Głos z ciemności

Głos z ciemności #1 – Overkill, Candlemass, Truchło Strzygi i inni…

Tyle płyt, a tak mało czasu na słuchanie i jeszcze mniej czasu na czytanie o nich. W sumie, komu chce się w dzisiejszych czasach czytać jeszcze recenzje płyt? Może dla własnego bezpieczeństwa pozostawię to pytanie bez odpowiedzi…

Niemniej, jak śpiewał Roman Kostrzewski, warto wiedzieć kto ssał, a kto nie ssał, dlatego ruszam z cyklicznym przeglądem metalowych nowości – z lekkim naciskiem na krajową scenę. Dzisiaj przegląd świeżynek wydanych mniej więcej do 22 lutego. Moimi faworytami ostatnich tygodni stały się m.in. nowe krążki od Overkill, Saor i epka Truchła Strzygi. Nie obyło się też bez wpadek.


Overkill – The Wings of War (Nuclear Blast)

Klasycy thrash metalu powrócili z nowym, dziewiętnastym (!) już krążkiem w swojej bogatej karierze. Wielka szkoda, że ten zespół pałętał się przez wiele lat w drugiej lidze swojego gatunku. Moim zdaniem byli i są oni bardzo niedoceniani, a zupełnie niesłusznie. Od kilku ładnych lat Overkill ma zdecydowaną zwyżkę formy, czego dowodem jest The Wings of War. Wiadomo, drugiego The Years of Decay nie ma co się spodziewać, szczególnie że zespół ogrywa dalej doskonale wypracowane przez siebie patenty, dodając niewiele nowości. Ale chyba nie o to tutaj chodzi. Nowy krążek Overkill miał zadowolić fanów – i z pewnością to uczynił. Żadnych wypełniaczy, wyłącznie wysokooktanowy metal. Doskonała forma weteranów z Nowego Jorku.

Ocena: 7/10


Candlemass – The Door to Doom (Napalm Records)

Szwedzcy pionierzy doom metalu powracają z nowym albumem i wyraźnie próbują grać na uczuciach i sentymencie swoich fanów. Zespół przygotował totalny powrót w przeszłość, mniej więcej do momentu swoich artystycznych wyżyn z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Tylko co z tego, chciałoby się powiedzieć. Niby wszystko pod względem kompozytorskim i wykonawczym jest na swoim miejscu, natomiast brakuje mi w tym wszystkim pierwotnego klimatu i polotu. Dla mnie ten album – w takiej właśnie, a nie innej stylistyce – wydaje się nagrany nieco na siłę, aby tylko zadowolić dawnych fanów. Nie czuję w tym wszystkim za bardzo szczerości. Szkoda, bo oczekiwania były większe.

Ocena: 5/10


Rotting Christ – The Heretics (Seasons of Mist)

Sakis z ekipą chyba pozazdrościli Nergalowi i koniecznie chcą awansować do metalowego mainstreamu. Można nie lubić Darskiego z ekipą, ale nie można im odmówić talentu kompozytorskiego i umiejętności tworzenia chwytliwych piosenek bez widocznej zdrady gatunkowej. Rotting Christ stara się, miota, próbuje – ale nic z tego nie wychodzi. Po przesłuchaniu The Heretics, poza utworem otwierającym, nie zostało mi nic w głowie, a wspomniany kawałek, tak jak znakomita większość z pozostałych, charakteryzuje się bałaganiarską strukturą i chaosem aranżacyjnym. Wiele się dzieje w tych kompozycjach, natomiast niewiele z tego wynika. Szkoda, bo Grecy byli kiedyś wielkim zespołem. Teraz tworzą co najwyżej przyjemną muzyczkę tła.

Ocena: 3/10


Rhapsody of Fire – The Eight Mountain (Nuclear Blast)

Nie będę ukrywał, że zdecydowałem się posłuchać najnowszego albumu Włochów, aby tylko mieć powody do „heheszków” z patatataj power/epic metalu. Z drugiej strony, należy współczuć trochę muzykom Rhapsody of Fire, bo sami wpakowali się w tę kabałę. Stylistyki nie zmienią, bo przeklną ich fanatyczni fani, więc muszą dalej rzeźbić te swoje ociekające patosem kompozycje o smokach i innych fekaliach (żeby nie napisać dosadniej). Nikogo więc nie zdziwię, jeśli napiszę, że Rhapsody of Fire na nowej płycie zjada własny ogon, absolutnie nic nie wnosząc do własnej twórczości i gatunku. Natomiast fani z pewnością będą usatysfakcjonowani – reszta niech nie podchodzi nawet z kijem.

Ocena: 2/10


The Moth Gatherer – Esoteric Oppression (Agonia Records)

Ktoś ma sentyment do Isis z okresu Panaotpicon? To niech sprawdzi najnowszą płytę szwedzkich post metalowców z The Moth Gatherer. Panowie z każdą kolejną płytą wyraźnie się rozkręcają i trzecie już dzieło formacji jest dowodem sporego talentu drzemiącego w głowach i w rękach muzyków. Oczywiście zespół nie próbuje łamać konwencji, porusza się doskonale znanymi sobie gatunkowymi wodami. Natomiast trzeba przyznać, że na trzeciej płycie Szwedzi zdecydowanie poszli w kierunku agresji potęgowanej ścianą gitar, rezygnując nieco z przestrzeni, którą charakteryzowały się poprzednie krążki. Nowy kierunek bardzo mi odpowiada. Osobiście trafia do mnie ta furia i rozpacz, którą sieją członkowie The Moth Gatherer na nowej płycie.

Ocena: 7/10


Véhémence – Par Le Sang Versé (Antiq Records)

Średniowieczny black metal? Ależ oczywiście! Nie będę ukrywał, że ten zespół jeszcze parę tygodni temu był mi kompletnie nieznanym. Ktoś wrzucił na tablicę na Facebooku link do bandcampa, odpaliłem i… wgniotło mnie w fotel. Zaskoczyło mnie nieco połączenie muzyki rodem z drugiej fali black metalu ze stylizowaną na średniowiecze ornamentyką w postaci chóralnych, rycerskich zaśpiewów albo dźwięków instrumentów dętych blaszanych, rzecz jasna. Niby nic odkrywczego, ale jednak brzmi to świeżo w wykonaniu Francuzów. Nie ukrywam, że ma to swój, podlany patosem, klimat, który zaskakująco nie szczypie w uszy. Robotę robi szczególnie gardłowy skrzek wokalisty, który cedząc słowa w swoim narodowym języku, dodaje kolejny charakterystyczny składnik muzyki Véhémence. Ale chyba największa siła tego albumu to gitary. Doskonale zaaranżowane, charakterystyczne, z misternie tkanymi riffami, wrzynającymi się w mózg. Nic, tylko nacisnąć „repeat” po ostatnim kawałku.

Ocena: 8/10


Truchło Strzygi – Nad Którymi Nie Czuwa Żaden Stróż (Godz Ov War Productions)

No cóż, nie miałem okazji recenzować ich zeszłorocznego debiutu, czyli Pora Umierać. Należy jednak podkreślić, że ekipa z Raszyna zrobiła niemałe zamieszenie na scenie swoim połączeniem brudnego, obskurnego black/speed metalu z tekstami napisanymi z hmmmm… i tutaj mamy sporo kontrowersji, bo wydaje mi się, że Truchła szydzą sobie jednak z metalowej estetyki tekstów, tworząc przy okazji nie mniej chore liryki. Ale kto ich tam, tak naprawdę wie? Album spotkał się z żywym przyjęciem, pierwszy nakład sprzedał się w pień, więc nie dziwi, że zespół przy okazji trasy z In Twilight’s Embrace wypuszcza EP z premierowym materiałem (szkoda, że nie było ich w warszawskiej Hydrozagadce). Trudno przyznać, że z nową muzyką Truchła Strzygi wymyślili coś nowego, ale chyba wprawne ucho wychwyci, że panowie okrzepli i dalej potrafią zagrać prostacką hybrydę punka i metalu, dodając do tego pewne walory melodyczne (jakkolwiek dziwnie to brzmi). Wysoką ocenę daję także za debiut, bo warto ich posłuchać, i fajnie, że panowie nie okazali się jednorazowym projektem.

Ocena: 9/10


Tankograd – Totalitarian (Godz Ov War Productions)

Totalitarny doom metal? Jeszcze jak! Chyba nie ma lepszego akompaniamentu do tekstów opisujących epizody radzieckiego komunizmu od obskurnego, ponurego doom metalu pochodzącego z najgłębszych czeluści piekieł. Wspólny projekt muzyków kojarzonych z Major Kong i Dopelord zasługuje na uwagę, nie tylko z powodu atypowej tematyki i image’u. Muzycznie panowie rzecz jasna prochu nie odkrywają, ale to, co różni ten krążek od opisywanej wyżej nowości od Candlemass, wyróżnia pasja wykonania, pomysł i cała przemyślana od A do Z otoczka. Czuć, że panowie przelali wiele potu podczas tworzenia Totalitarian i słuchacz odczuwa to na własnej skórze. Dodając do tego tematykę tekstów, przygnębiający klimat i naprawdę dobre wykonanie techniczne, to wychodzi przepis na naprawdę dobry album.

Ocena: 7/10


Saor – Forgotten Paths (Avantgarde Music)

To już czwarte dzieło Andy’ego Marshalla i należy przyznać, że artysta ten nie schodzi z pewnego – wysokiego – poziomu. Atmosferyczny black metal z folkowymi naleciałościami, który otrzymujemy na Forgotten Paths, przenosi nas w rejony szkockich gór i wrzosowisk, otulonych mgłą i… no, może już skończę z tymi pseudopoetyckimi porównaniami. Faktem jest, że nowe dzieło od Saor to po prostu świetna muzyka, pełna emocji i zadumy, bez słabych momentów, natomiast skierowana jednak do wąskiego grona odbiorców. Wszyscy ci, którzy lubią posłuchać folk/pagan black metalu, będą zadowoleni z obcowania z Forgotten Paths. Natomiast tym, którzy chcą zacząć przygodę z tym odłamem czarnego metalu, nadarzyła się w sumie niezła ku temu okazja. Jakość produkcji i przystępność kompozycji może zaskoczyć niejednego true metalowca i powodować oskarżenia o zdrady ideałów, bo Forgotten Paths po prostu dobrze wchodzi, zapętla się i nie chce zejść z playlisty. Bardzo udany krążek.

Ocena: 8,5/10


Despised Cruelty – Łez Padół (Mara Productions)

Łódzka załoga Despised Cruelty bez większych zapowiedzi i hałasu wydała w lutym debiutancki album Łez Padół (tytuł niestety trąci myszką). W sumie tak powinny wyglądać debiuty na black metalowej scenie. Wypuszczamy wcześniej EP/demo, a potem pełny materiał i czekamy na odbiór wśród maniacs. Bez wykresów kołowych i innego syfu. Z drugiej strony, muzycy zapewne są świadomi, że nie nagrali wyrywającego z butów materiału. Inspirując się mocno Skandynawią z lat dziewięćdziesiątych, Despised Cruelty proponują trzydzieści siedem minut solidnego, poprawnego black metalu z częstymi zmianami tempa i niebanalnymi riffami. Rzecz jasna bywają mielizny, czasami wydaje się, że kawałki zmierzają donikąd, a samo brzmienie wydaje się zbyt suche, jak na współczesne standardy. Ale hej, to są debiutanci, więc mają prawo do błędów… albo po prostu szukają własnej drogi. Ja będę im kibicował dalej.

Ocena: 5,5/10

Fot.: Godz ov War, Nuclear Blast, Agonia Records, Mara Productions, Avantgarde Music, Napalm Records, Antiq Records, Seasons of Mist.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *