arcane

Echa Kultury #4: Arcane, sezon 1

arcane

Na oglądanie Arcane kazałem sobie czekać wyjątkowo długo. Przyznaję – początkowo ten serial w ogóle mnie nie interesował, bo nigdy nie byłem fanem League of Legends. Gdy jednak w sieci przetoczyła się pierwsza fala zachwytów nad Arcane, poczułem… głupią zazdrość. Zazdrość, że League of Legends doczekało się znakomitego serialu animowanego, podczas gdy moja ulubiona gra online – Overwatch – tkwiła wówczas w głębokim dołku i nie mogła pochwalić się żadną własną ekranizacją. Przez lata coś jednak ciągnęło mnie do Arcane, jakieś ciche przekonanie, że może jednak warto dać mu szansę. Dopiero teraz, po czterech latach i przy okazji powrotu do Piltover w drugim sezonie (którego celowo jeszcze nie obejrzałem),, dałem się porwać do świata Vi i Jinx. I choć dziś żałuję zwłoki, mam też świeższe spojrzenie: z jednej strony zachwyt nad audiowizualnym arcydziełem, z drugiej – pewien niedosyt i przeświadczenie, że czegoś mi zabrakło. W mojej głowie kołatało się mnóstwo przemyśleń i szybko uznałem, że Echa Kultury będą idealnym miejscem na analizę z mojej strony. Arcane to serial, który zachwyca formą i elektryzuje emocjami, ale jednocześnie pozostawia niedosyt w warstwie świata i narracyjnych fundamentów. Bo prawdziwym jądrem tej opowieści nie są polityczne intrygi ani konflikt Piltover–Zaun, tylko tragedia jednej dziewczynki.

Uwaga: Poniżej znajdują się szczegóły fabuły i zakończenia – jeśli nie oglądałeś jeszcze pierwszego sezonu Arcane, czytasz dalej na własną odpowiedzialność!

Część I — Arcydzieło formą

Wizualny przełom

Już od pierwszych minut Arcane uderza oszałamiającym stylem. Studio Fortiche stworzyło animację wyglądającą jak ożywione dzieło sztuki – połączenie technik 2D i 3D dało unikalny efekt, nadając każdej scenie malarski charakter. Poszczególne kadry spokojnie mogłyby wisieć w galerii; dopracowano je w najdrobniejszych szczegółach, a dynamiczne sekwencje akcji zachwycają płynnością i ekspresją. Mimika postaci i ich ruchy są tak naturalne i pełne emocji, że chwilami zapominamy, iż oglądamy animację. Arcane ustanowiło tym samym nowy standard – kreskę i styl, które na długo zapadają w pamięć. Twórcy udowodnili, że animacja może być czymś więcej niż efektowną estetyką: stała się narzędziem do przekazywania uczuć widzowi w sposób, w jaki rzadko udaje się nawet produkcjom aktorskim.

arcane 1

Muzyka jako emocjonalny detonator

Warstwa dźwiękowa idzie w parze z wizualną, razem tworząc emocjonalną bombę. Soundtrack Arcane jest ciężki, chwilami wręcz przytłaczający – od nerwowego, mrocznego beatu Playground wprowadzającego nas do Zaun, przez depresyjny wydźwięk Goodbye, aż po hymn Enemy (mojego ukochanego) Imagine Dragons rozbrzmiewający w czołówce. Te utwory, uzupełnione melancholijnymi motywami instrumentalnymi, nie służą tylko podkręceniu akcji jak w byle blockbusterze. Tutaj muzyka prowadzi narrację i potęguje tragizm wydarzeń. Twórcy Arcane od początku traktowali muzykę jako integralną część historii – soundtrack komponowano równolegle ze scenariuszem, tak by obraz mógł reagować na dźwięk. Efekt? Utwory idealnie zgrane z montażem, budujące klimat każdej kluczowej sceny. Gdy trzeba, wpuszczają adrenalinę w żyły, a kiedy indziej zwalniają, by podkreślić intymne dramaty bohaterów. Arcane pokazuje tym samym, że muzyka może stać się urządzeniem do opowiadania historii: napędza fabułę, podnosi napięcie i rozświetla kulminacyjne momenty postaci. Co ważne – choć bywa głośna i wchodzi z mocą, ani przez chwilę nie burzy immersji, lecz wzmacnia ją. Chóralne kompozycje dodają scenom epickiego rozmachu, a mroczne ballady każą przeżywać ból razem z bohaterami. Arcane udowadnia, że odpowiednio dobrany soundtrack może stać się emocjonalnym detonatorem fabuły.

Część II — Świat, który fascynuje… ale za mało daje

Piltover i Zaun – szkic zamiast panoramy

Animowana opowieść zabiera nas do niezwykłego uniwersum – lśniącego od wynalazków Piltover i mrocznych zaułków podziemnego Zaun. Świat ten zarysowano sugestywnie: architektura Piltover czerpie z art déco i steampunku, podczas gdy Zaun tonie w neonach i toksycznej zieleni. Czuć, że za tym wszystkim stoi ogromne lore, lata historii z gry. Problem w tym, że serial pokazuje nam tę rzeczywistość tylko przez wąską szparę. Owszem, dostajemy przebłyski – wzmianki o innych krainach, technologiach czy magicznych portalach – ale dla widza spoza fandomu wiele pozostaje niedopowiedziane. Arcane nie wymaga co prawda znajomości świata Runeterry, ale z pewnością by ją ułatwiła, bo nie wszystkie kwestie wyjaśniono wprost. Dlaczego Piltover i Zaun w ogóle się podzieliły? Jak dokładnie działa Hextech, a czym jest tajemnicza magia poza kontrolą? Polityka miasta, dawne zaszłości – większość tego tła pozostaje umowna, ledwie naszkicowana. Dla fanów gier te luki wypełnia wiedza, ale przeciętny widz może czuć niedosyt informacji. Pod fasadą imponujących widoków świat przedstawiony bywa zaskakująco płytki i hermetyczny – momentami chaotyczny i trudny do ogarnięcia dla niewtajemniczonych. Trudno zbudować pełne emocjonalne osadzenie, kiedy tło wydarzeń jest tak skąpe. Serial intryguje bogactwem uniwersum, lecz każe nam wyglądać do niego jak przez dziurkę od klucza. A szkoda, bo chciałoby się szerokiej panoramy Piltover i Zaun w pełnej okazałości.

arcane 2

Część III — Bohaterowie niedopowiedziani

Postaci, które się kocha, ale trudno tak do końca rozumieć

Fabuła Arcane skupia się na kilku głównych bohaterach, jednak galeria postaci drugiego planu jest równie barwna – przynajmniej na pierwszy rzut oka. Weźmy Mel Medardę – intrygującą radną Piltover, femme fatale o niejasnych intencjach. Dostajemy o niej strzępy informacji (jest wygnaną córką noxiańskiej arystokratki, knuje politycznie, romansuje z Jayce’em), ale trudno powiedzieć, co naprawdę siedzi jej w głowie. Czemu tak bardzo zależy jej na rozwoju Hextechu? Jakie traumy czy ambicje nią kierują? Serial ujawnia to jedynie fragmentarycznie. Podobnie Viktor – naukowiec z Zaun, partner Jayce’a. Wiemy, że jest śmiertelnie chory i zdeterminowany, by ocalić własne życie i ulepszyć świat poprzez technologię. Ale jego przeszłość (poza jedną sceną z dzieciństwa) pozostaje w cieniu. Nie sposób do końca zrozumieć, co go ukształtowało jako osobę. Jayce z kolei – z początku idealistyczny wynalazca, później wchodzący w buty polityka – przez sporą część historii wydaje się reagować na wydarzenia zamiast je napędzać. Raz jest naiwnym geniuszem, raz marionetką w rękach Mel, a raz surowym obrońcą porządku; zmienia zdanie co chwila, co trochę utrudnia poczucie do niego pełnej empatii. Jego romans z Mel niby odsłania ludzką twarz bohatera, ale niewiele wnosi do faktycznego rozwinięcia jego charakteru. 

Każda z tych postaci zdaje się skrywać potencjał na oddzielną opowieść… niestety, często pozostają one tylko nakreślone, nie rozwinięte. Arcane mnoży wątki – polityczne intrygi Mel, moralne rozterki Jayce’a, desperackie eksperymenty Viktora – ale wielu z nich brakuje pogłębienia. Postacie są piękne i intrygujące, lecz czas ekranowy nie pozwala nam zajrzeć w ich dusze tak, jak by się chciało. W efekcie bardziej się nimi fascynujemy, niż naprawdę przywiązujemy do nich czy w pełni rozumiemy ich motywacje. Uważam, że bohaterom spoza ścisłego centrum brakuje należytej głębi – ich cele i konflikty narysowano ogólnikowo, przez co trudniej emocjonalnie się w nie zaangażować. Owszem, kibicujemy im, ale trochę z dystansu, nie znając do końca ich historii. Potencjał takich postaci jak Mel czy Viktor zostaje w pierwszym sezonie dopiero muśnięty. Dopiero drugi planuje ponoć to nadrobić (jak już wspomniałem, celowo nie obejrzałem jeszcze drugiego sezonu), lecz w pierwszych aktach serialu czujemy lekki niedosyt. Chcielibyśmy wiedzieć więcej o przeszłości Mel, o demonach Viktora, o tym, co ukształtowało Jayce’a poza kilkoma scenami – by móc kochać ich nie tylko za styl i charyzmę, ale i za pełnokrwiste historie.

arcane 10

Część IV — Serce, które pękło: Powder / Jinx

Powder: dziecko, które chciało tylko przynależeć

Wszystkie fajerwerki wizualne i batalie o przyszłość miasta bledną jednak wobec tragedii małej dziewczynki, która pragnie jedynie akceptacji. Powder, młodsza siostra Vi, to dziecko dorastające w cieniu starszych, silniejszych od siebie. Nie ma rodziców – jej rodziną staje się przybrany ojciec Vander i paczka przyjaciół-złodziejaszków. Powder rozpaczliwie chce udowodnić swoją wartość, by zasłużyć na pochwałę od Vi i reszty. Niestety, jest niezdarna; każda jej próba pomocy kończy się fiaskiem, co tylko pogłębia poczucie odrzucenia. Serial w mistrzowski sposób prowadzi nas przez narastający strach i samotność tej dziewczynki. Gdy Vi po jednej z akcji mówi jej, że „jeszcze nie jest gotowa” i każe zostać w domu, dla Powder brzmi to jak stwierdzenie: „jesteś bezużyteczna”. Kulminacją jest dramat z trzeciego odcinka – Powder, zdesperowana by pomóc, używa własnej bomby z kryształami Hextech. Po chwili euforii przychodzi koszmar: wybuch ratuje Vi i Vandera, ale też zabija przyjaciół Powder. Dziewczynka nie rozumie, co się stało. Widzi tylko martwe ciała i wściekłą Vi, która w rozpaczy nazywa ją “Jinx” (ang. pechowiec) i odtrąca. W jednej chwili cały świat Powder wali się w gruzy. Serial każe nam to przeżyć razem z nią – od szoku, przez poczucie winy, po kompletne załamanie. Widzimy na ekranie, jak rodzi się trauma, scena po scenie. Twórcy pokazują proces, a nie tylko rezultat: kolejne pęknięcia w psychice Powder zostały uchwycone z niezwykłą dbałością. Każdy rozpaczliwy okrzyk i drżenie dziecka to początek narodzin demona, który przejmie nad nią kontrolę. Dawno żadna animacja nie pokazała tak prawdziwie, jak niewyobrażalny ból i samotność mogą przeobrazić wrażliwe dziecko.

arcane 3

Przemiana w Jinx: choroba psychiczna jako proces

Zrozpaczona Powder trafia pod opiekę człowieka, którego wcześniej się bała – przestępcy Silco. Mijają lata. Gdy ponownie ją spotykamy, nie jest już tą samą osobą. Przybrała imię Jinx i stała się postrachem Piltover. Jednak serial nie idzie na łatwiznę, nie przedstawia jej po prostu jako “szalonej antagonistki”. Przeciwnie – Arcane bardzo wyraźnie pokazuje, że Jinx cierpi na chorobę psychiczną wywołaną traumą. Jej umysł zatrzymał się w dniu tragedii. Jinx słyszy głosy zmarłych przyjaciół, Mylo i Claggora, którzy nawiedzają ją w halucynacjach. W momentach stresu ma ataki paniki i paranoi – widzi alternatywne wersje zdarzeń, zacierają się granice między wspomnieniem a rzeczywistością. Cierpi na zaburzenie stresowe pourazowe, które z czasem przerodziło się w coś więcej: rozszczepienie jaźni, być może schizofrenię. Według twórców Jinx ma bliżej nieokreśloną chorobę psychiczną i zaburzenie pourazowe; czuje się uwięziona w świecie zniekształconym przez własne lęki, co popycha ją do irracjonalnych zachowań. Niegdyś cicha Powder teraz bywa nieprzewidywalna, skrajnie impulsywna, śmieje się i wpada w furię na przemian. Widz dostaje szansę zajrzenia do jej głowy – twórcy ilustrują to poprzez dynamiczny montaż i wstawki rysunkowe ukazujące to, co Jinx widzi podczas swoich epizodów (przerażające wizje Mylo drwiącego z niej, wyimaginowane sceny, w których wszyscy ją opuszczają). To nie jest typowy origin story złoczyńcy, gdzie trauma to jednorazowy punkt zwrotny. Arcane rozkłada proces popadania w obłęd na czynniki pierwsze – od dziecięcego poczucia winy i lęku przed odrzuceniem, przez lata pielęgnowania tych ran w izolacji, aż po pełnoobjawową psychozę. Jinx jest ofiarą – ofiarą własnego umysłu i braku właściwej pomocy. Gdyby splot wydarzeń ułożył się inaczej, być może Powder udałoby się uratować. Zamiast tego otrzymała nową “opiekę”, która dolewała oliwy do ognia…

arcane 4

Silco – toksyczna miłość jako paliwo obłędu

Wychowawcą i jedyną rodziną Jinx stał się Silco – czarny charakter tej historii, przywódca zaunowskiego podziemia. Ale i tu Arcane oferuje więcej niż prostego złoczyńcę. Silco nie jest jednowymiarowym „złym”, lecz skomplikowaną postacią, którą cechuje paradoks: szczerze kocha Jinx jak córkę, a zarazem tą miłością ją niszczy. Ich relacja to kwintesencja toksycznej zależności. Silco przygarnia rozbite dziecko i daje jej bezwarunkową akceptację – nie obchodzi go, ile osób wysadziła w powietrze, dla niego zawsze będzie “doskonała”. W jednej ze scen bierze Jinx nad skażoną rzekę Zaun i symbolicznie zachęca, by narodziła się na nowo, pozwalając „umrzeć Powder” w sobie. Od tej pory wzmacnia w niej przekonanie, że nowa tożsamość – szalona Jinx – jest jedyną właściwą. Zamiast leczyć rany podopiecznej, Silco hoduje jej demony, bo są mu na rękę. Jako ojciec jest zaborczy i manipulacyjny: izoluje Jinx od świata, okłamuje ją na temat Vi, by utrzymać jej lojalność (wciska jej, że siostra odeszła i nie kocha jej). Co gorsza, wykorzystuje jej nieobliczalność do własnych celów – Jinx staje się jego bronią, osobistym “żołnierzem śmierci” na usługach rewolucji. Silco popycha ją do przemocy, zlecając kradzieże, zamachy, zabójstwa. Takiej “opieki” potrzebowała najmniej. Mimo to serial nie sugeruje, że Silco jej nie kocha – przeciwnie, w jego pokręcony sposób Jinx stała się dla niego cenniejsza niż własne ambicje. W finale, mając wybór między wymarzoną niepodległością Zaun a życiem Jinx, Silco wybiera ją. Umierając, szepcze do niej: „Nie płacz. Jesteś… perfekcyjna”. To wzruszające, ale i tragiczne, bo ta „perfekcja” oznacza pozostanie na zawsze Jinx, a utratę Powder. Silco mógł wyciągnąć ją z otchłani traumy, ale tego nie zrobił. Stabilizował tylko jej szaleństwo na tyle, by mu służyła. Nawet w ostatnim akcie desperacji – gdy Jinx cudem unika śmierci po walce z Ekką – Silco zamiast pozwolić jej odejść, każe za wszelką cenę ją uratować, ryzykując jej zdrowiem psychicznym, byle nie stracić swojej „córki”. Jego miłość jest więc jak narkotyk: uzależnia Jinx od siebie, lecz zatruwa ją od środka. To fascynujący, złożony portret “złego opiekuna”, który czyni z Jinx potwora, jednocześnie będąc jedyną osobą, przy której czuje się bezpiecznie.

arcane 5

Vi i Jinx: dramat siostrzany większy niż konflikt miast

W centrum tego wszystkiego stoi dramat dwóch sióstr, który przyćmiewa nawet wojnę miast. Vi i Powder/Jinx – kiedyś nierozłączne, teraz rozdzielone przez los – stanowią serce całej historii Arcane. Ich konflikt to nie starcie dobra ze złem, a raczej zmaganie miłości z bólem, wspomnień z żalem, pragnienia przebaczenia z poczuciem winy. Vi przez lata żyła nadzieją, że odnajdzie i ocali swoją małą siostrzyczkę Powder. Jinx zaś przez ten czas pielęgnowała przekonanie, że “Powder” musi umrzeć, bo bycie Powder oznaczało słabość i odrzucenie. Gdy dochodzi do ich spotkania, obie targają skrajne emocje: radość przeplata się z gniewem i pretensjami. Vi wciąż widzi w Jinx zagubione dziecko i zrobi wszystko, by „wydobyć Powder na powierzchnię”. Jinx z kolei boi się, że Powder – symbol jej dawnych słabości – sprawi, że straci jedyną rodzinę, jaka jej została (Silco). Zazdrośnie więc broni swojej nowej tożsamości. To właśnie czyni ich konflikt tak przejmującym – bo nie chodzi o to, kto wygra władzę nad Piltover, ale czy dwie skrzywdzone dusze zdołają się jeszcze porozumieć. Arcane wspaniale ukazuje, jak cienka linia dzieli miłość od nienawiści między bliskimi. Każda ich konfrontacja iskrzy od emocji: Vi próbuje przemówić do serca siostry, a Jinx miota się między pragnieniem akceptacji a żądzą odwetu za lata cierpienia. Tragedia Jinx tym mocniej uderza, że dzięki perspektywie Vi widzimy, ile w niej zwykłego pecha i nieporozumienia – ile złego wydarzyło się nie z czyjejś złej woli, a z niefortunnego splotu zdarzeń. Gdyby nie przypadek, mogłyby żyć szczęśliwie.

Najbardziej rozdzierającym pytaniem, jakie stawia pierwszy sezon, jest: czy da się uratować kogoś, kto sam już siebie przekreślił? Vi wierzy, że tak – do końca wyciąga rękę do siostry. Ale Jinx, w finalnej scenie przy “teatralnym” stole, dokonuje wyboru: akceptuje, że jest Jinx, nie Powder, strzelając do Silco i wystrzeliwując pocisk w kierunku Piltover. To symboliczne samobójstwo dawnej Powder. Widz pozostaje z bolesnym dylematem: może pewnych ran nie da się cofnąć, a pewnych osób – ocalić, jeśli same nie chcą sięgnąć po ratunek. Arcane nie daje prostej odpowiedzi, ale jedno jest pewne – ten dramat sióstr porusza nas bardziej niż jakikolwiek spór o kryształy Hextech czy polityczne przepychanki rady. Relacja Vi i Jinx to emocjonalny rdzeń serialu, dzięki któremu serial zostaje z widzem na długo.

Część V — Gdzie Arcane straciło potencjał

Tempo i struktura

Przy całym zachwycie nad Arcane, warto spojrzeć krytycznie na konstrukcję opowieści. Serial podzielono na akty (pierwsze trzy odcinki tworzą wprowadzenie, kolejne – rozwinięcie konfliktu po przeskoku czasowym, ostatnie – finał), co nadało mu strukturę niemal filmową. Z jednej strony utrzymało to fabułę zwartą i dynamiczną, z drugiej – wywołało drobne zgrzyty w tempie narracji. Pierwszy akt spokojnie buduje więź z bohaterami, by z końcem trzeciego odcinka eksplodować emocjami. Drugi zwalnia, wprowadzając politykę Piltover i rozgrywki w radzie – co niektórym mogło wydać się mniej angażujące niż dramat z początku. Finał znów przyspiesza galopem, próbując domknąć wiele wątków naraz. Momentami emocje przykrywają treść: tyle się dzieje na ekranie, że trudno złapać oddech i w pełni przyswoić motywacje wszystkich stron.

Pojawiają się też drobne dziury i uproszczenia w fabule – zapewne jest to wynik ograniczeń czasowych. Czuć, że twórcy mieli do opowiedzenia epicką historię, lecz zamknięcie jej w dziewięciu odcinkach wymusiło pewne skróty. Dotyczy to zwłaszcza wątków pobocznych: np. wspomniane tło świata czy historie Mel i innych postaci – zapewne wycięto sceny rozwijające je, by utrzymać rytm głównej linii fabularnej. W efekcie Arcane pędzi czasem jak pociąg ekspresowy: widowiskowość goni widowiskowość, a widz może czuć się trochę przytłoczony teledyskową feerią scen. Nie oznacza to, że serial nudzi – przeciwnie, wciąga bez reszty – jednak pewna nierówność tempa między aktami jest zauważalna. Można odnieść wrażenie, że gdy emocje sięgają zenitu, narracja bywa podporządkowana efektownym momentom, przez co umykają niektóre subtelności fabularne. To drobny zgrzyt w dziele, które w innych aspektach wspina się na wyżyny.

arcane 6

Forma ponad fundament

Największy zarzut, jaki można postawić Arcane, to właśnie to, że forma przyćmiewa fundamenty opowieści. Serial jest wizualnym i emocjonalnym majstersztykiem – ale kiedy zedrzeć tę olśniewającą powłokę, okazuje się, że rdzeń fabuły jest dość prosty, momentami wręcz sztampowy. Historia dwóch skłóconych miast i tragicznych sióstr to opowieść, jaką już gdzieś w popkulturze słyszeliśmy. Arcane opowiada ją pięknie, ale nie zawsze pogłębia tak, jak mógłby. Widać to szczególnie w prowadzeniu pewnych wątków: wiele spraw dzieje się tu trochę obok. Polityczne intrygi Piltover? Są tłem, lecz brak im ciężaru, bo świat przedstawiony nie został wystarczająco zarysowany. Rewolucja Zaun? Pozostaje hasłem, bo poza Silco nie poznajemy prawdziwego oblicza gniewu ludzi z podmiasta. Motywacje bohaterów? Zarysowano je, lecz czasem trudno się w nie wczuć, gdy akcja gna do przodu.

Arcane bywa przez to emocjonalnie nierówne: raz wzrusza do łez, by za chwilę pozostawić nas obojętnymi na los któregoś z pobocznych herosów. Można odczuć, że historia jest tu chwilami pretekstem do widowiska, a nie odwrotnie. Twórcy co prawda kreślą relacje między bohaterami, osadzają ich w atrakcyjnym wizualnie świecie, nadają im cele i stawki – jednak jako widz nie zawsze jesteśmy w stanie w pełni to poczuć. Zabrakło oddechu, by pogłębić i wzmocnić fundament narracyjny pod tą całą feerią. To oczywiście surowa ocena – wielu fanów powie, że wszystko im się podobało. Ale jeśli szukać “straconego potencjału”, to właśnie w tym, że Arcane mogło być nie tylko arcydziełem dla oczu i serca, ale i dla intelektu. Gdyby poświęcić kilka dodatkowych scen na światotwórstwo i motywacje drugiego planu, mielibyśmy serial kompletny. A tak – pozostaje pewien niedosyt, że pod perfekcyjnie namalowaną powierzchnią kryje się historia, której brakuje ostatniego szlifu.

arcane 7

Zakończenie

Mimo tych uwag Arcane pozostaje dziełem wyjątkowym. Niewiele seriali animowanych zdobywa tak szerokie uznanie krytyków i widzów, i to nie tylko wśród graczy (pierwszy sezon z miejsca stał się światowym hitem). To, co czyni Arcane ważnym, to odwaga w połączeniu dwóch biegunów. Z jednej strony mamy spektakl – wizualną i muzyczną ucztę, która przenosi medium animacji na nowy poziom. Z drugiej strony jest serce: kameralna opowieść o traumie, psychice i więzach krwi. Arcane pokazuje, że największe tragedie nie rozgrywają się na polach bitew czy salach radnych, ale wewnątrz człowieka. To historia o tym, jak dziecko złamane przez życie może stać się swoim najgorszym koszmarem – i o tych, którzy mimo wszystko starają się je odzyskać. Jinx pozostaje z nami na długo właśnie dlatego, że symbolizuje ból i szaleństwo drzemiące gdzieś na dnie duszy. Serial zostawia nas z gorzko-słodkim uczuciem: niedosytem świata, ale pełnią emocji. Arcane jest arcydziełem oczu i serca, nawet jeśli nie świata i narracji. I choć nie opowiada niczego rewolucyjnie nowego, to robi to z taką pasją i artyzmem, że trudno przejść obok niego obojętnie i jego echa pozostają w wielu ludziach na długo. W pamięci zostają nam łzy Powder, obłędny śmiech Jinx, siostrzany szept „we’ll be okay”, a także pytanie bez łatwej odpowiedzi: czy cienką linię między bohaterem a złoczyńcą wyznacza los, czy nasze własne wybory? Arcane nie boi się tych pytań stawiać. I za to właśnie – mimo pewnych braków – należy mu się miejsce w panteonie animacji, które naprawdę mają duszę. Teraz, gdy tekst o pierwszym sezonie mam już za sobą, mogę z przyjemnością wrócić do tego świata. Jednocześnie potwierdzam, że powstanie kolejny tekst o kontynuacji. Do zobaczenia!

arcane 9

Fot.: Netflix, Natalia „heytalla” Trzeja. 

arcane

Overview

Ocena
8 / 10
8

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *