Drugi album post metalowej formacji Moanaa to kolejny twardy orzech do zgryzienia podrzucony w tym roku przez Arachnophobia Records. Z jednej strony pech tej formacji polega na tym, że funkcjonuje ona w gatunku, w którym nader trudno zaskoczyć słuchaczy innowacyjnością i świeżym spojrzeniem, z drugiej strony piękno muzyki na Passage niekonieczne daje się w pełni ukazać nawet przy pierwszych kilku odsłuchach. Stąd ta płyta u mnie się kręci w odtwarzaczu dobry miesiąc i po prostu bałem się, że zbyt szybka i pochopna jej ocena okaże się po prostu zniekształceniem moich prawdziwych odczuć dotyczących tej muzyki. Czas jest jednak najlepszym nauczycielem i dobry miesiąc po premierze mogę Passage uznać za dzieło nie tyle wybitne, co niepozostawiające słuchacza obojętnym. I co najważniejsze – Moanaa nagrała płytę na tyle dobrą, skończoną i dopieszczoną w warstwie kompozytorskiej, że ta muzyka będzie mi towarzyszyć przez lata.
Po tym nieco przydługim wstępie przejdę do szczegółów. Passage to już drugi krążek w karierze pochodzącej z Bielska-Białej formacji. Pierwszy LP Descent z 2014 charakteryzował się pomieszaniem atmosferycznego post-rockowego grania z ciężkim, smolistym, oczywiście post-metalowym, przyłożeniem. Nie ukrywam, Descent bardzo mi się spodobał i dalej podoba dzięki surowemu charakterowi, nieco czarno-białemu spojrzeniu na ostateczny kształt kompozycji. Krótko mówiąc, na łopatki mnie nie rozłożyli, ale wiedziałem, że kolejnym materiałem mogą zaskoczyć.
I zaskoczyli. Styl zespołu w ciągu dwóch lat uległ pewnej ewolucji. I tak – gdy na Descent spokojnie można było zespół wpisać do jednej ze stylistycznych szuflad, to na Passage jest to niemożliwe i z grubsza pozbawione sensu. Po pierwsze muzycy formacji fantastycznie popracowali nad aranżami; może muzyka nie wgniata tak w fotel, jak na Descent, ale kompozycje są zdecydowanie bardziej wysmakowane, intensywniejsze, a przy tym z inteligentnie rozłożonymi akcentami. Brzmienie jest nieco cieplejsze, wygładzone, przystępniejsze dla słuchacza. Przystępniejsze jednak wcale nie znaczy, że łatwiejsze w odbiorze – w muzyce Moanna liczy się oczywiście atmosfera i klimat, a na Passage dochodzą jeszcze bardzo dobre melodie. Natomiast w warstwie muzycznej dzieje się tak wiele, że początkowo, jak już wspominałem na wstępie, atuty zespołu nieco umykają. Potrzeba czasu, aby docenić w pełni wysublimowane rozwiązania aranżacyjne, jak w dwuczęściowym The Process. Niekoniecznie wszystkie elementy muszą się znaleźć na swoim miejscu podczas pierwszych kontaktów z długaśnymi, nieśpiesznymi, transowymi Terra Mater i The Shift. Nie od razu wchodzi w głowę piękny, wstrząsający Grim Encouter, który w sobie ma wspaniałe, rozkładane post-rockowe partie gitar i absolutnie genialne doom metalowe riffy w środkowej części. Wszystkie te kompozycje spina w jedną całość wokal K-vassa, który swoim głosem kapitalnie oddaje cały szereg emocji.
Passage albumem roku nie zostanie, natomiast na pewno utkwi na długo w pamięci fanów i słuchaczy. Mam wrażenie, że ta muzyka jeszcze nie raz mnie zaskoczy. Oby tylko czas z tą płytą dobrze się obszedł.
Fot.: Arachnophobia Records
Podobne wpisy:
- Rzut na glebę - Mentor - "Guts, Graves and…
- Tam i z powrotem - New Message - "Przestrzenie" [recenzja]
- Kołysanki dla Szynszyli - Herzyk - "Music For…
- 9 września premierę będzie miał najnowszy album Wilco
- Nie ma tu Boga, już dawno uciekł stąd... - Kingdom -…
- Przerwana lekcja metal core'a - Mendeed - "This War…