godzina oczyszczenia

Więźniowie internetu – Damien LeVeck – „Godzina oczyszczenia” [4. Fest Makabra – recenzja]

Lubię, gdy filmowcy starają się w swoich dziełach przekazać widzom coś więcej. Nie zawsze się ta trudna sztuka udaje, czasem wychodzą z takich praktyk strasznie pokraczne twory, ale na szczęście zdarza się i tak, że w segmencie czysto nastawionym na rozrywkę udaje się przemycić całkiem obszerny materiał do analizy. Ten rzadki efekt osiągnął Damien LeVeck w swoim filmie Godzina oczyszczenia, w którym poza lekko ironicznym horrorem znalazło się miejsce dla satyry społecznej. Film wchodzi w skład tegorocznej, 4. edycji festiwalu Fest Makabra. 

Przyjaciele od dzieciństwa – Max i Drew – zostali wychowani w duchu poszanowania dla wiary i kościoła katolickiego. Młodzieńcze lata spędzili w szkole katolickiej i pod czujnym oraz surowym okiem pewnej zakonnicy przekonali się, że zło czai się czasem w miejscach, w których powinno być tylko dobro. Dlatego w dorosłym życiu obaj dochodzą do wniosku, że mogą wykorzystać doświadczenia z dzieciństwa i zarobić na temacie niezwykle nośnym od zarania dziejów, czyli na religii właśnie.

W tym celu powołali do życia postać Ojca Maxa, który jest nieustraszonym łowcą demonów i wypędza nieczyste moce z biednych, poszkodowanych ludzkich duszyczek za sprawą egzorcyzmów i w pełnym arsenale kapłańskim do tych praktyk przygotowanym. Internetowy program Godzina oczyszczenia (w którym w ciągu godzinnej relacji na żywo przystojny Ojciec Max dokonuje kolejnych spektakularnych egzorcyzmów) rozkręca się powoli, ale zaczyna przynosić zyski oraz widownię sięgającą około pół miliona. Drew i Max są względnie zadowoleni ze współpracy: interes się kręci, sprzedaż szajsu z Chin idzie całkiem nieźle, a materiałów na kolejne programy mają tyle, ile demonów ma w swoich szeregach sam Szatan. Problemy wypływają na powierzchnię, gdy kolejne nagranie udawanych egzorcyzmów przerywa pojawienie się prawdziwego demona…

Damien LeVeck garściami czerpie ze wszystkich motywów charakterystycznych dla grozy omawiającej temat opętania. Piękna dziewczyna opętana przez demona? Jest. Czytanie fragmentów świętych ksiąg w celu wypędzenia siły nieczystej? Jest. Ksiądz zmagający się z wewnętrznymi problemami? Jest. Potężna moc nie z tej ziemi, która wykorzystuje człowieka do swoich celów? Jest. I pewnie byłby to z mojej strony zarzut, gdyby nie fakt, że od samego początku twórca pokazuje, że podchodzi do tematu z dystansem, dużą dawką ironii, celowo przerysowując pewne zabiegi oraz uwypuklając niektóre rekwizyty. LeVeck bawi się konwencją, przeplata żart z grozą, żongluje punktem ciężkości i przy tym zręcznie komentuje istotne w XXI wieku sprawy.

Jak wspomniałem na początku – lubię, gdy twórcy przemycają w swoich rozrywkowych dziełach coś więcej. Godzina oczyszczenia nie jest tylko prostą opowiastką o opętaniu i udawanych egzorcyzmach, które wymknęły się spod kontroli. To także opowieść o niewyleczonych traumach z dzieciństwa, które prześladują nas codziennie, nawet gdy staramy się skryć je głęboko w swojej świadomości. LeVeck porusza także problem wszechobecnego zakłamania między ludźmi, zwłaszcza tymi pozornie najbliższymi. Jednak w największym stopniu to rzecz o naszym uzależnieniu od internetu i mediów społecznościowych. Często udajemy, kreując fikcyjny obraz samych siebie przed anonimami z sieci. Jesteśmy w stanie zrobić zbyt dużo dla lajków, serduszek, zwiększających się słupków oglądalności i ilości obserwujących, a smartfon jest do nas mentalnie przyspawany.

Warto zwrócić uwagę na to, że film ten zalicza się do grona niskobudżetowców, jednak jak na dzieło o ograniczonych funduszach udało się w nim zebrać całkiem sensowną ekipę, w skład której wchodzi najbardziej znany z całej obsady Kyle Gallner (Snajper, Udręczeni, Outsiders) i pod kątem aktorstwa absolutnie nie można się do czegokolwiek przyczepić – czuć zresztą, że aktorzy musieli się świetnie bawić na planie. Podobnie dobrze wypada całość, jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie efekty – zarówno te komputerowe, jak i te praktyczne wyszły mniej (CGI) więcej (praktyczne) udanie! Finałowe użycie komputerowych efektów wypadło nieco groteskowo, ale prawda też jest taka, że efekt wpisuje się w konwencję filmu, dlatego nie uznaję tego za wadę. Na pewno wpływ na pozytywny odbiór miało także odpowiednie oświetlenie i sprawny montaż oraz pasująca do całości muzyka. Byłem zresztą zaskoczony ilością rekwizytów na tym „udawanym” planie, na którym rozgrywała się znaczna część produkcji.

Godzina oczyszczenia to film, który wygrywa tym, że ogląda się go nad wyraz przyjemnie. Półtorej godziny ucieka nie wiadomo kiedy, a finałowy twist sprytnie odwraca konwencję znaczenia „happy endu”. Jeśli lubicie straszaki z przymrużeniem oka, w których zaśmiejecie się wiele razy, ale dla odmiany będzie to zamierzeniem twórców – jest to film dla Was.

Fot.: Fest Makabra / Kino Świat 

godzina oczyszczenia

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *