pakulski

Gitarowe pejzaże – Michał Pakulski – „The Road” [recenzja]

Dawno nie słyszałem tak dobrze brzmiącej płyty gitarowego instrumentalisty. Michał Pakulski na swoim debiutanckim krążku The Road udowadnia, że można uprawiać gitarowe rzemiosło w sposób, który nie rozczaruje nawet najbardziej wybrednego słuchacza.

A ja jestem wybitnie wybredny jeśli chodzi o gitarowe popisy gitarzystów. Już chyba nie raz na łamach Głosu Kultury wspominałem, że popisy Satrianich, Vaiów, Malmsteenów niespecjalnie powodują u mnie szybszego bicie serca. Ich nagrania i całe płyty są przeważnie dla mnie nudne, przeciągnięte, momentami wydają się jedną wielką niekończącą się solówką. Owszem, szacunek do umiejętności jest, ale za nic nie jestem w stanie zanucić sobie jakąkolwiek kompozycję czy przebój wyżej wymienionych panów.

Na pewno wielu entuzjastów mistrzów gitary oskarży mnie o ignorancję i faktycznie będą mieli nieco racji, bowiem śledzenie tego nurtu sztuki rockowej skończyłem na jego największych twórcach, uznając, że pomniejsi będą mniej ciekawi, od mało ciekawych w gruncie rzeczy mistrzów. Jednak czasami trafiają do mnie płyty, przeważnie polskich gitarzystów, na których spotkamy się z wyłącznie instrumentalnymi popisami, a w nich główne skrzypce gra właśnie gitara elektryczna.

Jak zawsze w tego typu przypadkach u mnie występuje obawa – czy tego będzie dało się słuchać? Zawsze otwarcie staram się podchodzić do takiej muzyki i powiem szczerze, niejednokrotnie poległem, a i kilka razy byłem zaskoczony. Nie inaczej jest w przypadku solowego debiutu Pakulskiego. Najpierw krótki rzut oka na playlistę i czas trwania The Road – osiem kompozycji, a ich łączny czas to dwadzieścia pięć minut. Pomyślałem sobie więc, że będzie to konkretne, skondensowane granie i nie pomyliłem się.

Michał Pakulski - Pain (Official Audio)

Dodać do tego należy mnóstwo melodii przewijających się przez cały album. Czasami są one naprawdę nośne, jak The Road czy The Poles. Pakulski pokazuje się również jako wszechstronny kompozytor, ponieważ z jednej strony mamy kąśliwy, energiczny strzał w postaci Pain, z drugiej gitarzysta zabiera słuchacza w krainę łagodnych dźwięków, czego dowodem są kawałki takie jak: For The Rest of My Life Lullaby. Co więcej, Pakulski stara się swoją gitarą tworzyć konkretne opowieści, zachęcając tym samym słuchacza do zamknięcia oczu i uruchomienia swojej wyobraźni.

Te dwadzieścia pięć minut gitarowych pejzaży to jedne z najlepszych momentów instrumentalnego grania, jakie dane było mi słuchać w tym roku. Nie jestem pewny, jakby to wyglądało, gdyby Michał Pakulski poszalał i przygotował co najmniej godzinę takiego materiału. Pewnie pod koniec zacząłbym ziewać, natomiast tutaj jest wszystko jak należy – moc, energia, melodia, a także popis gitarowego kunsztu Michała, który jednak zdecydowanie gra swoje dźwięki z duszy, nie starając się komukolwiek cokolwiek udowadniać.

Fot.: cantaramusic.pl

pakulski

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *