Hashima

Wyspa śmierci – Seung-wan Ryoo – „Hashima” [recenzja]

Zapewne znowu się powtarzam, ale nie mogę tego nie podkreślić – Mayfly kolejny już raz (wcześniej za sprawą Człowieka bez pamięci oraz Siedmiu lat jednej nocy) proponuje nam kino koreańskie i z każdym filmem mam o takim pomyśle coraz lepsze zdanie! Tym razem polski dystrybutor otwiera przed nami możliwość obejrzenia największej superprodukcji w historii tego kraju – wojennego, epickiego dzieła, jakim jest Hashima. Reżyser Seung-wan Ryoo (znany w Polsce za sprawą filmu Miasto przemocy) postawił na uniwersalność przekazu, może nawet w niektórych momentach za bardzo kłania się zachodniemu widzowi, ale czyni to w zrozumiałym celu – chce, żeby efekt jego pracy trafił do możliwie najszerszego grona odbiorców. I ja takie zabiegi doceniam, tym bardziej gdy w ślad za tym idą emocje, które udzielają się w trakcie seansu. Tym mocniej cieszy fakt, że Głos Kultury objął produkcję patronatem medialnym.

Rok 1945, końcówka II wojny światowej. Koreański muzyk, jego córka i reszta ich zespołu próbują jakoś sobie radzić w okupowanej przez Japonię Korei. Wykorzystując znajomości i dryg do interesów, Kang-ok Lee organizuje sobie, córce i całemu zespołowi prom do Japonii oraz przepustkę, dzięki którym będą mogli w spokoju wieść dość przyzwoite życie. Niestety po zadokowaniu w Japonii okazuje się, że Kang-ok Lee nie będzie mógł spełnić swoich planów. Siłą zostaje wepchnięty na prom pracowniczy dla pracowników z wyspy Hashima, na której spółka Mitsubishi wydobywa na chwałę Cesarstwa węgiel z podmorskich złóż.

Niestety w tamtych czasach wyspa Hashima była jednym wielkim obozem pracy, w którym siłą i wbrew woli znajdujących się tam ludzi przetrzymywano zarówno więźniów politycznych, jak i zwykłych obywateli państw znajdujących się pod japońską okupacją. Dlatego po przybyciu na miejsce, bohaterów spotykają przykre sytuacje – kobiety zostają przydzielone do domu uciech (po uprzednim przymusowym badaniu ginekologicznym), natomiast mężczyźni do pracy w kopalni. Przestaje mieć znaczenie, kim się było przed przypłynięciem na Hashimę.

Film porusza trudną, ale zawsze uniwersalną tematykę trudności losu, który jedni ludzie zgotowali drugim, nieludzkiego oblicza wojny, bezduszności układów na wysokich szczeblach, przez które cierpią szarzy obywatele, wyzysku, ale również ludzkiego dobra, odwagi w obliczu zagrożenia i umiejętności zjednoczenia w trakcie kryzysu. W tym miejscu warto zaznaczyć, że wykreowane w Hashimie wydarzenia są fikcją, co przyznają sami twórcy, informując, że czerpali tylko inspirację z historii wyspy.

Zbiorowy bohater filmu Hashima to po prostu nieludzko traktowani Koreańczycy, którzy w końcu postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce, co ostatecznie przeistacza produkcję z więziennego dramatu w rasowe kino wojenne z zapierającymi dech, perfekcyjnie nakręconymi scenami batalistycznymi. Oczywiście na pierwszy plan tego spektaklu wysuwają się zarówno wspomniany wcześniej muzyk Kang-ok Lee, jego urocza córka So-hee, wymęczona przez życie kurtyzana Mal-nyeon, powszechnie znany gangster Chil-seong Choi, pewien mentalny przywódca Koreańskiego Podziemia czy pracujący dla Stanów Zjednoczonych szpieg, który ma go uwolnić z wyspy. W dalszym ciągu są to jednak zaledwie trybiki w machinie, jaką okażą się finalnie wszyscy udręczeni Koreańczycy zamieszkujący Hashimę.

Hashima pozytywnie zaskakuje łatwością, z jaką pokazuje trudne dla narodu chwile. Twórcy, bez popadania w tak typowy i znany z polskiej kinematografii ból istnienia, jeśli chodzi o historię, ukazują w bardzo przystępny i uniwersalny sposób zmagania swoich przodków. Posługują się przy tym oczywiście wymyślonym na potrzeby filmu scenariuszem, historię traktując jako wskazówkę i swoisty znak drogowy, ale udaje się tu uniknąć niepotrzebnego żalu do wszystkich i do wszystkiego. Nie udaje się natomiast uciec od momentami nadmiernego i odrobinę nużącego patosu, nie brakuje tu skrótów fabularnych (dobrym przykładem będzie pojawienie się kompletnie znikąd amerykańskiego szpiega, który mocno namiesza na wyspie), bohaterowie, mimo iż nakreśleni i zagrani bardzo dobrze, czasami posługują się nieco plastikowym językiem, a niektóre sceny wzbudzają w widzu uniesienie brwi. Scenariusz to jednak jedyny zarzut, który kieruję w stronę filmu, ponieważ cała reszta broni się z nawiązką.

Czynnikiem, który najbardziej broni Hashimę są… emocje, jakich film ten dostarcza. Oglądając dzieło Seung-wan Ryoo, nie sposób się nudzić i wpływa na to kilka istotnych czynników, które połączone ze sobą owocują wysoką notą końcową dla filmu i przyjemnością widza. Zachwyt wzbudza dopracowana w najmniejszych szczegółach scenografia, nie gorzej wypadają kostiumy i charakteryzacja. Niektóre ujęcia to istny majstersztyk, a końcowe trzydzieści minut to perfekcyjnie zrealizowana scena wojenna, której nie powstydziliby się tacy mistrzowie jak Nolan czy Eastwood. To się ogląda po prostu w pełnym napięciu, a towarzyszy temu najzwyczajniejsza obawa o losy bohaterów. Aktorsko jest bardzo dobrze, momentami nawet świetnie – zarówno jeśli chodzi o sceny akcji (rewelacyjna sekwencja w męskiej łaźni!), jak i te momenty, w których bohaterowie jedynie rozmawiają. Najjaśniejszym punktem filmu w tym względzie jest Su-an Kim, która swoją grą jest w stanie przyćmić większość dziecięcych aktorów zatrudnianych w rodzimej kinematografii.

Hashima to kolejny przykład tego, jak kino koreańskie jest różnorodne i jak wiele może zaoferować europejskiemu widzowi. Jeśli lubujecie się w blockbusterach i lubicie filmy pełne akcji, z muzyką podkręcającą emocje i wyraźnymi bohaterami – nie poczujecie się zawiedzeni. Jednak nawet widzowie, którzy na co dzień nie przepadają za takimi filmami (sam do takowych należę, a bawiłem się świetnie) w znacznej mierze wyjdą z kina zadowoleni. To epickie, zrealizowane na światowym poziomie, smutne, ale i wzniosłe kino wojenne z uniwersalnym przesłaniem.

Fot.: Mayfly

Hashima

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *