Historia intymna – Mikołaj Grynberg – „Poufne” [recenzja]

Pierwsze zdanie, które wprowadza czytelnika do tej historii intymnej, to ostatnie zdanie z tomu opowiadań pt. „Rejwach”. Dzięki temu zabiegowi „Poufne” stanowi swojego rodzaju kontynuację tegoż tomu. Tym razem jednak uchyla drzwi do życia rodzinnego. Ci, którzy czekali na pozytywny aspekt w twórczości autora, doczekali się. „Poufne” to opowieść o rodzinie szczęśliwej, pogodnej, o tym, jak dzieci stają się opiekunami swoich rodziców w pewnym momencie życia. I zdecydowanie nie jest to obciążające, ale staje się naturalnym odruchem. To także historia o dziedziczeniu cech, jak i przedmiotów (biurko dziadka, które pachnie ojcem). Choć z tymi drugimi przez zawieruchę historyczną było kiedyś trudno. Biorą więc na pamiątkę te przedmioty, które według nich ich dzieci chciałyby zatrzymać. I tak trwa sztafeta pokoleń, którą czyta się jednym tchem.

Historia rodzinna szeptana jest niemal na ucho. Pokazuje, co możemy odziedziczyć od najbliższych nam osób. Poznajemy ojca, który denerwuje się, że dzieci się spóźniają, mimo że przychodzą piętnaście minut wcześniej. W tym przypadku tym, co się dziedziczy jest przychodzenie znacznie wcześniej, po to by ta druga osoba się nie martwiła, nie denerwowała. By w głowie nie uruchomił się katastroficzny scenariusz. Motorem napędowym takiego zachowania jest po prostu troska i miłość. A zrozumie ją ten, kto przeżył wojnę. Kolejne pokolenia starają się więc zrozumieć ten mechanizm, to jakie myśli mogą pojawić się w głowach, z jakimi lękami z przeszłości muszą się mierzyć starsi. Nie zawsze im się to udaje, ale starają się o nich dbać. Gdyż nadrzędną wartością jest bycie razem.

Inna historia to anegdota o synu, który zdecydowanie nie chce stać się wyobrażeniem swojego ojca. Ma własne plany na swoje życie. Nie ma ochoty na studia medyczne. Inny syn z kolei nie ma aspiracji, by zostać profesorem. Każdy z nich chce podejmować własne decyzje, być niezależny, chce, by rodzic nie ingerował w jego wybory. Okazuje się, że szkoła, edukacja stają się pewnego rodzaju testem zarówno dla rodziców, jak i dzieci. Co ciekawe, będąc dorosłym czytelnikiem, doskonale rozumiemy każdą ze stron. Co więcej, autor w jednym z wywiadów cytuje zdanie swojego ojca, które brzmi: „Żeby być równym, trzeba być lepszym”. I ono chyba idealnie obrazuje wyżej wspomniane zjawisko.

Mikołaj Grynberg o swojej twórczości mówi: „proza autobiograficzna”. Intymna historia rodzinna jest tego przykładem. I wydaje mi się to niebywale trafne określenie. Będące pomiędzy czysta prozą a biografią. Każdy z bohaterów uwieczniony w książce jest charakterystyczny. Można nawet rzec, że bohater jest poniekąd zbiorowy. I jest nim rodzina. Ośmielę się stwierdzić, że jest to pierwsza publikacja autora, która podnosi na duchu. Pokazuje, ile można dobra odziedziczyć od najbliższych. Dziedziczy się bowiem żałobę po ludziach, których się nie znało. Przyznać trzeba, że to również odróżnia tę rodzinę. Jest nieznanym nam konstruktem. Tu w myśleniu o przeszłości i przyszłości pokoleń wpisana jest żałoba i przygotowanie na śmierć. Wszak jedna z postaci ma już nawet przygotowane litery na swój grób. Dlaczego? Po to by ułatwić dzieciom przejście przez ten trudny moment straty. Ta historia została opowiedziana dla pewnego rodzaju balansu między tym, co pogodne, a tym co smutne. 

 

Fot.: Wydawnictwo Czarne

Write a Review

Opublikowane przez

Magdalena Kurek

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Gdańskim. Zgodnie z sentencją Verba volant, scripta manent (słowa ulatują, pismo zostaje) pracuje nad rozprawą doktorską poświęconą interpretacji muzyki w prasie lat ’70 i ‘80. Jej zainteresowania obejmują literaturę i sztukę, ale główna pasja związana jest z tempem 33 obrotów na minutę (mowa oczywiście o muzyce płynącej z płyt winylowych).

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *