Kiedy zdarza się przemoc lubię patrzeć

Groteska à la Gombrowicz – Kuba Wojtaszczyk – „Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć” [recenzja]

Kuba Wojtaszczyk – pisarz, absolwent gender studies, kulturoznawca. Poznaliśmy go dwa lata temu za sprawą jego debiutu, Portretu trumiennego, który tygodnik „Newsweek” uznał za obiecujący. Teraz powraca z nową książką o kontrowersyjnym tytule: Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć. Tym razem autor mierzy się z bardzo aktualnym tematem, jakim jest brak perspektyw dla młodych, wykształconych ludzi na rynku pracy. Wszechobecne umowy o dzieło i zlecenia, czyli w skrócie śmieciówki, nikłe szanse na stałe zatrudnienie i niepewność obecnego – czyli rzeczywistość dobrze nam znana w każdym mieście. Co można z tym zrobić? Może tak jak bohaterowie książki, trzeba walczyć o swoje prawa? Czy jednak każda walka o zmianę na lepsze musi być aż tak krwawa? Czy  manifest zawarty w książce można uznać za głoś dzisiejszych dwudziesto- i trzydziestolatków? Oceńcie sami.

A wszystko zaczęło się od makabrycznego odkrycia poznańskiej policji. W piwnicy jednej z kamienic znaleziono czterdzieści trzy trumienki z martwymi chomikami. Wieść ta dzięki mediom szybko obiega całe miasto. Wobec zaistniałego incydentu wypowiada się nawet profesor Uniwersytetu Artystycznego, do którego uczęszczał Radomir W., sprawca całego zamieszania. Co na to on sam? Chciałem zaistnieć w świecie sztuki i na rynku pracy. Jak można to zrobić, zapytacie. Otóż trzeba wykazać się kreatywnością i innowacyjnością (…) Wybić się ponad masą, było moim celem, a będąc aktywnym aktywizatorem Greenpeace’u,  miałem dostęp do chomików różnej maści – tłumaczy oskarżony. Cóż to wszystko jest makabryczne, ale w swoim zaangażowaniu też prawdziwe.

Ta instalacja artystyczna, o której dowiadujemy się na samym początku Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć staje się punktem zapalnym dla innych inicjatyw. Zderzenie marzeń i oczekiwań z szarą codziennością rodzi frustrację. Tu każdy poznaniok zaczyna walczyć o swoje prawa i wolność. Jednak bohaterowie miotają się i odnosi się wrażenie, że nie do końca wiedzą co jest dla nich ważne. Jedno jest pewne – przyszłość studentów (których naukę i życie opłacają rodzice), doktorantów, humanistów i artystów nie zapowiada się na świetlaną. Mimo że chcą wkroczyć w dorosłe, zawodowe życie, to kapitalizm niewiele ma im do zaoferowania…

W kolejnych rozdziałach powieści Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć poznajemy Witolda Szpaka (zbieżność nazwisk z naszym reprezentantem na konkurs eurowizyjny chyba przypadkowa). Ten gardzi swoją przybraną rodziną. Od małego czuje, że jest stworzony do wyższych celów, a nie do chodzenia po obejściu i wołania cip cip. Uważa się za zubożałego lorda, którego w zbożu porzuciła brytyjska rodzina królewska z księżną Dianą na czele. Gdy budżet przestał pozwalać mu na opłacenie trzypokojowego mieszkania, powziął pomysł, by wynająć swoje bogate, arystokratyczne pokoje. Jeden z nich odstąpił Adamowi – homoseksualnemu właścicielowi kwiaciarni Angielska Róża i jego chłopakowi Evanowi, posiadającemu korzenie brytyjskie rzeźbiarzowi, który cały czas czeka na sławę i chwałę. Drugi pokój powierzył Weronice – doktorantce polonistyki. Do pewnego momentu cała czwórka spotykała się jedynie w okolicy łazienki, kuchni i przedpokoju. Los jednak sprawił, że z tych domowych pieleszy przenieśli się do miasta, gdzie ich drogi skrzyżowały się już w zupełnie innych okolicznościach. Wszystkich bohaterów poznajemy bowiem w przededniu katastrofy, której już nie da się zatrzymać. Witold nie może odnaleźć się w codzienności. Nie wychodzi z domu, wyobraża sobie i zwraca się do wyimaginowanej służby. Kryzys dopadł też, wydawałoby się zgodny, związek Adama i Evana. A Weronika denerwuje się na promotorkę, która nie traktuje jej poważnie. Co z tego wszystkiego wyniknie? Przeczytajcie, bo ja nie zdradzę  już nic więcej.

Tym, co z pewnością wyróżnia Kubę Wojtaszczyka, jest specyficzny i oryginalny styl prowadzenia narracji. Bezsprzecznie należy zaliczyć ją do współczesnej prozy. Mimo że autor dotyka spraw ważnych społecznie, nie boi się wprowadzić dozę humoru i groteski. Wprawny czytelnik bez trudu odnajdzie tu ślad absurdów Mrożka czy Gombrowicza. W powieści Kiedy zdarza się przemoc, lubię patrzeć realizm miesza się z absurdem i czarnym humorem w mistrzowski sposób. Mało kto potrafi tak bawić się słowem, jego metaforami i konwencjami literackimi. Nasuwa się pytanie, czy tak może wyglądać każde duże polskie miasto? Czy humaniści ruszą na barykady z miejskimi aktywistami? Czy w ogóle taka mieszkanka wybuchowa może mieć miejsce?

Fot.: MUZA

Kiedy zdarza się przemoc lubię patrzeć

Write a Review

Opublikowane przez

Magdalena Kurek

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Gdańskim. Zgodnie z sentencją Verba volant, scripta manent (słowa ulatują, pismo zostaje) pracuje nad rozprawą doktorską poświęconą interpretacji muzyki w prasie lat ’70 i ‘80. Jej zainteresowania obejmują literaturę i sztukę, ale główna pasja związana jest z tempem 33 obrotów na minutę (mowa oczywiście o muzyce płynącej z płyt winylowych).

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *