O co ten krzyk? – Wiele autorek – „Harda Horda” [recenzja]

Harda Horda to zupełnie nowa antologia opowiadań polskich autorek, kobiet, które – jak same twierdzą – chcą przekroczyć pewne granice. Dwanaście pisarek równa się dwanaście mniej i bardziej znanych nazwisk. Biorąc do ręki imponujących rozmiarów książkę, nie można być wolnym od snucia pewnych wyobrażeń, typowania opowiadań, które “na pewno!”skradną nasze serce. Ja sama zasiadając do czytania, nie mogłam doczekać się, aż trafię na opowiadania swoich faworytek. I co z tego wyszło? Czy Harda Horda to rzeczywiście pewnik, który zabierze nas w niesamowitą podróż po nieodkrytych lądach grozy i fantastyki? Czy ta antologia słusznie nazywana jest… zjawiskową?

Na wstępie muszę przyznać, że strona wizualna książki robi wrażenie. Piękna okładka, a także ilustracje, które możemy znaleźć w środku, są czymś nadzwyczajnym. Gdy wzięłam do rąk to dzieło, zaczęłam od podziwiania rysunków znajdujących się w środku i myślałam, że chyba faktycznie będzie to przełom, niepowtarzalne zjawisko. Budowały one swego rodzaju tajemniczość, wzbudzały ciekawość, majstrowały przy moim umyśle, zachęcając do otwarcia i po prostu przeczytania.

W środku znajdziemy dwanaście opowiadań. Jest tu fantastyka, jest groza. Każda z historii jest inna, odrębna, przekazująca – czy w zamyśle mająca przekazać – różnego rodzaju emocje, uczucia. Czy w każdej z nich było to obiecane przekraczanie granic? Dla mnie, niestety, nie. Choć antologia liczy sobie prawie 400 stron, odczuwam nieznośny niedosyt. Rozczarowałam się, oczekując czegoś … wow. Chciałam faktycznego pokonywania wyznaczonej linii. Historii, które by mnie poruszyły, wbiły w fotel i zostawiły z rozdziawionymi ustami. Czyż nie tego oczekuje się od dobrego opowiadania?

Na szczęście Harda Horda kryje w sobie kilka perełek. Jedną z nich jest opowiadanie, które otwiera całą antologię. Jawor Marty Kisiel to króciutka historia, naszpikowana lękiem i duszną atmosferą. Autorka porwała mnie w swój świat już od pierwszej strony i to jedno z tych opowiadań, których chce się więcej! Ubolewam, że było tak krótkie. Miało potencjał na dłuższą opowieść, która przestraszyłaby niejednego fana horrorów. Może kiedyś?

Chyba nikogo nie zdziwię, jeśli napiszę, że kolejnym opowiadaniem, które zasługuje na przeczytanie, jest dzieło Ewy Białołęckiej. Tylko nie w głowę to opowieść o końcu świata, pełna humoru i trafnych spostrzeżeń. Nieźle się bawiłam, obserwując wraz z bohaterką zielone, gnijące zombie, które choć niebezpieczne – chciało się przytulić! Styl pani Białołęckiej jest lekki, zachęcający, taki, który czyta się z wielką przyjemnością. Stworzona przez nią historia pokazuje, że można mówić o grozie w zabawny, żartobliwy sposób.

Przyszła pora na jedno z dwóch opowiadań, które uważam za najlepsze z całej książki. Dokąd odeszły cienie Magdaleny Kubasiewicz to historia, która skradła moje serce. Opowiada o chłopaku wykonującym zawód nekromanty, któremu towarzyszy zmarła dziewczyna. Akcja rozgrywa się w nawiedzonej posiadłości, a bohaterowie muszą odkryć, dlaczego duchy nie mogą odejść. Dlaczego wciąż tańczą i tańczą, bez końca? Groza, którą tutaj znajdziemy, przeplata się z lekkim, humorystycznym stylem, robiąc z opowiadania pozycję ciekawą, wciągającą, niebanalną. Co więcej, Dokąd odeszły cienie jest pierwszym z cyklu opowiadań o słynnym nekromancie i jego przyjaciółce. Tak więc możemy wrócić w każdej chwili do tej intrygującej dwójki, chłonąc ich dalsze przygody. Jak dla mnie super. Z przyjemnością jeszcze spotkam się z Noah i Lilijas.

Najbardziej jednak poruszyło mnie opowiadanie Bezduch Martyny Raduchowskiej. O ile poprzednie historie były w większości humorystyczne, tak tutaj można się wzruszyć. Jest to jedna z dłuższych historii z antologii i muszę stwierdzić, że bardzo mnie zaskoczyła. Odnajdziemy w niej dawkę grozy, niebanalnej magii i tragiczne następstwo wydarzeń. Martyna Raduchowska potrafi oczarować czytelnika, wzbudzić w nim niepohamowaną ciekawość i niecodzienne dylematy. Czytając jej historię, zastanawiałam się, co ja bym zrobiła na miejscu bohatera? Wszystko tutaj zasługuje na uznanie. Zarówno styl, jak i sam pomysł. Dobra robota.

Ostatnią z historii, którą uważam za udaną jest Zielona Zemsta Anety Jadowskiej. To również opowiadanie przesycone humorem i magią, która wpasowuje się w codzienność bohaterów tak naturalnie i swobodnie. Historia jest lekka i niezobowiązująca, ale przyjemna. Można się przy niej zrelaksować i szeroko uśmiechnąć. Sympatyczni bohaterowie umilają lekturę, a na końcu dowiadujemy się, że o rodzinie Koźlaków możemy także przeczytać w innej antologii – Dynia i Jemioła.

Reszta historii niestety mnie nie poruszyła. Były poprawne, a kilka z nich wypadło naprawdę słabo. Uważam, że pięć dobrych historii na dwanaście to… marny wynik. Nie kwestionuję talentu autorek, bo ten na pewno jest wielki. Odniosłam jednak wrażenie, że pewne historie nie do końca oddawały klimat antologii. Może nie każdy stworzony jest do tworzenia fantastyki czy grozy? Jeśli chodzi o tę drugą ważne jest budowanie napięcia i poruszanie niektórych strun w człowieku, które drgają pod wpływem adrenaliny i silnych emocji. I to właśnie tych emocji – potężnych i obezwładniających – mi zabrakło. A przecież przekraczanie granic powinno być nabuzowane uczuciami i tą niepowtarzalną emocjonalnością.

Nie sądzę, że będę pamiętała o tej antologii po upływie kilku miesięcy. Na pewno nie będę wspominała jej jako zjawiskową czy nadzwyczajną. Choć Bezduch zostanie we mnie jeszcze przez długi, długi czas to jednak smak rozczarowania jest zbyt gorzki, by móc osłodzić go pięcioma perełkami. A mogło być tak pięknie.

Fot.: Wydawnictwo SQN

Write a Review

Opublikowane przez

Natalia Chrobok

Wszystkie niewypowiedziane słowa.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *