fabian albo świat schodzi na psy

Miłość doskonała – Dominik Graf – „Fabian albo świat schodzi na psy”

Pokazywany w trakcie ostatniego Tygodnia Kina Niemieckiego – z jednej strony stylowy, z drugiej jednak formalnie eksperymentalny melodramat Dominika Grafa zapewne przemknie przez nasze kina kompletnie niezauważony, nad czym sam, będąc zaskoczony jakością artystyczną tego obrazu, wyjątkowo ubolewam. Reżyser, choć posiadający olbrzymie doświadczenie i dorobek, do tej pory był znany przede wszystkim na lokalnym niemieckim rynku filmowym. Nie był częścią międzynarodowego obiegu festiwalowego. Pośród zarzutów kierowanych wobec niego, pada także ten, iż jest to twórca, który nie cechuje się jakimkolwiek oryginalnym językiem twórczym. Jeśli tak było do tej pory, to najnowszy projekt Grafa pod oryginalnym tytułem sugerującym być może jakiś koncept filozoficznej dykteryjki, jest prawdziwym wyłomem w jego karierze. Oczywiście trzeba mieć na względzie, że seans filmu Fabian albo świat schodzi na psy to doświadczenie dostępne tylko wyjątkowo cierpliwym, a to wynika tak z trzygodzinnego metrażu, jak i awangardowej formy, która może być dla niektórych odpychająca i męcząca. Film ten na nasze ekrany wprowadza firma Aurora Films, redakcja Głosu Kultury objęła zaś tę premierę patronatem medialnym.

Ekranowy wizerunek Republiki Weimarskiej nie jest oczywiście niczym nowym. Co więcej, kultura dokonała jego ikonograficznej petryfikacji, a to za sprawą w szczególności twórczości Rainera Wernera Fassbindera, ale też wizerunku tej epoki w dziejach Niemiec w tak głośnych tytułach, jak Jajo węża Ingmara Bergmana lub Kabaret Boba Fosse w wersji hollywodzkiej. Epizod ten pozostaje dla twórców wciąż plastycznym materiałem, aby przyoblekając określone opowieści w pewne metafory, mówić o świecie w przededniu narodzin zła. Narracja w obrazie Fabian albo świat schodzi na psy przypomina nieco metodę strumienia świadomości zastosowaną przez rzeczonego Fassbindera w serialu Berlin Alexanderplatz. Film Grafa ma w sobie coś z produkcji telewizyjnej właśnie w tym wydaniu, ale pozostaje przy tym literacki głównie za sprawą narratora z offu. Wszak jest to ekranizacja zakazane w Trzeciej Rzeszy głośnej powieści Ericha Kästnera.

Fabuła jak na bite trzy godziny jest szczątkowa. Bohaterem jest aspirujący pisarz, a zarobkowo twórca reklam prasowych, tytułowy Jakob Fabian, który wraz ze swoim dobrze sytuowanym przyjacielem Stephanem Labude wiodą życie utracjuszy, co noc oddając się alkoholowo-erotycznym eskapadom w coraz bardziej podrzędnych lokalach do czasu, gdy główny protagonista nie pozna w trakcie jednej z takich wizyt uroczej i bezczelnej barmanki, w której zakocha się bez reszty (ów moment jest zresztą w filmie sygnalizowany w zabawny sposób poprzez narratora, który odmierza czas do chwili spotkania, które na zawsze odmieni losy młodych ludzi). Tym, co jednak zdumiewa najbardziej w tym filmie, jest agresywna forma. Dynamiczny rwany montaż, kamera z ręki, kwadratowy kadr, split screen, taśma 16 mm, nieadekwatna do epoki rockowa muzyka w prologu wywoływały u mnie obawy co do tego, czy dotrwam w jednym kawałku do końca filmu. Dość szybko jednak akcja stabilizuje się, a nerwowa forma nie tylko przestaje przeszkadzać i wywoływać torsje, ale wręcz staje się immanentnym elementem opowieści, nadając intymne ramy tej, jak się okazuje, klasycznej opowieści o wielkiej miłości w czasach burzy i przełomu. Przy historycznym kontekście nie jest to jednak obraz polityczny. Polityki jest tu stosunkowo niewiele, a fabuła nie staje się kroniką narodzin faszyzmu. Tenże przejawia się w szeregu materiałów archiwalnych pokazujących nazistowskie marsze, plakatach NSDAP wyświetlanych niemal podprogowo między ujęciami czy też wreszcie w samym przejmującym finale pokazującym od skali mikro do makro stos płonących książek jako obraz symptomatyczny dla tego, co ma nadejść, ale też ulokowany w tym miejscu nienachalnie ze świadomością, że taki obrazek może być przez widzów postrzegany jako opatrzony. Zresztą same kostiumy i scenografia nie są elementami, które pozwalałaby na maksymalnie wierne odzwierciedlenie realiów epoki.

Zamysłem twórcy było stworzenie uniwersalnego obrazu młodości per se, jako stanu umysłu z jego naiwnością, radykalizmem, hedonizmem i brakiem umiaru we wszystkim. Całość przypomina w dużej mierze inny niemiecki melodramat sprzed kilku lat, tj. Obrazy bez autora, notabene z tymi samymi aktorami w rolach kochanków. Nieintencjonalnie opowieść o miłości w weimarskich Niemczech staje się komentarzem do współczesnych niestabilnych czasów, które być może są zaczynem jakiegoś nowego groźnego porządku. Tylko kochankowie przeżyją – parafrazując tytuł mistrza Jarmuscha. Fabian albo świat schodzi na psy stanie się zapewne pod koniec tego roku jedną z tych pozycji w moim prywatnym rankingu najlepszych obrazów obejrzanych w kinie, o których nic wcześniej nie wiedziałem, a które stały się odświeżającym doświadczeniem pokazującym, że język kina wciąż się rozwija.


fabian albo świat schodzi na psy

fabian albo świat schodzi na psy

Ocena
8 / 10
8

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Mielnik

Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *