therion

Głos z ciemności #3 – Therion, Accept, Tribulation, Dread Sovereign

Pandemia szaleje, koncerty są masowo odwoływane lub przekładane na nieokreśloną przyszłość. Ogólnie perspektywy są dosyć nieciekawe na najbliższe miesiące. Na szczęście artyści nie przestali tworzyć, odwiedzali studia nagraniowe, dzięki czemu regularnie pojawią się interesujące nas premiery, także te w świecie muzyki metalowej. Niniejszym wracamy do cyklu Głos z ciemności, z krótkimi notkami o nowych płytach Therion, Accept, Tribulation i Dread Sovereign.

Therion – Leviathan (Nuclear Blast)

Therion w końcu nagrał coś słuchalnego od czasów albumu Gothic Kabbalah, który swoją premierę miał aż 13 lat temu. Potem nadeszła Sitra Ahra (2010), która przypominała karykaturę Therion. Zbiór coverów francuskich klasyków popu Les fleurs du mal (2012) traktuję w dyskografii Szwedów jako zbędną ciekawostkę, a potężną, lekko ponad trzygodzinną metalową operę Beloved Antichrist (2018) uważam za najgłupsze i bezsensowne wydawnictwo w dziejach muzyki metalowej. Tylko za pierwszym razem dosłuchałem ją do końca. Nie robiłem więc sobie żadnych nadziei, nastawiając w odtwarzaczu nowe dzieło Therion – Leviathan. No i się zaskoczyłem. Płyta w porównaniu do poprzedniczki wydaje się wręcz banalna. Krótkie, przebojowe utwory (doskonały Tuonela gościnnym udziałem Marko Hietalli z Nightwish), niepozbawione są charakterystycznego dla ekipy Christofera Johnssona stylu. Czyli mamy chwytliwe riffy, orkiestracje, chór i damskie, operowe głosy. Niejednokrotnie, jak to bywało w przeszłości, mamy istny aranżacyjny bałagan. Ale hej! Słucha się tego świetnie i na to czekałem od Gothic Kabbalah. A Leviathan to początek płytowej trylogii, kolejna część ma być już w przyszłym roku.

Ocena: 7/10


Tribulation – Where The Gloom Becomes Sound (Century Media)

Jeszcze kilka lat temu uważałem Tribulation za zdecydowanie najlepszy metalowy band ostatnich lat. Pierwsze trzy LP: The Horror (2009), The Formulas of Death (2013) i The Children of the Night (2015) są dla mnie absolutnym topem metalowej sztuki XXI wieku. Aż trzy lata temu ujawnił się światu ich kolejny krążek – Down Below. I czar prysł. Moim zdaniem, pomimo doskonałej produkcji, to bardzo nijaka płyta przy wcześniejszych. Bałem się, że to początek równi pochyłej w karierze Szwedów. Nic z tego, nowe dzieło Tribulation Where The Gloom Becomes Sound z jednej strony jest bowiem kolejnym krokiem w rozwoju zespołu, z drugiej strony zbiera na jednej płycie najlepsze patenty i pomysły z pierwszych trzech LP z naciskiem na The Children of the Death. Mamy więc gotycką atmosferę, przeplataną z bezczelnie przebojowymi wręcz melodiami, które nie są oczywiste, gdy słyszymy charakterystyczny wokal Johannesa Anderssona. Co się zmienia? Tribulation na nowej płycie wpuszcza więcej powietrza, przestrzeni, oddechu w kompozycje, nadając im nieco kolorytu spod znaku mistrzów gotyckiego rocka – Fields of the Nephilim. Niektórzy zapewne będą narzekać, że Tribulation wygładzając swoje kompozycje oraz podkreślając przy okazji aspekt ich melodyjności, niebezpiecznie zbliża się do metalowego mainstreamu. Pytanie tylko, czym jest metalowy mainstream?

Ocena: 8/10


Accept –  Too Mean To Die (Nuclear Blast)

Accept po reaktywacji w 2010 roku (niestety nie z Udo Dirkschneiderem na wokalu) wydaje regularnie nowe płyty, niejednokrotnie naprawdę dobrej jakości, jak Blood of the Nations z 2010 roku. W tym roku Niemcy wydali już piąty z kolei album od momentu powrotu na scenę. I chyba najsłabszy. Accept zaczyna zjadać swój własny ogon. W sumie nie od dzisiaj, nigdy bowiem nie byli specjalnie odkrywczy w swoim uprawianiu klasycznego heavy metalu. Accept nie silił się, szczególnie po reaktywacji, na stylistyczne wolty tudzież próby ucieczek z pewnej szufladki. Fani by tego nie wybaczyli, a krytycy niekoniecznie muszą docenić zmiany. Na Too Mean To Die dobitnie czuć zmęczenie materiału. Accept anno domini 2021 brzmi topornie i wyjątkowo kwadratowo. Oczywiście dalej jest to szybki, klasyczny heavy metal, ale w tym wszystkim brakuje mi energii, polotu, nośności. Niestety, mam wrażenie, że forma wokalisty, Marka Tornillo, poszła mocno w dół, ciągnąc za sobą cały zespół, który momentami zdaje się grać jak za karę. Accept odcina wyraźnie kupony od dawnej wielkiej przeszłości. Szkoda.

Ocena: 4/10


Dread Sovereign – Alchemical Warfare (Metal Blade)

Zdecydowanie moja ulubioną kapelą ostatnich lat z szufladki doom metal jest Dead Sovereign. Irlandczycy wydali już trzeci album, zatytułowany Alchemical Warfare i znowu nie schodzą poniżej poprzeczki, którą narzucili sobie sami znakomitym debiutem All Hell’s Martyrs z 2014 roku. Nie ma w tym krzty przypadku, bo trzeba podkreślić, że Dead Sovereign tworzą doświadczeni twórcy na czele z Alanem Averillem znany bardziej jako Nemtheanga (Primordial). Muzycy pochodzący z Zielonej Wyspy proponują słuchaczom brudny, ciężki, pełny diabła i siarki doom spod znaku Candlemass na sterydach. Ale na płycie nie tylko uświadczymy walcowatego tempa, zespół bowiem przyspiesza, momentami przypominając najlepsze czasy nurtu New Wave of British Heavy Metal na czele z wielce niedocenianym bandem Holocaust i płytą The Nightcomers. Pobrzmiewają też echa amerykańskich doom/heavy metalowców z Cirith Ungol. Dread Sovereign nie zamierzają wyłącznie taplać się w dźwiękowym błocku i potrafią zaskoczyć swoistą przebojowością, jak w The Great Beast We Serve (uwielbiam te ich tytuły piosenek!). Bywa też szybko i bezlitośnie w stylu wczesnego Venom w postaci coveru Bathory – You Don’t Move Me (I Don’t Give a Fuck). Najważniejsze, że te wszystkie inspiracje łączą się w konkretną całość, materiał jest spójny, zaskakująco różnorodny i po prostu ciekawy pomimo ciężaru gatunkowego. A to, w przypadku wielu doom metalowych bandów, nie jest oczywistością.

dead sovereign

Ocena: 8/10

Fot.: Nuclear Blast/Century Media/Metal Blade Records

therion

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *