuje Davida do swojego grona. Każdy członek drużyny wnosi coś unikalnego, a razem tworzą chaotyczną, ale kochającą się rodzinę buntowników. Ich dialogi iskrzą życiem – od prześmiewczych docinków Rebeki, przez mentorski ton Maine’a, po zgryźliwe uwagi Kiwi – czuć, że ci ludzie (choć w większości młodzi) przeszli razem przez piekło i ufają sobie nawzajem na tyle, na ile pozwalają im ich szaleńcze czasy. Gdy David do nich dołącza, początkowo niepewny, szybko staje się „naszym chłopakiem” – młodszym bratem, którego trzeba podszkolić, chronić, ale i czasem skarcić. Świetnie oddano narastającą więź między nim a resztą paczki: od początkowego dystansu do momentu, gdy wszyscy mówią o Davidzie jak o swoim. W jednej z moich ulubionych scen ekipa świętuje w barze po udanej akcji – śmiechy, toasty, wspólne zdjęcia. Przez krótką chwilę zapominają, że jutro znów mogą zginąć. Ta chemia między bohaterami sprawia, że kiedy zaczynają oni wypadać z gry – ginąć czy odchodzić – czujemy prawdziwą stratę. To już nie są anonimowi najemnicy z tłumu, to nasi edgerunnerzy. Umiejętność budowania takiej grupowej dynamiki i przywiązania widza do zbiorowości postaci to wielka siła serialu.

Dla fanów szerszego uniwersum Cyberpunka twórcy przygotowali mnóstwo smaczków i odniesień do świata gry. Edgerunners dzieje się około roku przed wydarzeniami z gry Cyberpunk 2077, dzięki czemu co rusz natrafiamy na znajome elementy: lokalizacje (słynne zaułki Santo Domingo, zatłoczone megabudynki korporacyjne czy klub Afterlife migoczący gdzieś w tle), technologie i wszczepy (jak kultowy już Sandevistan, niezwykły wszczep dający przyspieszenie – w grze również możemy go używać, a historia Davida nadaje mu szczególnego, emocjonalnego znaczenia), a nawet konkretne postaci. Pojawienie się Adama Smashera w finale to ukłon w stronę graczy – czarny charakter z gry staje się tu narzędziem zagłady, co nadaje dodatkowego ciężaru zarówno serialowi, jak i samej grze (ileż to osób po seansie Edgerunners ruszyło do gry, by pomścić Davida podczas finałowej walki z Smasherem!). W serialu słyszymy też wzmianki o fixerach i korporacjach znanych z gry; widzimy Trauma Team, specjalistyczną ekipę medyczną znaną z uniwersum, która w jednej z pierwszych scen pojawia się jak anioły śmierci; obserwujemy działanie MaxTac, elitarnej policji do walki z cyberpsycholami, której oficerka w ostatnim odcinku spogląda na los Davida z cynicznym zrozumieniem (ta sama scena zyskuje dodatkowy wymiar, gdy zna się realia gry). Twórcy sprytnie wpletli także drobne połączenia z historią Night City: choćby fakt, że po wydarzeniach serialu w grze możemy znaleźć pamiątki po bohaterach (np. charakterystyczną kurtkę Davida czy broń Rebeki). Te nawiązania nie są nachalne – nie przesłaniają opowieści własnej – ale dla fanów stanowią prawdziwą gratkę, poczucie, że wszystko to dzieje się w jednym spójnym uniwersum. Dzięki temu Edgerunners to nie tylko samodzielna historia, ale i część większej układanki świata Cyberpunka.

Tragiczna droga Davida – od nadziei do zatracenia

Historia Davida Martineza to klasyczna tragedia, która rozwija się na naszych oczach od iskierki nadziei po ogień destrukcji. Na początku David budzi ogromną sympatię – to underdog, chłopak skrzywdzony przez los (utrata matki w brutalnym wypadku, wyrzucenie ze szkoły elit), ale pełen determinacji, by coś znaczyć. Jego upór i odwaga, choć nierozważne, imponują: wszczepia sobie w kręgosłup nielegalny implant, by stać się szybszym, silniejszym – by już nigdy nie być ofiarą. Kibicujemy mu, bo kto z nas nie chciałby wymierzyć sprawiedliwości światu, który nas upokorzył? David wykorzystuje swój dar (niezwykłą odporność na skutki cyberwszczepów) początkowo w szczytnym celu – by bronić siebie i pomścić tych, których kochał. Jego wejście do świata edgerunnerów jest triumfem: odnalazł miejsce, gdzie jest akceptowany, potrzebny, a nawet podziwiany. Nieustępliwość Davida staje się jednak mieczem obosiecznym. Z czasem ten sam upór, który początkowo dodawał mu uroku, zaczyna budzić irytację i niepokój. Widzimy, że David zatraca umiar – ignoruje ostrzeżenia Lucy i przyjaciół, brnie w coraz groźniejsze zlecenia, ładuje w siebie kolejne wszczepy, przekonany, że jego organizm wytrzyma wszystko. To tragiczne złudzenie „jestem wyjątkowy, mnie się uda” przypomina mitologicznego Ikara lecącego ku słońcu. Ikar Davida to legendarny status w Night City – pragnienie stania się kimś, kogo to miasto zapamięta. Niestety, im bliżej słońca leci, tym bardziej topnieją woski jego człowieczeństwa.

W końcowych odcinkach patrzyłem z rosnącym niepokojem i smutkiem, jak David – niegdyś chłopak o złotym sercu – traci siebie. Obciążony potężnym egzoszkieletem, nasz bohater zmienia się fizycznie i psychicznie: jego ciało drży od przeciążeń, umysł miewa halucynacje, a w oczach bliskich (zwłaszcza Lucy i Rebeki) widzimy strach, że to już nie ten sam „Dawidek”, którego pokochali. Jego postawa, kiedyś wzruszająca (bo chciał chronić innych za wszelką cenę), staje się irytująca i rozpaczliwa – David uparcie wierzy, że uniesie cały ciężar świata na swoich barkach, choć wszyscy wokół widzą, że to niemożliwe. W kulminacyjnym momencie, zamiast wycofać się i ocalić siebie oraz Lucy, rusza na samobójczą misję konfrontacji z Arasaką, jakby chciał udowodnić coś samemu sobie… albo po prostu nie umiał już inaczej. Ta nieustępliwość na granicy szaleństwa sprawia, że finał jest jednocześnie tragiczny i nieunikniony. Gdy David ostatecznie upada zbyt blisko słońca, czujemy gorycz, bo mieliśmy nadzieję, iż posłucha Lucy i ucieknie, porzuci to przeklęte miasto. A jednocześnie czujemy pewną ulgę, że jego cierpienie się kończy – Night City nie pozostawia żadnych szczęśliwych dróg dla takich jak on. Tragizm Davida polega na tym, że spełnił obietnicę złożoną matce i Maine’owi – został kimś znaczącym – ale zapłacił za to najwyższą cenę. Jego postawa do samego końca budzi mieszane uczucia: dumę z poświęcenia i frustrację, że nie posłuchał serca Lucy wcześniej. To świadectwo świetnie napisanej postaci tragicznej – takiej, której wybory równocześnie podziwiamy i których żałujemy.

Muzyka Night City – soundtrack, który chwyta za serce

Nie byłoby jednak tych wszystkich emocji bez znakomitego soundtracku, który unosi Edgerunners na jeszcze wyższy poziom. Warstwa muzyczna tego serialu to prawdziwa perełka, łącząca oryginalne kompozycje z doskonale dobranymi utworami różnych artystów. Już opening wbija w fotel – “This Fffire” zespołu Franz Ferdinand rozbrzmiewa w czołówce każdego odcinka, za każdym razem wywołując dreszcz ekscytacji. Ten kawałek, ze swoim buntowniczym rockowym brzmieniem i refrenem o ogniu wymykającym się spod kontroli, idealnie pasuje do ducha Edgerunnerów pędzących ku przeznaczeniu. Klimat buduje też fenomenalna ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Akirę Yamaokę (znanego m.in. z serii Silent Hill). Jego utwory tła potrafią być jednocześnie melancholijne i niepokojące, jak dystopijne kołysanki, które słyszymy w oddali Night City. Kiedy akcja nabiera tempa, muzyka Yamaoki pulsuje elektronicznym bitem, wzmagając napięcie; kiedy zaś przychodzi czas na refleksję, snuje się powoli, wwiercając w serce delikatnymi nutami syntezatorów.

Cyberpunk: Edgerunners | Opening Credits | Netflix

Serial błyszczy również wyborem piosenek, które towarzyszą kluczowym scenom, dodając im emocjonalnego ciężaru. Choć Cyberpunk: Edgerunners to japońskie anime, czuć w nim polskie akcenty – jednym z nich jest utwór “Let You Down” wykonywany przez Dawida Podsiadło. To piosenka końcowa serialu (puszczana w napisach), której słowa i melodia brzmią wręcz proroczo w kontekście losów Davida i Lucy. Gdy wybrzmiewa po finale ostatniego odcinka, trudno powstrzymać łzy – Podsiadło śpiewa o zawiedzionych obietnicach i bólu rozstania, a my patrzymy na smutny epilog historii… Ta kompozycja stała się hymnem fanów Edgerunners, łącząc polską wrażliwość muzyczną z japońską animacją w perfekcyjnej symbiozie. Równie niezapomnianym momentem jest scena, w której rozlega się “I Really Want to Stay at Your House” (utwór znany graczom z Cyberpunk 2077 w wykonaniu Rosy Walton). Piosenka ta pojawia się w serialu w najczulszych momentach między Davidem a Lucy – jej eteryczny głos i nostalgiczna melodia sprawiają, że sceny te na długo zapadają w pamięć, stając się kwintesencją słodko-gorzkiego klimatu Edgerunners.

Innym ciekawym akcentem jest obecność Rat Boya na ścieżce dźwiękowej – jego utwór (np. dynamiczne “Who’s Ready for Tomorrow”) doskonale podkreśla anarchistyczny, młodzieńczy bunt bohaterów, lecących ku jutru, które być może nie nadejdzie. Każdy kawałek muzyczny jest tu użyty z rozmysłem: Franz Ferdinand podpala lont, Rat Boy dodaje paliwa, Yamaoka steruje nastrojem, PodsiadłoWalton chwytają za serce, gdy opada pył bitewny. Dzięki muzyce Night City w Edgerunners żyje pełniej – ścieżka dźwiękowa staje się niewidzialnym bohaterem, który opowiada historię równolegle do obrazów.

Cyberpunk: Edgerunners — Ending Theme | Let You Down by Dawid Podsiadło | Netflix

Polski dubbing – Night City przemawia po polsku

Muszę podkreślić jeszcze jeden aspekt, który wyjątkowo mnie ucieszył: polski dubbing serialu. Miałem okazję obejrzeć Cyberpunk: Edgerunners zarówno w oryginalnej japońskiej wersji, jak i z dubbingiem angielskim, a także polskim – i ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu to właśnie polska wersja okazała się tą, która najbardziej do mnie trafiła. Nasz rodzimy dubbing stoi na najwyższym poziomie: dialogi zostały przekładane z wyczuciem, oddając klimat świata i slang Night City, a głosy aktorów idealnie pasują do postaci. Maciej Dybowski w roli Davida fantastycznie oddaje przemianę bohatera – od zbuntowanego nastolatka, po zdeterminowanego (i zdesperowanego) młodego mężczyznę, czuć w jego głosie zarówno iskry młodzieńczego buntu, jak i późniejsze nuty szaleństwa. Julia Łukowiak jako Lucy brzmi tajemniczo i krucho zarazem; jej cicha, czasem łamiąca się intonacja w scenach emocjonalnych mówi więcej niż niejedna kwestia dialogowa. Szymon Kuśmider użycza Maine’owi głębokiego, charyzmatycznego głosu lidera, a Zuzanna Galia jako Rebecca jest absolutnie przebojowa – jej kwestie aż kipią od bezczelności i czarnego humoru, dokładnie tak jak powinny. Reszta obsady polskiej również świetnie się spisuje (choćby Przemysław Sadowski nadający Faradayowi – naszemu antagonistycznemu fixerowi – ton gładkiej lecz złowieszczej uprzejmości).

Słuchając polskiego dubbingu czułem, że Night City naprawdę przemawia po polsku – co ma dodatkowy smaczek, biorąc pod uwagę, że oryginalna gra Cyberpunk 2077 jest dziełem polskiego studia. Lokalizacja językowa oddała nawet specyficzne żarty i kultowe powiedzonka (takie jak wszechobecne w uniwersum „Choom” – w polskiej wersji kreatywnie przełożone, by brzmiało naturalnie). Dzięki temu świat Edgerunners wydawał się bliższy, niemal namacalny. Nieczęsto zdarza się, by polski dubbing konkurował z oryginałem, a tutaj moim zdaniem go prześcignął – dodając postaciom kolorytu i autentyczności. Jeśli ktoś waha się, którą wersję obejrzeć, z pełnym przekonaniem polecam polską – to prawdziwa perełka lokalizacyjna, która udowadnia, że nasze dubbingowe studio potrafi stanąć na wysokości zadania nawet przy tak wymagającym, dynamicznym materiale.

Legenda wyryta w neonach

Cyberpunk: Edgerunners to dzieło, które oglądałem z zapartym tchem, przeżywałem całym sobą i które na długo zostanie w mojej pamięci. To więcej niż spin-off gry – to pełnokrwista opowieść o marzeniach, miłości, szaleństwie i przeznaczeniu, rozgrywająca się w jednym z najbardziej fascynujących (i przerażających) miast popkultury. Serial zachwyca rozbudowaną narracją, emocjonalną głębią i stylistycznym rozmachem. Jest pełen pasji i miłości do materiału źródłowego, a jednocześnie dostępny dla kogoś, kto o grze nigdy nie słyszał – bo w centrum stawia uniwersalne ludzkie doświadczenia owinięte w efektowny, neonowy płaszcz akcji. Dawno żaden serial anime nie wywołał we mnie tak silnych uczuć – śmiałem się z bohaterami, zachwycałem wizją świata, a finał przeżyłem jak osobistą stratę. Edgerunners pokazuje, że animacja może nie tylko dorównać najlepszym aktorskim dramatom, ale nawet je przebić intensywnością przekazu.

Na koniec nie sposób nie ocenić tej podróży inaczej niż maksymalnie. Cyberpunk: Edgerunners to moim zdaniem arcydzieło w swoim gatunku – serial kompletny, odważny, piękny i druzgocący zarazem. Bez wahania przyznaję mu 10/10. To ocena pełna serca, bo właśnie serce – obok metalowych wszczepów i neonów – bije najmocniej w tej historii. Jeśli szukacie animacji, która Was poruszy, zaskoczy i zostawi z rozmyślaniami na długo po seansie, Edgerunners jest wyborem idealnym. W świecie przyszłości, gdzie wszystko wydaje się syntetyczne i pozbawione duszy, ta opowieść przypomina, co znaczy być człowiekiem… nawet jeśli bywa to tragiczne. Echa kultury rozbrzmiewające po seansie są wyjątkowo donośne – i w moim sercu będą wybrzmiewać jeszcze przez długi czas.

Fot.: Netflix, Natalia Trzeja „heytalla”

edgerunners

Overview

Ocena
10 / 10
10

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

BŁĄD: Sorry, human verification failed.