Hellblazer

Hellblazer spotyka dzieci-kwiaty – Jamie Delano – „Hellblazer. t. 2”

Popularność maga, egzorcysty i proletariusza w jednej osobie, czyli niepokornego Johna Constantina, w popkulturze znanego jako Hellblazer, zapoczątkował Allan Moore w kultowym już komiksie Saga o potworze z bagien. To właśnie na kartach Sagi po raz pierwszy pojawił się pyszałkowaty pogromca demonów. Potem postać bezczelnego egzorcysty przejęli i twórczo rozbudowali  scenarzysta Jamie Delano oraz rysownicy John Ridgway i Richard Piers Rayner. Opowiadający o przygodach niereformowalnego grzesznika Hellblazer to najdłużej ukazująca się komiksowa seria w Wydawnictwie DC. Na przestrzeni lat scenariusze przygód Johna Constantina pisało wielu znanych autorów, m.in. Garth Ennis, Paul Jenkins, Warren Ellis, Brian Azzarello, Neil Gaiman czy Grant Morrison. Ku uciesze fanów wydawnictwo Egmont cyklicznie wznawia kolejne tomy przygód Hellblazera. Właśnie ukazał się ósmy, a drugi z trzech autorstwa Jamiego Delano. Dowiemy się z niego m.in. dlaczego John Constantine dołączył do komuny hipisów, co go łączy z masonami i Margaret Thatcher.

Tym razem John Constantine, dążąc do osiągnięcia wewnętrznego spokoju zburzonego nieustannym obcowaniem z nadprzyrodzonymi bytami, próbuje nawiązać kontakty z żywymi ludźmi. Przystępuje więc do komuny hipisów i wraz z nimi przemierza kraj. Jednak nawet wśród dzieci-kwiatów dosięga go mroczne przeznaczenie. Chcąc nie chcąc, ponownie musi walczyć, aby piekielne moce nie zawładnęły światem.

Oldschoolowy Hellblazer

Sięgając po tom autorstwa Delano, należy pamiętać, że powstał on w latach 80. minionego stulecia, co momentami widać aż nadto wyraźnie. Zarówno w fabule i dialogach, jak i oldschoolowych rysunkach. Nie oznacza to jednak, że przygody Constantina są niezrozumiałe albo trącą myszką. Wprost przeciwnie. Chyba jeszcze nigdy kontekst kulturowy tej opowieści nie był bardziej aktualny niż teraz.

Pewna archaiczność wyczuwalna jest np. w formie wypowiedzi. Delano opisuje świat za pomocą monologów wewnętrznych Hellblazera, co jest zabiegiem typowym dla opowieści utrzymanych w konwencji noir. I trzeba przyznać, że ta konwencja znakomicie sprawdza się, gdy chodzi o styranego życiem i pozbawionego złudzeń co do natury rzeczywistości egzorcysty-socjalisty, któremu aż nadto często przychodzi mierzyć się ze złem. Złem generowanym przez niesprawiedliwy, okrutny system i tym nadprzyrodzonym.

Jamie Delano to pierwszy scenarzysta serii Hellblazer

Serii, która ukazywała się nieprzerwanie od stycznia 1988 roku do lutego 2013 (i powróciła w latach 2019-2020). Ale czy najlepszy? Tu zdania są podzielone, ponieważ Hellblazer miał wyjątkowe szczęście do wybitnych i różnorodnych scenarzystów pokroju Gartha Ennisa, Warrena Ellisa czy Granta Morrisona. Nie da się jednak zaprzeczyć, że to właśnie Delano tchnął w Johna Constantine’a nowe życie i poprowadził go na zupełnie nowe ścieżki.

Ósmy tom zbiorczej kolekcji (a drugi ze scenariuszami Delano) udowadnia, że autor jest mistrzem łączenia mrocznej fantastyki z polityczną satyrą. W jego komiksach znajdziemy mnóstwo odniesień do wówczas bieżących wydarzeń społecznych i politycznych. A jednocześnie to w dalszym ciągu historie o duchach, demonach i innych mrocznych bytach nie z tego świata.

Natomiast sam John Constantine to wciąż bohater z krwi i kości. Postać bardzo niejednoznaczna, wyrazista i skomplikowana. Uliczny cwaniaczek i naciągacz, a zarazem ostatni sprawiedliwy na tym padole łez. Łajdak, szalbierz, huncwot, naciągacz i wreszcie – okultysta. Kombinator i oszust. Jakby tego było mało, nasz egzorcysta konsekwentnie stoi po stronie biednych i uciśnionych, jest proletariuszem, abnegatem i wyrzutkiem.

Body horror i Monty Python

Niełatwo ocenić drugi tom dzieła Delano. Natłok narracji momentami przytłacza. A jednak w tych starszych komiksach od Vertigo jest coś magnetycznego. Nie dbano wówczas o piękną oprawę graficzną czy happy end. Dostajemy za to brutalną szczerość i przekonanie, że świat nie jest szczególnie miłym miejscem.

Ponadto Delano intensywnie eksploatuje motywy grozy. Raz po raz mamy okazję oglądać niepokojące i zarazem fascynujące sceny utrzymane w konwencji body horror. W Hellblazerze nie brakuje też scen, w których bohaterowie znajdują się pod wpływem psychodelików oraz zakręconych, absurdalnych wątków.

Wszystko to razem składa się na cudaczną i niepodrabialną opowieść o jednej z najbardziej charyzmatycznych postaci, jaką spotkamy na kartach komiksów.

Fot.: Egmont


Przeczytaj także:

Recenzja komiksu Hellblazer t.1

Hellblazer

Write a Review

Opublikowane przez
Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *