Historia gitarą pisana – Wojciech Hoffmann – „Behind The Windows” [recenzja]

Wojciech Hoffmann na swojej solowej ścieżce kariery prezentuje nieco odmienną stylistykę od tej, którą znamy z jego występów z Turbo. Drugi w karierze artysty solowy krążek, Behind The Windows, to świadectwo jak świetnym i wszechstronnym muzykiem jest Hoffmann, a przede wszystkim potwierdza jego klasę jako kompozytora.

Fani Hoffmanna trochę poczekali na następcę Drzew z 2003 roku. W sumie w obozie Turbo przez ten czas dużo się działo. Trzy albumy (Tożsamość, Strażnik Światła, Piąty Żywioł), zmiana wokalisty i mnóstwo koncertów, których grupa rok w rok daje dziesiątki, zjeżdżając wzdłuż i wszerz cały kraj. Gitarzysta jednak w natłoku obowiązków związanych z Turbo znalazł czas i wysmażył blisko siedemdziesiąt minut instrumentalnej (z małym wyjątkiem) muzyki odwołującej się do stylistyki rocka/metalu progresywnego i mistrzów gitary elektrycznej takich jak Steve Vai czy Joe Satriani. Koniecznie należy nadmienić, że towarzyszy mu zespół złożony ze wspaniałych instrumentalistów jak perkusista Atma Anur (Cacophony, Greg Howe, Tony MacAlpine), Sławek Belak na klawiszach (znany z polskego power metalowego składu – Pathfinder) i basista – Arek Malinowski.

Początek płyty rozpoczyna się od hołdu dla zmarłego w 2011 roku Gary’ego Moore’a. Hoffmann krzesi ze swojej gitary smutne solo, tchnące nostalgią i tęsknotą, tak jak to potrafił doskonale robić Irlandczyk; wystarczy przypomnieć sobie jego nieśmiertelny szlagier Still Got The Blues. Jednak zanim człowiek na dobre rozmarzy się w nastrojowych dźwiękach gitary Hoffmanna, pojawia się pierwszy, właściwy utwór, czyli The Birth. Tutaj Hoffmann w pełni ukazuje swoje progresywne ciągoty, nieregularny rytm, gęste klawisze, mnogość solówek gitarowych, w tym zaproszonych gości, a wśród nich m.in. Grzegorz Skawiński i Neil Zaza, uznany, amerykański gitarzysta. Trójka wiosłowych robi swoje, każdy z nich ma swój styl grania i doskonale się uzupełniają, a do tego należy dodać szaleństwa Jelonka na skrzypcach. Mocny początek.

Cała płyta to muzyka instrumentalna i powiem szczerze, miałem obawy, czy Hoffmann zapewni mi odpowiedni poziom uwagi przez cały czas trwania albumu. Kilka pierwszych przesłuchań rozwiało moje wątpliwości, bo takie spokojne, łagodne i z pięknymi melodiami Carefree Fields czy Centimeter of Time (cóż za solo gitary basowej Arka Malinowskiego!) i Falling Love doskonale kontrastują z kąśliwym, rock ‘n’ rollowym SD&RR czy też ostrym, metalowym z początku Journey of the End, który pod koniec robi się zaskakująco filmowy. Utwór tytułowy również przykuwa uwagę. Kolejny, świetny temat przewodni, ale i wokalizy Martyny Hoffmann dodają kolorytu tej kompozycji. Ponadto doskonałe solo na gitarze elektryczneh wysmażył mistrz tego instrumentu – Leszek Cichoński.

Jednak to nie koniec atrakcji, bo druga część płyty jest naszpikowana gośćmi. I tak Confession by the Window ze stricte gitarowego grania zamienia się w ostrą metalową jazdę, do której pokrzykują: wokal Decapitated – Rafał Piotrowski i aktualny głos Turbo – Tomasz Struszczyk. Świetnie tej kompozycji zrobiło zaśpiewanie jej na czysty głos i growl. Najdłuższy In the Line to God to ciężki, lekko sabbathowy riff, wolniejsze tempo i kolejni goście na płycie. Tutaj, poza wokalizami Sławka Belaka i skrzypcami Jelonka, mamy saksofon Marcina Knajpera i następne, szalone solo Neila Zazy. I szczerze? Prowadzący riff i popisy instrumentalistów ratują trochę ten utwór, bo właśnie tutaj – a niektórzy powiedzą, że dopiero tutaj – wkrada się znużenie, bo, jakby nie było, materiał jest długi i wymagający.

Wojciech Hoffmann "Behind The Windows"

Sam koncept płyty też jest bardzo ciekawy, bowiem Hoffmann za pomocą dźwięków opowiada o życiu człowieka, a przede wszystkim o jego nieuchronnym składniku, czyli przemijaniu. The Birth mówi, jak sama nazwa może sugerować, o narodzinach. I rzeczywiście Hoffmann doskonale rzeźbi dźwiękowe krajobrazy pasujące do tematyki kompozycji, bo opowieści o pierwszym papierosie, randce czy piwie towarzyszy ostra, kąśliwa muzyka (SD&RR). Falling In Love jest odpowiednio wyciszony, gitara brzmi zmysłowo, delikatnie; Hoffmann unika jakichkolwiek zbędnych popisów. Od utworu tytułowego zaczyna się dorosłość i rutyna życia codziennego, aż nadchodzi nieuchronny koniec, o czym opowiada In The Line to God.

Prawdę mówiąc, w ogóle nie lubię płyt z muzyką instrumentalną, szczególnie, kiedy tworzą ją najlepsi współcześni gitarzyści tacy jak Satriani, Vai i nawet niech będzie nasz Grzegorz Skawiński. I nie dlatego, że nie doceniam ich nieprzeciętnych umiejętności i biegłości w grze na gitarze. Po prostu ich nagrania mnie przeważnie nudzą, bo często poza wywracaniem palcami po gryfie, nic więcej nie stoi za tą muzyką. Może przesadzam i to zdecydowanie, jednak ogólny koncept płyty Behind The Windows i sposób opowiedzenia za pomocą gitary Hoffmanna opowieści kupił mnie totalnie, bo oprócz wspaniałej gry na gitarze otrzymałem ciekawy, niebanalny przekaz, który pięknie koresponduje z dźwiękami wydobywanymi spod palców Hoffmanna. Szkoda, że gitarzysta Turbo tak rzadko sięga po instrument, aby nagrywać solowe albumy.

Fot.: Wojciech Hoffmann

Write a Review

Opublikowane przez

Jakub Pożarowszczyk

Czasami wyjdę z ciemności. Na Głosie Kultury piszę o muzyce.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *